Wbrew intencjom Brukseli polski rząd nie zamierza uwzględniać w dokumencie tożsamości tzw. trzeciej płci.
Wbrew intencjom Brukseli polski rząd nie zamierza uwzględniać w dokumencie tożsamości tzw. trzeciej płci.
Do tej pory o nowym wzorze dowodu osobistego, który zacznie być wydawany od 2 sierpnia br., mówiło się np. w kontekście niedogodności związanej z faktem, że nie złożymy już wniosku online o jego wydanie. Wszystko przez to, że urząd gminy będzie musiał pobrać nasz odcisk palca i odręczny podpis. Ale, zdaniem naszych rozmówców, jest z nim inny problem, o dużo poważniejszym charakterze.
Rozporządzenie unijne, na podstawie którego opracowano nowy wzór dowodu, wskazuje, że jeśli jakieś państwo decyduje się określać płeć posiadacza dokumentu tożsamości, to „należy odpowiednio stosować właściwe wartości określone w dokumencie ICAO nr 9303: «F», «M» lub «X» lub odpowiednią literę stosowaną w języku lub językach danego państwa członkowskiego”. W przypadku Polski teoretycznie miałoby to być: „K” (kobieta), „M” (mężczyzna) lub – np. – „X” (płeć nieoznaczona). Szkopuł w tym, że ani polski system prawny, ani ewidencje czy rejestry państwowe nie przewidują trzeciej opcji.
W rządzie słyszymy, że w pierwotnym tekście rozporządzenia był artykuł mówiący o tzw. trzeciej płci („inna”). Na etapie trilogów (trójstronnych negocjacji KE-PE-Rada UE) polska delegacja utrzymywała, że rozporządzenie powinno dotyczyć wyłącznie podniesienia bezpieczeństwa dokumentów unijnych i należy w związku z tym odejść od zaproponowanych przez europarlament zapisów o tzw. trzeciej płci. W efekcie ustalono, że samo uwzględnianie płci na blankiecie jest opcjonalne, a to, jak to robić („F”, „M” lub „X”), przeniesiono do części „nienormatywnej” rozporządzenia unijnego.
Polski system prawny nie przewiduje trzeciej opcji
– Rozwiązania dotyczące zapisu innych płci w dowodach osobistych nie są ujęte w części normatywnej unijnego rozporządzenia i mogą dotyczyć wyłącznie tych państw, których system prawny przewiduje inne rozwiązania niż polskie. Stanowisko rządu PiS w tej sprawie jest jednoznaczne i niezmienne – mówi Paweł Szefernaker, wiceszef MSWiA.
Kolejna osoba z rządu twierdzi, że „w tej sprawie UE posługiwała się blankietowo rekomendacjami ONZ, które siłą rzeczy nie są wiążące”. Niektórzy nasi rozmówcy powołują się jeszcze na art. 33 ust. 1 konstytucji, który o równości prawa „w życiu rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym” mówi w odniesieniu wyłącznie do kobiet i mężczyzn. Inni widzą sprawę nieco inaczej. – Pytanie, czy w tym momencie nie powinno być na odwrót, tzn. że to Polska powinna dostosować system prawny do unijnego rozporządzenia. Oceniam, że sprawa będzie problematyczna – wskazuje jeden z nich.
Profesor Artur Nowak-Far, były wiceszef MSZ, ocenia, że choć interpretacja rządu jest dopuszczalna, to w tej sprawie może być spór. – Można przyjąć wersję z dwoma literkami M i F, ale to nie jest jasne i jedyny władny do interpretowania tego jest TSUE – uważa profesor.
Inny rozmówca wskazuje, że polski rząd, wyrażając sprzeciw na etapie prac nad rozporządzeniem, może próbować przyjąć linię obrony, o której mówi minister Szefernaker. – Preambuła nie stanowi o obowiązku państwa członkowskiego do wdrożenia części nienormatywnej. Stosowne zapisy powinny znaleźć się w części normatywnej. Ta preambuła jest jednak wyjątkowo szczegółowa – zaznacza.
Europoseł PO Andrzej Halicki przypomina, że co do zasady znaczenie ma finalny dokument, nie ma tu votum separatum, a rozporządzenie powinno być wdrożone in extenso, czyli w całej rozciągłości. – Tu jest 16 paragrafów będących źródłem prawa i 48 punktów, które są intencjonalne i kierunkowe. To oznacza, że jest to działanie pożądane, ale nie obligatoryjnie czy obowiązkowe. W związku z tym na razie nie będzie podstawy do zaskarżenia braku takich przepisów w prawie polskim. Ale to dyskusja, która do nas wróci – ocenia europoseł.
