Regulacje dotyczące funkcjonowania wielkich platform internetowych, jak Facebook czy Twitter, stały się kolejnym polem konfliktu między PiS a Solidarną Polską.

Dotarliśmy do stanowiska Ministerstwa Sprawiedliwości, w którym resort wyraża wątpliwości dotyczące szykowanego w Unii Europejskiej rozporządzenia Digital Services Act (DSA). Cała sprawa jest kolejnym pretekstem do tlącej się wojny między PiS a partią Zbigniewa Ziobry.
Resort sprawiedliwości ma trzy zastrzeżenia. Po pierwsze krytykuje fakt, że autorzy projektowanej regulacji proponują rozwiązywanie sporów użytkowników z platformą przed sądami irlandzkimi, czyli zgodnie z aktualnymi europejskimi siedzibami wielkich platform internetowych. To zdaniem MS utrudni obywatelom dochodzenie swoich praw i zmusi do korzystania z usług tłumaczy przysięgłych. Stąd postulat dotyczący wprowadzenia krajowej jurysdykcji. Po drugie MS chce, by rozporządzenie dawało państwom członkowskim nie tylko uprawnienia do wydawania nakazów usuwania treści, ale i ich przywracania. Prawica zarzuca największym serwisom społecznościowym dążenie do cenzurowania treści o charakterze konserwatywnym.
Po trzecie wreszcie MS chce narzucić platformom obowiązek ustanowienia przedstawiciela na terytorium RP, by ułatwić użytkownikom tych serwisów dochodzenie swoich praw. Z dokumentu wynika, że wokół sprawy dojrzewa cichy konflikt MS z kancelarią premiera. „Przedmiotowe stanowisko jest kontynuacją dotychczasowego stanowiska Ministerstwa Sprawiedliwości, które z niezrozumiałych jednak przyczyn nie było uwzględniane w dotychczasowych stanowiskach Rządu RP przedstawianych w konsultacjach między państwami członkowskimi a Komisją Europejską” – czytamy.
Poprosiliśmy resort o oficjalny komentarz. „Rozporządzenie bez kilku niezbędnych zmian może spowodować wprowadzanie narzędzi cenzorskich bez realnych praw odwoławczych dla użytkowników, zatem grozi wprowadzeniem cenzury, która obecnie jest przedmiotem krytyki. Stanowi wielkie zagrożenie dla stabilności debaty publicznej w Polsce, dlatego Ministerstwo Sprawiedliwości intensywnie pracuje nad propozycjami jego zmian, próbując do nich przekonać KPRM” – odpowiedziało nam biuro prasowe.
W nieformalnych rozmowach ziobryści dodają, że spór ma jeszcze jedną płaszczyznę. – Przygotowaliśmy projekt ustawy o wolności słowa w internecie, który najpierw wyciekł z rządu, a teraz jest blokowany przez KPRM. Premier Mateusz Morawiecki jest gotów zgodzić się na unijne ACTA3, byle tylko nie dopuścić do uchwalenia naszej ustawy – twierdzi polityk Solidarnej Polski, nawiązując do oprotestowanej przed dekadą Umowy handlowej o zwalczaniu obrotu towarami podrabianymi. Nasz rozmówca przekonuje, że z roboczej korespondencji z KPRM wynikało, że otoczenie szefa rządu uznaje postulaty ziobrystów za sprzeczne ze stanowiskiem rządu i nie może ich uwzględnić.
Działania ziobrystów budzą zdziwienie w kancelarii premiera. – Zamierzamy uwzględnić uwagi resortu sprawiedliwości przy pracach nad finalną wersją rozporządzenia DSA, bo sami uznajemy je za ważne – zapewnia nasz rozmówca z KPRM. – Pracujemy nad DSA od trzech lat. Na etapie prekonsultacji zgłosiliśmy cały zestaw uwag i ok. 70 proc. z nich zostało przyjętych. Teraz znamy kształt projektu i przygotowujemy pakiet propozycji, który będzie uzgodniony na forum rządu. A teraz ziobryści wychodzą z ustawą, nie uwzględniając całej naszej pracy i tego, że DSA w ogóle powstaje. Dopiero potem się zorientowali, że coś się dzieje na poziomie unijnym. Pewnie stąd całe nieporozumienie – twierdzi nasze źródło.
