Sąd Najwyższy w Londynie odmówił legalizacji udziału lekarzy w samobójstwie wspomaganym. Odrzucił jednak również orzeczenie niższej instancji, zgodnie z którym sądy w ogóle nie mają prawa decydować w takich sprawach, które leżą w gestii parlamentu.

Apelację przegrali wdowa po zmarłym już Tonym Nicklinsonie, który cierpiał na zespół zamknięcia i sparaliżowany po wypadku Paul Lamb. - Ludzie w zdrowym ciele, nie odczuwający żadnego bólu, mówią mi, że ja mam cierpieć jeszcze latami. Nie rozumiem tego. Nie popełniłem żadnej zbrodni. Nie zasługuję na taką karę - mówił Labm w rozmowie z BBC.

Liberalny Demokrata, Lird Carlile oświadczył jednak, że dzięki brytyjskiej służbie zdrowia nikt w kraju nie musi cierpieć bólu bez środków znieczulających. - Mamy najlepszą opiekę przeciwbólową na świecie i bardzo mało ludzi umiera w męczarniach. To mit, że jest ich bardzo wielu - przekonywał.

Odwołanie do Sądu Najwyższego dotyczyło nie tylko pomocy w zakończeniu życia, ale też pytania, czy sądy w ogóle mogą rozstrzygać w takiej sprawie. Sędzia niższej instancji uznał, że nie i sprawa samobójstwa wspomaganego leży wyłącznie w gestii parlamentu. Tu Sąd Najwyższy nie zgodził się i uznał większością głosów, że sądy mają prawo przyjmować i rozpatrywać takie wnioski.