Parlament Europejski zdecyduje dziś o losie umowy UE z USA o wymianie danych pasażerskich (tzw. dane PNR). Przyjęcie umowy zaleca Komisja Wolności Obywatelskich Parlamentu Europejskiego (LIBE). Wzbudza ona jednak liczne kontrowersje. Chociaż uzyskane na jej podstawie informacje mają pomóc w walce z terroryzmem, wielu ekspertów obawia się, że jej postanowienia mogą naruszać prawa obywatelskie.

Nazwisko, adres, menu

– Zastrzeżenia wzbudzają m.in. zapisy dotyczące zbyt szerokiego zakresu danych podlegających przekazaniu, pewnych możliwości przetwarzania przez władze amerykańskie danych wrażliwych czy niedostatecznych możliwości realizacji swoich praw przez obywateli Unii Europejskiej – przyznaje Małgorzata Kałużyńska-Jasak, rzecznik prasowy głównego inspektora ochrony danych osobowych.
Zdanie to podziela Dominika Bychawska-Siniarska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
– Głosowana umowa nie przynosi obywatelom UE żadnych korzyści. Co więcej, jest niezgodna z Kartą praw podstawowych. Poza tym zakres danych, które Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego Stanów Zjednoczonych będzie uzyskiwał od przewoźników, jest nieprecyzyjny i nieproporcjonalny do celów ich przekazywania – zauważa Dominika Bychawska-Siniarska.

Automatyczne przekazywanie służbom innego państwa danych osobowych pasażerów, bez jakichkolwiek podejrzeń względem nich, może stanowić naruszenie prawa do prywatności

Na podstawie umowy instytucje amerykańskie będą mogły żądać od przewoźników przekazywania im danych PNR (Passenger Name Record) – informacji wprowadzanych przez pasażerów rezerwujących bilety lotnicze. Najczęściej należą do nich: imię i nazwisko, adres, telefon, trasa podróży czy forma płatności za bilet. W rzeczywistości jednak można z nich się dowiedzieć o wiele więcej.
Instytucje amerykańskie będą w stanie uzyskać nie tylko informacje o nazwisku pasażera, dacie planowanej podróży czy numerze rezerwacji, ale też o bagażu, stanie zdrowia, wybieranych posiłkach, a nawet preferencjach dotyczących miejsc w samolocie. Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon wskazuje na związane z tym zagrożenia.
– Posługując się odpowiednim oprogramowaniem, na podstawie podawanych przez przewoźników danych można ustalić nasze zwyczaje dotyczące podróżowania, odtworzyć sieci społeczne, a nawet relacje osobiste z innymi pasażerami, domyślić się, jakiego jesteśmy wyznania, jaki jest nasz styl życia czy stan majątkowy.
Rutynowe przekazywanie służbom USA danych każdego pasażera – bez względu na to, czy istnieją wobec niego jakiekolwiek podejrzenia – stanowi rażące naruszenie prawa do prywatności i ochrony danych osobowych – mówi Katarzyna Szymielewicz.

Tak jak ACTA

Dodaje również, że według Fundacji przyjęcie umowy nie zapewni pasażerom ochrony przed atakami terrorystycznymi i zorganizowaną przestępczością, natomiast dramatycznie ograniczy ich prywatność. Wątpliwości wzbudza zresztą nie tylko zakres danych, które miałyby być przekazywane, ale również sposób przyjęcia umowy.
– Jest to kolejny przykład po umowie ACTA, gdzie zastrzeżenia składane przez ekspertów, m.in. europejskiego inspektora ochrony danych osobowych oraz Grupę Roboczą Art. 29 – instytucję doradczą zrzeszającą przedstawicieli organów ochrony danych osobowych – nie zostały wzięte pod uwagę – twierdzi Dominika Bychawska-Siniarska.
Jeżeli parlament zagłosuje za podpisaniem umowy, ostateczna decyzja w tej kwestii będzie należała do Rady UE. Nowa umowa ma zastąpić prowizoryczne porozumienie UE z USA stosowane od 2007 r.