Jak co roku świętowanie 11 listopada odzyskania niepodległości podzieliło Polaków. Marsze, manifestacje, przemówienia i kłótnie. Padają pytania: kto rozpoczął zamieszki? Kto podpalił tęczę? Co ze spaloną budką przy ambasadzie Rosji? Gdzie była policja? Media przychylne różnym opcjom politycznym w jakże znajomy sposób komentują przykre dla prawdziwego patrioty wydarzenia w stolicy. W marszu narodowców na wniosek Komendanta Stołecznego Policji nadinspektora Dariusza Działo wzięło udział 10 obserwatorów z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Sprawdźmy zatem, jak według nich przebiegał Marsz Niepodległości.

Na co patrzyli?

Obserwacje niezależnych przedstawicieli HFPCz skupiły się na działaniach służb prewencyjnych. Przedmiotem badania była kwestia zapewnienia bezpieczeństwa uczestnikom zgromadzeń oraz mieszkańcom miasta. Co więcej, sprawdzono, jak policja radziła sobie z ochroną mienia oraz jak reagowała na naruszenia zasady pokojowego przeprowadzania zgromadzeń i jakie wykorzystała do tego środki.

Kto szedł w kolumnie Marszu Niepodległości?

Obserwatorzy zaznaczyli, że pośród uczestników marszu dominowali ludzie młodzi. Mniej niż w latach ubiegłych pojawiło się rodzin z dziećmi. Świętujący odzyskanie niepodległości nieśli ze sobą flagi narodowe, transparenty czy falki z mieczykami Chrobrego. Widoczne były również liczne krzyże celtyckie, flagi ONR oraz znanej z radykalnych poglądów nacjonalistycznej węgierskiej partii Jobbik.

Zwrócono uwagę na zasłonięte twarze części uczestników marszu, używanie zakazanej przy zgromadzeniach publicznych materiałów pirotechnicznych oraz spożywanie alkoholu.

W przestrzeni pomiędzy grupami stanowiącymi czoło marszu widoczni byli nieuzbrojeni policjanci z grupy antykonfliktowej, którzy odłączyli się od kolumny dopiero w momencie rozwiązania marszu.

Straż Marszu

Marsz Niepodległości ochraniała własna służba porządkowa. W raporcie HFPCz zaznaczono jej dobrze zorganizowane zespoły oraz sprawne wykonywanie poleceń kierownika marszu. Straż nie była jednak w stanie zapobiec wydarzeniom, które doprowadziły do zamieszek na ulicy, gdzie znajduje się squat Przychodnia. Co więcej, zaobserwowano też wypuszczanie zamaskowanych osób poza kolumnę marszu oraz pozwalano im do niej wracać. Kolejne zarzuty przestawione przez obserwatorów wobec Straży Marszu to brak reakcji na spożywanie alkoholu oraz używanie materiałów pirotechnicznych przez uczestników.

Decyzja o rozwiązaniu

„W związku z zakłócaniem porządku i narażaniem życia i zdrowia uczestników oraz służb porządkowych (poszkodowani policjanci, zaatakowany squat przy ul. Skorupki, spalenie tęczy na pl. Zbawiciela i podpalenie 2 samochodów przy ul. Skorupki), a tym samym utracenie przez demonstrację pokojowego charakteru, na wyraźne żądanie policji, decyzją Urzędu m. st. Warszawy Marsz Niepodległości został rozwiązany” - tak brzmiał oficjalny komunikat (z godz. 16.42) władz miasta o rozwiązaniu pochodu.
Do uczestników marszu niniejsza decyzja dotarła z opóźnieniem. Z delegalizowany marsz kroczył mniej zwarcie dalej w kierunku pl. Na Rozdrożu. W dalszym ciągu obserwatorzy słyszeli wybuchające petardy.

Co z policją?

Brak policji w początkowej fazie marszu – zwracają uwagę obserwatorzy. Funkcjonariuszy nie było również przy bocznych ulicach krzyżujących się z trasą przemarszu.
Pierwsza interwencja oddziałów policji miała miejsce dopiero na ul. Skorupki oraz Wilczej, gdzie również znajduje się squat (Syrenka). Kilkuset policjantów znajdowało się na ul. Polnej oraz w al. Szucha. Duże zgromadzenie sił policyjnych (w tym wozy policyjne oraz armatki wodne) miało miejsce także przy ul. Klonowej. Funkcjonariusze zabezpieczali również główną bramę ambasady Rosji oraz budynek Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Liczne oddziały obecne były także przy pl. Na Rozdrożu.

Według Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka działania policji w zakresie zapewnienia uczestnikom zgromadzenia wyrażania poglądów były odpowiednie. Fundacja stwierdza jednak niewystarczającą ochronę członków demonstracji ze względu na brak reakcji na używanie w trakcie całego marszu materiałów pirotechnicznych. Również organizator marszu, pomimo przypominania o zakazie używania materiałów pirotechnicznych nie wyciągał konsekwencji wobec osób, które tego niniejszy zakaz naruszały.

Ponadto działania policji mające zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom Warszawy i osobom postronnym oraz zapewnienia bezpieczeństwa mienia oceniono jako zdecydowanie niewystarczające. Zwrócono uwagę na opóźnione reakcje policji oraz brak zabezpieczenia newralgicznych punktów, które stawały się w przeszłości obiektem ataków i wandalizmu takich jak: squaty (przy ul. Skorupki i Wilczej), instalacji „Tęcza” (pl. Zbawiciela).
Jeśli chodzi o kwestię zabezpieczenia ambasady Federacji Rosyjskiej, która znajdowała się na trasie marszu zwrócono uwagę na jej niedostateczne zabezpieczenie przez policję.

Obserwatorzy nie stwierdzili przypadków nadużycia środków przymusu przez funkcjonariuszy. Interwencje podejmowane w sytuacjach naruszenia porządku, poza wymienionymi wyżej wyjątkami, oceniono jako prawidłowe.

Jak będzie za rok

Decyzję o rozwiązaniu demonstracji HFPCz uznała za słuszną ze względu na zaistniałe zakłócenia porządku osób rekrutujących się z uczestników marszu. Negatywnie oceniono ataki uczestników marszu na squaty oraz ambasadę FR. Informatorzy nie wypowiadają się natomiast w kwestii spalenia „Tęczy”, bowiem żaden z nich nie przebywał wtedy na Placu Zbawiciela, który znajdował się poza zgłoszoną trasą marszu.

Organizatorzy powinni odpowiedzieć sobie na pytanie, co należy zrobić, by za rok uniknąć „powtórki z rozrywki”. Policja do tego czasu musi nauczyć się skutecznie reagować i organizować. Lecz czy władze miasta powinny wydawać kolejne pozwolenia na przeprowadzenie Marszu Niepodległości, skoro każdego roku łączy się on z zagrożeniami życia, zdrowa i mienia? Na to pytanie niech każdy odpowie sobie sam.