Dzięki nowemu prawu administracja publiczna nie będzie mogła dłużej mylić się bezkarnie.
Prezydent podpisał ustawę umożliwiającą śledzenie, który z urzędników i jakie decyzje wydaje w toku załatwiania indywidualnej sprawy. Ta niepozorna na pierwszy rzut oka zmiana w kodeksie postępowania administracyjnego może mieć duże znaczenie praktyczne. Nie tylko zwiększa przejrzystość administracji publicznej. Metryka sprawy może również pomóc w ustaleniu, kto zawinił przy wydawaniu błędnej decyzji. Kto dopuścił się rażącego niedbalstwa, kto wykazał się brakiem znajomości prawa, choć powinien doskonale orientować się w paragrafach. Pozwoli także ustalić, kto zawinił tylko trochę, a kto jest w ogóle bez winy. Większość grubych błędów w administracji jest efektem licznych drobnych pomyłek i niedopatrzeń. Bez wyłowienia tych szczegółów z biurokratycznego chaosu nie może być mowy o sprawnym funkcjonowaniu systemu osobistej odpowiedzialności urzędniczej.
Dochodzenia do prawdy nie poprawiają też wprowadzane w urzędach regulaminy i wewnętrzne instrukcje, które zamiast demaskować potknięcia, bronią wstydliwych tajemnic. Zresztą, żeby oddać sprawiedliwość, nie zawsze jest to tylko zła wola urzędu. W wielu wypadkach skomplikowany charakter załatwianej sprawy nie pozwala ustalić, kto w rzeczywistości brał udział w rozstrzyganiu indywidualnej sprawy. Są takie przypadki, na przykład w prawie budowlanym czy w ustawie o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, które wymagają licznych uzgodnień i zbierania opinii. Wykonuje te obowiązki organ jako taki, a w jego obrębie mamy kilku urzędników, którzy pracują nad ostateczną decyzją. Ktoś przygotowuje jej projekt, ktoś go weryfikuje, kolejna osoba akceptuje, a jeszcze ktoś inny podpisuje decyzję.
Urzędnicy bardzo szybko odkryli, że obowiązujące od maja przepisy o ich personalnej odpowiedzialności za rażące błędy to tak naprawdę strachy na Lachy. To przekonanie bierze się nie tylko stąd, że takie błędy w prawie, wbrew poczuciu niesprawiedliwości u przegrywających, nie zdarzają się często w praktyce. W uspokajającym myśleniu utwierdzają urzędników przede wszystkim wydumane, zawiłe procedury. Ich autorzy zadbali, by wydającym decyzje z obawy przed odpowiedzialnością nie drżały ręce przy podpisywaniu rozstrzygnięcia, by przepisy o osobistej odpowiedzialności nie doprowadziły do paraliżu administracji.
Wprowadzenie metryki sprawy administracyjnej zakłóci nieco ten błogi spokój. Może nie od razu będzie łatwiej dobrać się do skóry niesolidnym. Ale świadomość, że po śladach pozostawionych w aktach sprawy prokurator będzie mógł szybciej zidentyfikować, pozwoli osobom pracującym w administracji przyswoić sobie tę prostą prawdę, że urzędnik nie może się mylić bezkarnie.
Komentarze (11)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszePowiatowy inspektor nadzoru budowlanego wydał decyzje o umorzeniu postępowania na mój wniosek o nakaz usunięcia linii 15 kV z mojej działki wskazując, że linia 15kV została zrealizowana na mojej działce na podstawie prawomocnej decyzji pozwolenia na budowę.
Dwa lat później Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego na mój wniosek stwierdził nieważność decyzji pozwolenia na budowę wskazując, że inwestor energetyczny nie posiadał prawa do mojego gruntu na cel budowy linii 15 kV.
Na podstawie decyzji GINB wojewódzki nadzór budowlany wydał decyzję stwierdzająca nieważność decyzji powiatowego nadzoru o umorzeniu postępowania w sprawie mojego wniosku o nakaz rozbiórki linii 15kV, która została zrealizowana na mojej działce w samowoli budowlanej w związku z faktem, że inwestor nie posiadał żadnego prawa do mojego gruntu. Wojewódzki nadzór budowlany stwierdził, że inwestor energetyczny zrealizował w samowoli budowlanej polegającej na istotnym odstępstwie od zatwierdzonych pozwoleniem na budowę planów realizacyjnych, które nie przewidywały realizacji linii 15 kV na mojej działce (budowlanej) tylko w odległości około 200m od niej, gdzie wskazano że powinno być prowadzone postępowanie o nakaz rozbiórki tej linii lub doprowadzenie do zgodności z prawem jeżeli linia nie naruszała miejscowych planów zagospodarowania. Przepisy ustawy o zagospodarowaniu przestrzennym wyraźnie wskazywały, że decyzja o ustaleniu lokalizacji inwestycji staje się nieważna jeżeli inwestor nie uzyska prawa do gruntu, której inwestor nigdy nie uzyskał (dotyczyło to kilkudziesięciu działek budowlanych).
