Z około 10 tys. osób na stałe mieszkających na działkach co czwarty jest tam zameldowany, wynika z szacunków Polskiego Związku Działkowców (PZD). Rekordziści żyją tak od 1959 r.

Jeśli porównać szacunki tej organizacji z raportem NIK sprzed czterech lat, okazuje się że ich liczba wzrosła od 2009 r. ponad dwukrotnie.
Wówczas NIK skontrolowała 747 ogrodów (15 proc. wszystkich). Tylko w Poznaniu w latach 2006–2009 złożono 133 wnioski o zameldowanie w ogródkach, z czego 76 proc. zostało rozpatrzonych pozytywnie. Na zbadanym przez NIK terenie zamieszkiwały 962 osoby, z czego 148 osób było zameldowanych na pobyt stały. Na podstawie tych danych możemy oszacować, że we wszystkich polskich ogrodach działkowych przed czterema laty mieszkało ok. 6,5 tys. osób, w tym około 1 tys. z zameldowaniem.
Problemem tych „działkowiczów” nie raz zajmowały się sądy i z reguły pozwalały na meldowanie się w ogródkach, powołując się na ustawę o ewidencji ludności. „Przeciwstawianie się zameldowaniu osób faktycznie zamieszkujących na stałe na terenie ogrodu działkowego w postępowaniu administracyjnym prowadzonym w tym przedmiocie nie wydaje się drogą właściwą” – czytamy w wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego z 4 czerwca 2008 r. (II OSK 608/07).
NSA w wyroku z 13 czerwca 2013 r. (II OSK 26/13) uznał, że przy rozstrzyganiu o zameldowaniu nie ma znaczenia, że wnioskodawca nie ma tytułu prawnego do lokalu ani nie jest członkiem PZD. Rozstrzygającą kwestią jest cel, któremu służy ewidencja ludności – prawidłowe wykonywanie funkcji przez organy władzy publicznej. Prawnicy PZD nie zgadzają się z takim stanowiskiem. Ich zdaniem gminy usiłują na papierze rozwiązywać problem małej liczby lokali socjalnych, które powinny zagwarantować.