Posłowie schowani za immunitetem parlamentarnym uznają, że oni – jako prawodawcy – są ponad prawem, które wiąże tylko ludność tubylczą. W państwie prawnym tak to nie działa - mówi Jacek Zaleśny.

Sejm przyjął ustawę o kadrach medycznych, do czego było potrzebne odrzucenie weta Senatu, na raty. Za pierwszym razem partii rządzącej zabrakło jednego głosu, lecz wówczas wicepremier Piotr Gliński zwrócił się do marszałek Elżbiety Witek słowami: „Elżbieta, jest prośba od szefa, żeby zrobić przerwę, bo chyba reasumpcję trzeba będzie zrobić”. Tymczasem zgodnie z art. 189 regulaminu Sejmu głosowanie powtarza się, na wniosek 30 posłów, gdy wynik budzi uzasadnione wątpliwości. Czy można powtórzyć głosowanie tylko dlatego, że komuś nie podobał się jego rezultat?
Jeżeli powodem ponownego głosowania było to, że większości sejmowej zabrakło głosów, to jest to działanie sprzeczne z procedurą postępowania. Nie ma możliwości powtarzania głosowania tylko dlatego, że jest nadzieja na uzyskanie innego rezultatu niż poprzednio. Aby mogło dojść do reasumpcji głosowania, trzeba wskazać, że miał miejsce błąd, który uniemożliwił odzwierciedlenie woli posła. Przykładowo zawieszeniu uległ system do głosowania lub system elektroniczny wadliwie zarachował głos posła. Czyli chodzi o tego typu sytuacje, w których z powodów niezależnych od woli posła jego głos został inaczej zarachowany, niż go realizował w sposób świadomy, pewny i widoczny. Nie chodzi o to, że dany poseł np. zagapił się i nie wziął udziału w głosowaniu, pomylił się czy też rozmyślił się i zmienił zdanie, lecz głosował, a nie zadziałał przycisk, lub też wcisnął zielony, a wyświetlił się czerwony. Tylko w tego typu przypadkach można zarządzić reasumpcję.
Obecnie Sejm nadal pracuje w sposób hybrydowy, tj. część posłów głosuje na sali obrad, a część zdalnie przez internet. Czyli, jak rozumiem, wystarczy, że znajdzie się jeden poseł, który powie, że chciał zagłosować, ale nie mógł, bo np. zawiesił mu się system na tablecie, żeby była przesłanka do reasumpcji?
Najpierw trzeba wykazać, że takie zdarzenie miało miejsce, np. że nie było połączenia internetowego, że nie zadziałał sejmowy system do liczenia głosów. Sejmowy administrator sieci teleinformatycznej nie powinien mieć problemu z ustaleniem stanu faktycznego. W każdym innym przypadku byłoby to poświadczenie nieprawdy, a trzeba pamiętać o tym, że poseł, jako funkcjonariusz publiczny, poświadczając nieprawdę, popełnia przestępstwo i podlega karze pozbawienia wolności do lat 5, a jeżeli zrobił to w celu uzyskania korzyści majątkowej lub osobistej – do lat 8. I te konsekwencje trzeba mieć wyraźnie na uwadze, gdy składa się oświadczenie, że zawiesił się system na tablecie.
Czy zatem marszałek Sejmu przed decyzją o powtórzeniu głosowania powinna sprawdzić prawdziwość takiego oświadczenia o kłopotach technicznych?
Powinna upewnić się, czy wyjaśnienia zawarte w uzasadnieniu wniosku o reasumpcję są prawdopodobne. A w razie wątpliwości odłożyć w czasie podjęcie decyzji, bo równie dobrze może do takiej kwestii powrócić za dni kilka lub kilkanaście. Wątpliwości co do prawdziwych motywów powtórzenia głosowania potęguje fakt, że wicepremier P. Gliński zwrócił się do marszałek E. Witek praktycznie natychmiast po podaniu wyniku głosowania. Na podstawie znanej sekwencji zdarzeń trudno wnioskować, że to jego głos został błędnie zarachowany, bądź też, że natychmiast po głosowaniu został poinformowany przez innego posła, że w następstwie zepsucia się systemu do głosowania nie mógł zagłosować. Może to sugerować, że chodziło o wynik, bo trudno przypuszczać (ale też nie można tego stanowczo wykluczyć), by w tak krótkim czasie do pana premiera dotarły informacje od któregoś z posłów o kłopotach technicznych z głosowaniem. Jeżeli natomiast byłoby tak, że faktycznie zawodzi system do głosowania, to wzgląd na pewność wyniku głosowania nakazywałby odstąpienie od eksperymentów w postaci zdalnych głosowań i powrót do głosowań stacjonarnych, w budynku Sejmu.
To nie pierwszy przypadek reasumpcji głosowania. Na przykład. w 2007 r. powtórzono głosowanie, ponieważ marszałek Marek Jurek zarządził głosowanie nad przyjęciem poprawek Senatu, podczas gdy zgodnie z procedurą powinien zarządzić głosowanie nad ich odrzuceniem. Ale też w ubiegłym roku, podczas wyborów członków do KRS, głosowanie anulowano jeszcze przed podaniem wyniku, po tym jak Joanna Borowiak z PiS powiedziała: „Pani marszałek, trzeba anulować, bo my przegramy. Za dużo osób po prostu jest”. Ktoś mógłby zapytać w takim razie, po co głosowania nad poszczególnymi kwestiami, skoro wiadomo, że i tak wszystkie decyzje muszą być zgodne z wolą partii rządzącej, a jak nie, to się głosowanie powtórzy?
W przeszłości tak bywało, np. w IV Republice Francuskiej, gdzie w imieniu członków klubu decydował jego przewodniczący. Jednak dopóki w Polsce obowiązuje procedura postępowania, która jest prawnie wiążąca, to ona powinna być realizowana. Osoby, które w tym zakresie popełniają nadużycia, muszą pamiętać o grożącej odpowiedzialności karnej. Nie tylko w kontekście poświadczenia nieprawdy, ale też działania na szkodę interesu publicznego, mając na względzie art. 231 kodeksu karnego dotyczący przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków. Bo czym innym niż naruszeniem interesu publicznego jest sytuacja, gdy poseł nadużywa przysługujących mu kompetencji? To są bardzo poważne kwestie, które są bagatelizowane w praktyce. Lecz pamiętajmy o tym, że ten nihilizm prawny, który m.in. w ten sposób przejawia się, jest destrukcyjny dla kształtowania stosunków prawnych i społecznych. Posłowie schowani za immunitetem parlamentarnym uznają, że ich prawo nie obowiązuje, że prawo wiąże tylko ludność tubylczą, a oni – jako prawodawcy – są ponad prawem. W państwie prawnym tak to nie działa. Dopóki więc obowiązuje regulacja dotycząca tego, w jakich przypadkach można powtórzyć głosowanie, to powinna być ona bezwzględnie stosowana. A jeśli większość sejmowa chce, żeby w imieniu członków klubu głosował przewodniczący, to nie ma przeciwskazań, by taki przepis wprowadzić do regulaminu Sejmu i go stosować.