Złożyłem zawiadomienie do prokuratury o popełnionym przestępstwie poświadczenia nieprawdy w dokumencie prawnym, niedopełnienia i przekroczenia obowiązków służbowych przez powiatowego inspektora nadzoru budowlanego.
Prokuratura umorzyła śledztwo w tym zakresie twierdząc, że decydent nie odpowiada za błędne z rażącym naruszeniem prawa wydane decyzje oraz w związku z faktem, że stwierdzono nieważność tej decyzji.
Ponadto zgłaszałem kilka zawiadomień do prokuratury rażących naruszeń prawa w sprawie tego postępowania, która to prokuratura odmawiała wszczęcia śledztw albo umarzała śledztwa stwierdzając brak podstaw do ich prowadzenia, gdzie np. rzeczoznawca budowlany do opinii dla nadzoru budowlanego wskazał, że linia 15 kV została zrealizowana zgodnie z projektem zatwierdzonym pozwoleniem na budowę, gdzie ten rzeczoznawca nie wskazał zagrożenia dla zdrowia i życia ludzi przez fakt, że konary drzew wrastają w przewody tej linii i stwarzają zagrożenie ich zerwania, co mogło spowodować zagrożenie dla ludzi porażeniem prądem 15 kV. Prokuratura nie uznała faktu poświadczenia nieprawdy przez rzeczoznawcę, że posługiwał się fałszywymi planami realizacyjnymi tej linii 15 kV do wydania swojej opinii dla nadzoru budowlanego nakazującego sporządzenie jej do postępowania administracyjnego.
Prokuratura wskazała, że niska jakość opinii rzeczoznawcy była spowodowana przekazaniem mu przez inwestora energetycznego projektów planów realizacyjnych, które nie były planami oryginalnymi. Prokuratura nie wszczęła śledztwa w sprawie przeciwko pracownikom zakładu energetycznego, którzy przedłożyli rzeczoznawcy fałszywe projekty realizacyjne do opinii dla nadzoru budowlanego wskazując, że strona może się bronić przed nakazem rozbiórki tej linii. Ale czy inwestor może wprowadzać w błąd nadzór budowlany przedkładając rzeczoznawcy budowlanemu fałszywe plany realizacyjne do postępowania administracyjnego.
Złożyłem zawiadomienie do prokuratury o przestępstwie wcięcia całego pasa drzew (170m x 10m=1700mkw = kilkaset drzew mających ponad 30 lat) pod tą linią 15 kV, minęło przeszło 1,5 roku i dotychczas prokuratura nie wszczęła śledztwa, gdzie w gminie toczy się w tej sprawie postępowanie administracyjne o wycięcie tych drzew bez pozwolenia.
Prokuratura umorzyła także dochodzenie w sprawie zniszczenia drzewa przez przycięcie (2,5m) czubka świerka złocistego na mojej działce pod linią 15 kV bez mojej wiedzy i zgody na zlecenie zakładu energetycznego. Sąd utrzymał postanowienie prokuratury wskazując, że nie zostało ścięte drzewo tylko przycięte, gdzie sąd nie chciał przyjąć do wiadomości moich dowodów, że ta linia na mojej działce została zrealizowana w samowoli budowlanej.
Gdyby tak działał zwykły człowiek miałby kilkanaście zarzutów z strony prokuratury, ale że przestępstwa dokonali wysocy urzędnicy państwowi (powiatowy inspektor nadzoru budowlanego), rzeczoznawca budowlany (prezes stowarzyszenia rzeczoznawców), pracownicy zakładu energetycznego (monopolista energetyczny obecnie PGE), to oni nie odpowiadają za żadne popełnione przestępstwa - "święte krowy".
12 rok toczy się postępowanie przed nadzorem budowlanym w sprawie mojego wniosku o nakaz usunięcia linii 15 kV zrealizowanej w samowoli budowlanej. Wcześniej toczyło się postępowanie na wniosek sąsiadów, gdzie 15 lat temu wojewoda do prezesa Rady Państwa w odpowiedzi na skargę poświadczył nieprawdę wskazując, że zrealizowana linia na tych działkach to linia NN (0,4kV), a nie linia SN (15kV).
Od sprawdzenia zgodności z prawem decyzji powinien być w urzędzie prawnik. No niestety odkąd utworzono korporację radcowską, to nie ma możliwości zatrudniania nikogo spoza tej korporacji, a jak sami korporanci przykładają się do tej roboty to urzędnicy wiedzą.
Te absurdalne sygnatury to tylko kolejny wycięty las na kolejne stosy papieru.
Praktycznie w każdym urzędzie, bez najmniejszego problemu można odtworzyć autora pisma po sygnaturze.
A za pismo odpowiada ten, kto je podpisał. Za to w końcu bierze większe pieniądze niż pracownicy, którzy je sporządzają.
Teraz jeszcze rząd może wydać ustawę, o rejestrze długopisów do podpisywania decyzji, w końcu im więcej bezsensowych papierów, tym praca urzędasa będzie bardziej "profesjonalna" :)). Po co urzędasowi zostawiać czas na myślenie? :)))
pete