Czasowstrzymywacz nie zadziałał, ciąże się nie cofnęły. W październiku Trybunał Konstytucyjny ogłosił wyrok, który rozpalił społeczny gniew, a miesiąc temu rząd zdecydował się go opublikować.

Minęły cztery miesiące, w których politycy partii rządzącej mogli przekuć frazesy o ochronie życia w czyn. Jakaś dziewczyna przed miesiącem dowiedziała się, że jej dziecko będzie niepełnosprawne. Inna była już zdecydowana na przerwanie ciąży, na gwałt szukała pomocy za granicą. Takich przypadków przybywa lawinowo.
Co w tym czasie zaproponowano kobietom zamiast aborcji? Nic. Hospicja perinatalne nie zauważyły większego zainteresowania świadczoną przez nie pomocą. Trudno się dziwić – żaden lekarz i żadna położna nie są zobowiązani informować o takiej ścieżce. A finansowanie wsparcia dla jednej rodziny na poziomie 1400 zł nie zapewni ani rzetelnej terapii psychologicznej, ani pogłębionych badań genetycznych. Informator „Za życiem” na internetowej stronie NFZ skupia się na wsparciu dla rodzin dzieci niepełnosprawnych. Pojęcie „hospicjum perinatalne” nie pada tu ani razu. W kwestiach uprawnień dla kobiet oczekujących dziecka strona odsyła na witrynę Ministerstwa Zdrowia. Tu można przeczytać ulotkę o badaniach profilaktycznych i o tym, że karmienie piersią jest ważne. Jest też 36-stronicowy informator, opracowany przed siedmioma laty: ciąża, badania, karmienie, połóg etc. Tu też nie pojawiają się te straszne słowa: wada letalna, hospicjum, śmierć.
Czarowanie rzeczywistości znów się nie udało. Kilkoro polityków ma czystsze sumienia – za cenę podpalenia społecznych emocji i zdemolowania resztek wspólnoty. Czas mija, kolejne kobiety dziś, jutro i za tydzień usłyszą diagnozę, która potrafi zwalić z nóg. Niektóre trafią pod skrzydła hospicjów perinatalnych. Inne poradzą sobie na własną rękę. Jako społeczeństwo zostaniemy z pokaźnym rachunkiem do zapłacenia: za najkosztowniejsze w III RP czyszczenie politycznych sumień.