Polska źle wdrożyła dyrektywę UE o przechowywaniu danych telekomunikacyjnych: wykorzystywane są nie tylko przy śledztwach w sprawie groźnych przestępstw, ale i w postępowaniach cywilnych, jak rozwody - uważa Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych Wojciech Wiewiórowski.

Chodzi o unijną dyrektywę z 2006 roku (tzw. dyrektywa retencyjna) przyjętą na fali walki z terroryzmem po nieudanych zamachach w Madrycie i Londynie. Celem dyrektywy o przechowywaniu danych telekomunikacyjnych było umożliwienie śledzenia osób, które chcą popełnić przestępstwo na terenie UE.

Od samego początku akt ten wywołał wiele kontrowersji i krytyki wśród obrońców prywatności i praw podstawowych. Już po przyjęciu przez kraje członkowskie do prawa krajowego przepisy zakwestionował niemiecki Trybunał Konstytucyjny. Sprawy toczą się także na Węgrzech i w Czechach. Komisja Europejska już zapowiedziała, że dyrektywa wymaga nowelizacji.

"Już sama dyrektywa zawiera przepisy bardzo szeroko otwierające możliwości danych przechowywanych, czyli tzw. billingów. Ale też informacji nie tylko o połączeniach, ale też o miejscach, z których zostało dokonane połączenie i sposobie przemieszczenia się osoby, jak i innych danych" - powiedział Wiewiórowski dziennikarzom w Brukseli, gdzie wziął udział w konferencji organizowanej przez KE z okazji obchodzonego 28 stycznia Europejskiego Dnia Ochrony Danych Osobowych.

Zauważył, że Polska, wdrażając dyrektywę, potraktowała sprawę "tak szeroko, jak to było możliwe", czyli przyjęła np. maksymalny dwuletni okres przechowywania danych, podczas gdy inne państwa UE zdecydowały się na sześć miesięcy.

"Zmiana tej ustawy jest wskazana - to byłoby porządkowanie polskiego życia publicznego po rządach PiS"

Przypomniał, że przy uchwalaniu prawa polskiego pojawiły się głosy, że dane powinny być przechowywane nawet przez 15 lat. "Z badań wynika, że w mniej niż 1 proc. spraw potrzebne są dane sprzed dłużej niż 6 miesięcy. Te 6 miesięcy nie jest więc przypadkowe" - powiedział Wiewiórowski.

Jego daniem w polskiej ustawie nie tylko okres jest problematyczny, ale przede wszystkim to, że dostęp do danych, które są przechowywane przez operatorów, ma bardzo wiele podmiotów. Nie tylko policja, ale też wszystkie służby specjalne (nie tylko zajmujące się terroryzmem), jak i sądy.

"Błędy przy wdrażaniu powodują, że dane telekomunikacyjne są wykorzystywane nie tylko do (wyjaśniania) poważnych, ale do wszystkich przestępstw. A szczególnym skandalem jest, że przez drobny błąd dane są wykorzystywane w postępowaniach cywilnych, np. w postępowaniach rozwodowych" - powiedział Wiewiórowski. - To trzeba by było zmienić". Jego zdaniem trzeba "zdecydowanie zawęzić listę podmiotów, które mają dostęp do danych", a także ocenić ponownie, jakie dane przechowywać: czy tylko o połączeniach, czy także o połączeniach nieudanych, lokalizacji i przemieszczaniu się osób.

Zastrzegł, że przechowywanie danych może być też bardzo przydatne - nie tylko przy poważnych przestępstwach, lecz również w przypadku poszukiwań zaginionych dzieci.

Wiewiórowski przypomniał, że polska rzecznik praw obywatelskich rozważa zaskarżenie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. O zmiany apelowali też posłowie SLD i niektóre organizacje pozarządowe. Na razie nie ma jednak projektu zmiany ustawy.

Za zmianą ustawy opowiedział się europoseł Jacek Protasiewicz (PO). "Zmiana tej ustawy jest wskazana - to byłoby porządkowanie polskiego życia publicznego po rządach PiS" - powiedział PAP Protasiewicz, przypominając, że unijna dyrektywa została wynegocjowana, kiedy ministrem sprawiedliwości był Zbigniew Ziobro.