Z powodu ambicji politycznych prezydentów i burmistrzów samorządy nie chcą współtworzyć związków metropolitalnych. Choć to ułatwiłoby im rozwój.
Współpraca samorządów w ramach obszarów metropolitalnych przypomina to, co dzieje się w parlamencie na Wiejskiej. Zamiast jednoczenia się w imię wspólnych interesów mamy do czynienia z politycznymi przepychankami.
Samorządy nie chcą tworzyć związków metropolitalnych, bo ważniejsze od działania pod jednym sztandarem okazują się ambicje polityczne ich włodarzy. Sytuacji nie zmienią nawet nowe przepisy szykowane przez Kancelarię Prezydenta, które mają przynajmniej w niewielkim stopniu ułatwić tworzenie związków metropolitalnych.

Gdynia kontra Gdańsk

Obszar metropolitalny w polskich warunkach oznacza powiązanie ze sobą sąsiadujących powiatów. W ramach tych obszarów gminy i miasta mogą np. wspólnie rozwijać infrastrukturę komunikacyjną i bezpieczeństwo, zgłaszać duże projekty współfinansowane przez UE czy wreszcie przyjąć jednolity system zarządzania kryzysowego w regionie (np. podczas powodzi). Innymi słowy dzięki współpracy mogą się szybciej rozwijać, więcej oszczędzać i skuteczniej reagować w kryzysowych sytuacjach.
Ale to sie nie udaje. Kilka tygodni temu Gdańsk wyszedł z propozycją utworzenia stowarzyszenia Gdański Obszar Metropolitalny, które miałoby obejmować 47 okolicznych gmin i powiatów. Pomysł został storpedowany przez kilkanaście innych miast, m.in. Gdynię. Poszło o nazwę stowarzyszenia oraz o związaną z tym obawę dominacji Gdańska we wspólnym projekcie. – Gdynia jest jednym z większych miast w Polsce i nigdy nie będzie częścią Gdańskiego OM – zarzeka się Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni.
Porażka gdańskiego projektu nie zraża prezydenta Bydgoszczy Rafała Burskiego, który pod koniec sierpnia spotka się z przedstawicielami okolicznych gmin w sprawie utworzenia metropolii. Już jednak wiadomo, że planom tym sprzeciwia się Toruń, którego nawet nie zaproszono na spotkanie.

Unia daje wielkim

Brak chęci współpracy ze strony samorządowców może ich wiele kosztować. Szczególnie jeśli chodzi o dofinansowanie inwestycji z UE. – Fundusze europejskie w nowej perspektywie finansowej mają pójść w kierunku faworyzowania większych, wspólnych projektów, więc prawdopodobnie w ten sposób będą wymuszać na samorządach konsolidację, np. w ramach obszarów metropolitalnych – tłumaczy Ewa Nowińska, ekspert od funduszy unijnych.
Pewnym wytłumaczeniem dla samorządowców jest brak przepisów regulujących możliwość utworzenia rodzaju metropolii – projekt ustawy w tej sprawie już kilka lat temu trafił do kosza. Sytuację w niewielkim stopniu unormować ma przygotowana przez Kancelarię Prezydenta ustawa o wzmacnianiu udziału mieszkańców w samorządzie terytorialnym. Choć projekt jest już gotowy, najprawdopodobniej wejdzie dopiero pod obrady Sejmu nowej kadencji.
Ale eksperci już twierdzą, że nowe prawo nie ułatwi tworzenia metropolii na szeroką skalę. – Nowe przepisy są przeznaczone dla problemów mniejszej skali, gdy istnieje chociaż hipotetyczna szansa dogadania się – uważa prof. Michał Kulesza.
Niechęć polskich samorządowców do podejmowania regionalnej współpracy dziwi tym bardziej, że na Zachodzie jest to pewnego rodzaju standard od wielu lat. W Stanach Zjednoczonych gminy, hrabstwa i organizacje gospodarcze z danego obszaru podejmują wspólne inicjatywy (np. budowę węzła transportowego) w ramach Metropolitan Planning Organisation – i jest to warunek finansowania projektu z kasy federalnej.
Z kolei w 2001 r. w Niemczech utworzono Region Hanover (poprzez integrację powiatu Hanower i związku komunalnego), który ma swojego prezydenta, radę i komisję. Za dwa lata właśnie tego rodzaju jednostki wyszarpią najwięcej pieniędzy z unijnego budżetu.