Szkoły jazdy nie będą mogły współdzielić infrastruktury, zostaną zwiększone wymagania dla instruktorów. Stracą też oni monopol na jazdy doszkalające. Wszystko w imię podniesienia jakości kursów.

Po odmrożeniu gospodarki Ministerstwo Infrastruktury (MI) zamierza ruszyć z pakietem zmieniającym wymagania wobec ośrodków szkolenia kierowców (OSK), instruktorów, egzaminatorów, a nawet osób sprawujących nadzór nad tymi podmiotami w imieniu starostw. Szczegóły propozycji przedstawił wczoraj w Sejmie wiceminister Rafał Weber.
Akcja deregulacja
W pierwszej kolejności resort infrastruktury zamierza wyjść naprzeciw oczekiwaniom kandydatów na kierowców i zderegulować rynek jazd doszkalających. Dziś, gdy osoba, która ukończyła szkolenia praktyczne, uważa, że po 30 godzinach jej umiejętności wciąż nie wystarczą, by spokojnie podejść do egzaminu (czy po prostu by pewnie czuć się na drodze), musi wykupić jazdy doszkalające w OSK. Ich koszt, w zależności od miasta, waha się od 50 do 90 zł za godzinę.
‒ Dlatego rozważamy wprowadzenie możliwości szkolenia osoby ubiegającej się o uzyskanie uprawnień do kierowania pojazdami kategorii B o jazdę z osobą towarzyszącą. Do takiego kursu będzie mogła przystąpić osoba, która ukończyła 17 lat, a szkolenie odbywałoby się przy użyciu wskazanego przez kandydata na kierowcę odpowiednio przygotowanego pojazdu – mówił wiceminister Weber, dodając, że warunkiem rozpoczęcia jazd z osobą towarzyszącą, rodzicem czy opiekunem prawnym, byłoby ukończenie części teoretycznej i praktycznej oraz nauki udzielania pierwszej pomocy. – Dodatkowe szkolenie praktyczne realizowane w warunkach drogowych pozwoli na lepsze obycie się z ruchem drogowym i lepsze wypracowanie technicznych umiejętności kierowania pojazdem. Będzie to też alternatywa dla dość kosztownych jazd wykupowanych w OSK – dodaje Weber.
Oprócz tego resort zamierza też zlikwidować prawny absurd zabraniający doszkalania w OSK osób, które nie mają statusu kandydata na kierowcę, bo posiadają już prawo jazdy, ale np. miały dużą przerwę w prowadzeniu auta. Te zasady są nie tylko nieżyciowe, ale powodują też, że kierowcy, którzy po wielu latach od egzaminu kupili auto i chcą się podszkolić, są de facto skazani na lekcje w szarej strefie. MI chce, by mogli oni przechodzić kursy doszkalające na równi z osobami, które np. miały uprawnienia i starają się o ich przywrócenie.
Infrastruktura na wyłączność
Ministerstwo proponuje też zwiększyć wymagania dla samych OSK. Planowana jest likwidacja podziału na zwykłe szkoły jazdy i tzw. Super OSK, i wprowadzenie jednolitych, wyższych wymagań dla wszystkich ośrodków. Ma m.in. pojawić się wymóg, by przedsiębiorca ubiegający się o wpis do rejestru podmiotów prowadzących naukę jazdy posiadał infrastrukturę odpowiednią do zakresu szkolenia, ale użytkowaną wyłącznie na potrzeby jego działalności: wyposażone sale wykładowe i lokale biurowe, plac manewrowy umożliwiający wykonanie wszystkich zadań poza ruszaniem na wzniesieniu, a także co najmniej jeden pojazd. A to budzi kontrowersje, bo znacznie podnosi próg finansowy wejścia na rynek.
‒ Temat jest bardzo trudny, bo w dużych miastach, jak Warszawa czy Poznań, dostępność placów manewrowych jest ograniczona. Z drugiej strony ma to przeciwdziałać patologicznym praktykom niektórych dużych ośrodków, które fikcyjnie wynajmują plac manewrowy i sale wykładowe nawet trzydziestu jednoosobowym firmom po 300 zł miesięcznie. A dla tych małych podmiotów najważniejsze jest to, że na papierze mają infrastrukturę, którą mogą wykazać w starostwie ‒ komentuje Kazimierz Bandos, prezes Polskiej Federacji Stowarzyszeń Szkół Kierowców. Jak tłumaczy, właściciele dużych placów manewrowych nadal będą mogli je wynajmować innym podmiotom, z tym że najemca czy dzierżawca będzie musiał być wyłącznym dysponentem wydzielonej części.
Jego zdaniem także wprowadzenie możliwości doszkalania się pod okiem rodzica nie uderzy w interesy szkół jazdy. – W krajach, gdzie istnieje taka możliwość, korzysta z niej od 3 do 7 proc. kandydatów na kierowców, natomiast zdawalność egzaminu u takich osób jest o 30 proc. większa i powodują one później o połowę mniej wypadków. Dlatego jestem gorącym zwolennikiem takiego rozwiązania – mówi Kazimierz Bandos.
Etap legislacyjny
Prace wewnątrzresortowe