O sytuację, w której polski rząd będzie musiał dowieść swoich racji, nie będzie trudno. Jak wskazuje jeden z naszych rozmówców, wystarczy, że po 2 sierpnia do urzędu gminy zgłosi się jedna osoba nieutożsamiająca się ani z płcią męską, ani żeńską, zażąda uwzględnienia tego w dowodzie osobistym, o który zawnioskuje, i powoła się na unijne przepisy.
Urzędnicy z Komisji Europejskiej w odpowiedzi dla DGP nie przesądzają sprawy w jednoznaczny sposób. Podkreślają, że decyzją kraju członkowskiego jest to, czy w ogóle wymaga określenia płci w dowodzie. Jeżeli tak, to KE odsyła do standardów określonych w dokumencie ICAO 9303.
Nasz rozmówca podkreśla, że te standardy są szeroko stosowane przez państwa członkowskie, np. przy wydawaniu paszportów. Tak więc państwa członkowskie po prostu będą stosować te międzynarodowe standardy także w przypadku dowodów osobistych.
Nasi rozmówcy podkreślają, że nawet jeżeli sprawa nie jest jednoznaczna, to pojawia się nowy pretekst do walki prawnej osób niebinarnych.
W 2019 r. na wprowadzenie trzeciej płci do dokumentów tożsamości zdecydowała się Kanada. Wnioskując o dowód lub paszport, osoba nieidentyfikująca się jako kobieta lub mężczyzna może wybrać oznaczenie „X” zamiast tradycyjnego „M/K”. Kanada przyjęła te regulacje stosunkowo późno. Rozwiązanie uwzględniające płeć „X” już wcześniej funkcjonowało w niektórych państwach Europy i Ameryki Łacińskiej.
Na Malcie, gdzie prawo jest w tej kwestii jednym z najbardziej progresywnych na świecie, aktualizacji identyfikacji płciowej w dokumentach można dokonać nawet bez konieczności poddania się konsultacjom medycznym czy psychologicznym. Do zmiany danych wystarczy samo oświadczenie woli. Za wprowadzenie takich przepisów odpowiadała Helena Dalli – ówczesna minister ds. dialogu społecznego, spraw konsumentów i wolności obywatelskich, która dziś zajmuje stanowisko komisarza europejskiego ds. równości.
Podobne przepisy obowiązują w Argentynie. Do skorzystania z oznaczenia „X” w oficjalnych dokumentach nie jest wymagana zgoda lekarza czy sędziego. Inne kraje podchodzą do tej kwestii w nieco bardziej rygorystyczny sposób, wymagając od wnioskodawcy potwierdzenia organu zewnętrznego. Tak jest np. w Kolumbii, gdzie należy złożyć przysięgę u notariusza.
Choć mogłoby się wydawać, że prawa osób LGBT są domeną Zachodu, specjalne przepisy uchwaliły także tradycyjnie konserwatywne państwa Azji Południowej. W Indiach, Bangladeszu, Nepalu i Pakistanie występuje bowiem rdzenna społeczność „trzeciej płci”. Hidźrą, bo tak określa się jej członka, jest osoba urodzona biologicznie jako mężczyzna, ale nieutożsamiająca się kulturowo lub psychicznie z płcią męską czy męskimi rolami w społeczeństwie, a także transpłciowe kobiety oraz osoby inter płciowe (urodzone z narządami obojga płci lub pośrednimi).
Dlatego w Pakistanie, kraju pod silnym wpływem islamskiej tradycji, w 2018 r. przyjęta została ustawa, zgodnie z którą państwo musi respektować „najbardziej wewnętrzne i indywidualne poczucie siebie osoby jako mężczyzny, kobiety, mieszanki obu lub żadnego; może to odpowiadać lub nie odpowiadać płci przypisanej przy urodzeniu”. Ustawa daje więc Pakistańczykom możliwość korekty własnej tożsamości płciowej we wszystkich państwowych dokumentach, jak paszporty czy prawo jazdy. Takie rozwiązanie przewiduje również prawo nepalskie, które zezwala na zmianę oznaczenia płci z „M” lub „K” na „O” (skrót od „other”, czyli „inny”). Mimo tak progresywnych w skali świata rozwiązań prawnych, społeczności te spotykają się jednak z częstą dyskryminacją.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama