W kraju, w którym najwyższa kara to 21 lat pozbawienia wolności, nie ma prawa, na podstawie którego można by sprawiedliwie ukarać sprawcę masakry na wyspie Utoya. Dotychczas nie było ono potrzebne.
Czy 21 lat więzienia jest karą współmierną dla tego, co zrobił Anders Breivik na norweskiej wyspie Utoya? Ostatnie wydarzenia pokazują, że Norwegia dotarła w swej kryminologicznej poprawności na skraj przepaści.
Norweski kodeks karny zatrzymał się na granicy 21 lat. Wprawdzie sąd, jak podkreślają eksperci, ma możliwość przedłużenia pobytu skazanego w więzieniu, ale w praktyce zdarza się to niezmiernie rzadko. Taka jest polityka karna w kraju, który jako jeden z pierwszych zniósł karę śmierci już na początku dwudziestego wieku. W kraju, który ma więzienia z celami bez krat, za to z telewizorami plazmowymi i ścianami do wspinaczki. I dodajmy – w kraju, w którym wyrażenie „resocjalizacja skazanych” nie jest pustym sloganem, bo praca z nimi przynosi naprawdę sukcesy. I gdzie przestępczość wciąż spada, a statystyki kryminalne zawyżają cudzoziemcy z Europy Wschodniej i krajów muzułmańskich.
I oto teraz okazuje się, że w tym sielskim kraju nie ma prawa, na podstawie którego można by wymierzyć sprawiedliwość człowiekowi, który zabił co najmniej 93 osoby. Ale takiego prawa nie ma nie tylko Norwegia, lecz także Europa, która uwolniła się od kary śmierci. Czy w tej bezwarunkowej, powszechnej abolicji współczesny ustawodawca nie posunął się o krok za daleko? Czy czasu między jednym zamachem terrorystycznym a drugim nie powinniśmy lepiej wykorzystać na opracowanie skuteczniejszych środków własnej ochrony? Nie będą to z pewnością rozwiązania łatwe. Niektóre z nich będą wymagały dokonania korekt moralnych. Ale taki wysiłek ustawodawca powinien, jak sądzę, podjąć. Kara śmierci z pewnością nie należy do tematów przyjemnych. Zwłaszcza że już teraz Geir Lippestad, adwokat zamachowca, stawia pod znakiem zapytania umysłową poczytalność sprawcy i jego zdolność do odpowiedzialności przed prawem.
Bezsilność policji w przeciwdziałaniu takim zamachom, jak ten w Norwegii w połączeniu z brakiem surowej represji niesie dodatkowe niebezpieczeństwo. Rozzuchwalanie innych. Na godzinę przed zamachami Anders Breivik powiesił w internecie 1500-stronicowy „manifest” zatytułowany „ Rok 2083 – Europejska Deklaracja Niepodległości”. Wynika z niego, że myślał o zamachach już od dziewięciu lat. Podaje wiele szczegółów, ale w jego słowach nie ma najmniejszej obawy o utratę własnego życia. Jakby wiedział, że w tak bezpiecznym kraju i jemu nic złego nie może się stać. Że nikt do niego nie strzeli bez ostrzeżenia, że nikt nie posadzi go na krześle elektrycznym. Dlatego jak gdyby nigdy nic planuje, jak będzie wyglądała jego szalona rewolucja w 2030 roku i w latach następnych.
Może to, co teraz napiszę, zabrzmi naiwnie, ale gdyby w głowach takich ludzi jak Anders Breivik kara śmierci była czymś naprawdę realnym, to być może ich ręka nie pociągnęłaby za spust z taką łatwością. Możemy nie lubić kary śmierci, ale sędziowie powinni mieć możliwość zastosowania jej, aby móc wymierzyć sprawiedliwość za tak makabryczne zamachy terrorystyczne, jak ten w Oslo, Madrycie czy Londynie.
Trudno wyobrazić sobie coś gorszego niż mordowanie młodych ludzi proszących o darowanie życia. Ale jest jeszcze coś bardziej okrutnego. Jeśli wymiar sprawiedliwości nie ma możliwości sprawiedliwego ukarania fanatycznego terrorysty, jego ofiary umierają dwukrotnie.