Jego zdaniem spór ma dwie płaszczyzny. Po pierwsze chodzi o to, czy regulując funkcjonowanie platform, powinniśmy to zrobić ustawą krajową czy wspólnie z innymi krajami wypracować przepisy dla całej Unii. Ziobryści uważają, że trzeba uchwalić ich ustawę o wolności słowa w internecie i potem ewentualnie ją skorygować pod kątem unijnych regulacji, które wejdą w życie może za dwa lata. – Musimy to uregulować jeszcze w tej kadencji, a na pewno przed wyborami w 2023 r., by debata nie była ograniczana – wskazuje jeden z ziobrystów.
KPRM uważa, że skoro prace na szczeblu unijnym już trwają, nie ma sensu wychodzić teraz z ustawą. – Możemy zrobić świetną ustawę, tylko co nam po niej, jeśli nie będzie zgodna z prawem unijnym? – wskazuje nasz rozmówca z otoczenia Morawieckiego. Przyznaje też, że ma wątpliwości merytoryczne co do projektu Solidarnej Polski. – Kontrowersje budzi pomysł utworzenia Rady Wolności Słowa. Systemowo nowa instytucja niewiele zmieni, lepiej wykorzystać Urząd Komunikacji Elektronicznej albo Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Poza tym to otwarcie kolejnego frontu. Opozycja rzuci się na to, jak wygłodniały pies na kiełbasę – komentuje nasz rozmówca.
Druga płaszczyzna sporu z ziobrystami sprowadza się jego zdaniem do znanych już prób utrącenia Morawieckiego przez Ziobrę. – Odkąd premier po rekonstrukcji rządu stał się także ministrem cyfryzacji, ziobryści poszerzyli ostrzał także o ten obszar – ocenia osoba z KPRM. Ziobryści upierają się przy swojej wersji i podtrzymują, że byli sekowani przez kancelarię premiera w sprawie rozporządzenia DSA. – Dotąd mieliśmy jednoznaczne sygnały z KPRM, że nie mogą przejąć naszych postulatów. Widocznie kiedy panowie zaczęli rozpytywać, zaczęli zmieniać wersję i złagodzili stanowisko. Tym bardziej gdy widzą, że jesteśmy zdeterminowani i nie odpuścimy tego tematu – zapewnia polityk SP.
Tarcia wokół projektu unijnego rozporządzenia to kolejny w ostatnich dniach przykład koalicyjnych sporów. Solidarna Polska postanowiła odegrać się na PiS za odwołanie Janusza Kowalskiego z funkcji wiceministra aktywów państwowych i w czwartek poparła w Sejmie wniosek opozycji zobowiązujący wicepremiera Piotra Glińskiego do przekazania informacji o tym, jak wydano pieniądze z covidowego funduszu dla artystów. – Tu musi być przejrzystość. Nasi wyborcy mają problem z pracą, a tu mamy zwrot utraconych dochodów – uzasadniał głosowanie jeden z ziobrystów. Faktycznie nie miało ono jednak politycznych konsekwencji, a miało być sygnałem dla PiS, że ignorowanie koalicjantów oznacza kłopoty.
Na te sygnały odpowiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński w piątkowym wywiadzie dla PAP, w którym zapewnił, że nie chce „niszczyć sojuszników”. – Chętnie będziemy dalej rządzić Polską razem z tymi dwiema partiami, ale w proporcji wynikającej z układu sił – powiedział. Największa partia Zjednoczonej Prawicy na przemian grozi i sugeruje, by się dogadać. Na razie bez powodzenia. W koalicji rośnie też napięcie wokół postpandemicznego planu odbudowy i dodatkowych unijnych dochodów na jego rzecz. SP konsekwentnie mówi „nie”. – Na razie mamy rząd większościowy. Zobaczymy, co będzie przy głosowaniach, m.in. unijnego programu odbudowy. Jeśli ktoś chce brać odpowiedzialność za to, że się to nie uda, to bardzo źle zapisze się w historii Polski – mówił Kaczyński. Kolejny punkt sporny to Rzeszów, w którym obie partie chcą wystawić swoich kandydatów na prezydenta miasta. Ziobryści proponują wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła, a PiS, jak nieoficjalnie ustalił RMF FM, wojewodę podkarpacką Ewę Leniart. Wybory mają się odbyć 9 maja.