Dzierżawski, jako pełnomocnik komitetu "Stop pedofilii", który wniósł projekt, wyjaśnił, że przedłożenie wprowadza zapis o karze do 2 lat więzienia lub grzywny za "publiczne propagowanie lub pochwalanie podejmowanie przez małoletnich poniżej lat 15, zachowań seksualnych, lub dostarczanie im środków ułatwiających podejmowanie takich zachowań".

Jak mówił, celem noweli jest "umożliwienie ścigania osób demoralizujących młodzież pod osłoną prowadzenia edukacji". Dodał, że celem było też wywołanie debaty publicznej nt. zagrożenia seksualizacją dzieci i jak ocenił, został on osiągnięty.

"Od wielu lat szkoły penetrowane są przez samozwańczych edukatorów seksualnych i mimo braku podstaw prawnych MEN wspiera ich działania. Rodzice są często oszukiwani co do prawdziwego przebiegu tych zajęć i mówi im się, że są to warsztaty z komunikacji" - przekonywał.

Według Dzierżawskiego szykowane są rewolucyjne zmiany dotyczące edukacji seksualnej; przypomniał zaprezentowane na konferencji WHO standardy edukacji seksualnej w Europie. "Seks przedstawiono jako przyjemność, do której młodzi mają prawo" - mówił. Według niego dokument zachęca dzieci do eksperymentowania ze swoją seksualnością, zachęca do różnorodności seksualnej, ale nie określa się żadnych norm.

"Dzieci rozbudzone seksualnie przez instruktorów seksualnych, pozbawione wstydu staną się bardzie podatne na działania pedofilów" - przekonywał. Wskazywał na zagrożenia wynikające z seksualizacji dzieci m.in. obniżenie wieku inicjacji seksualnej, wzrost zachorowań na choroby weneryczne czy liczby młodocianych ciąż.

"Kto korzysta na promowanej seksualizacji? Z pewnością nie młodzi, którym wciska się uzależnienie seksualne (...) Beneficjentami są producenci antykoncepcji i organizacje aborcyjne" - przekonywał Dzierżawski. Dodał, że na działaniach seksedukatorów korzystają także pedofile, producenci pornografii, biznes aborcyjny, "gangsterzy i mafie". (PAP)