W ten sposób w środę rozstrzygnięto skargę Rzecznika Praw Obywatelskich na niemożność ścigania sędziów, którzy w latach 80. orzekali kary na podstawie działających wstecz przepisów dekretu o stanie wojennym.
30 czerwca pełny skład TK odroczył bezterminowo badanie tego wniosku, złożonego jeszcze przez Janusza Kochanowskiego (zginął 10 kwietnia w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem). Doszło wówczas do precedensowej sytuacji - głosy 14 sędziów podzieliły się równo na pół i nie udało się uzgodnić wyroku.
Rozprawę wznowiono w środę. Po kilku pytaniach sędzi sprawozdawcy Marii Gintowt-Jankowicz, prezesa TK Bohdana Zdziennickiego oraz sędziów Teresy Liszcz i Adama Jamroza Trybunał zamknął rozprawę i sędzia Zdziennicki ogłosił, że sprawa została "dostatecznie wyjaśniona do wydania orzeczenia". Było ono niejednogłośne; zdania odrębne zgłosili: Zdziennicki, wiceprezes Marek Mazurkiewicz oraz Ewa Łętowska, Stanisław Biernat, Jamróz i Mirosław Wyrzykowski.
Skarga na Usp w istocie dotyczyła uchwały Sądu Najwyższego z 20 grudnia 2007 r.
RPO wnioskował o zbadanie Prawa o ustroju sądów powszechnych (Usp) w zakresie, w jakim uniemożliwia ono uchylenie immunitetu sędziemu, który pod rządami konstytucji PRL stosował retroaktywnie (powodując działanie prawa wstecz) przepisy dekretu o stanie wojennym z grudnia 1981 r.
Skarga na Usp w istocie dotyczyła uchwały Sądu Najwyższego z 20 grudnia 2007 r. SN uznał wówczas, że sędziowie z lat 80. musieli stosować dekret o stanie wojennym z 1981 r., m.in. dlatego że nie było wtedy mechanizmu oceny konstytucyjności ustaw. Dziś wiadomo, że dekret Rady Państwa PRL z 12 grudnia wydrukowano w Dzienniku Ustaw 17 grudnia 1981 r. - i dopiero od tej daty można mówić o jego obowiązywaniu. Na DzU widniała jednak data 14 grudnia, z mocą wsteczną obowiązywania od 12 grudnia. Takie antydatowanie przez władze PRL wyszło na jaw dopiero w 1991 r.
Siedmiu sędziów SN uznało w 2007 r., że ze względu na brak w PRL sądowego mechanizmu kontroli zgodności ustaw z konstytucją oraz brak w konstytucji PRL zakazu działania prawa wstecz sądy orzekające na podstawie dekretu o stanie wojennym nie były zwolnione z obowiązku stosowania ustaw retroaktywnych.
Uchwała SN w praktyce oznaczała, że IPN nie mógł stawiać zarzutów sędziom za retroaktywne stosowanie dekretu z 12 grudnia
Według SN nie można też powoływać jako podstawę zarzutów wobec sędziów ratyfikowanego przez PRL Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych, zakazującego retroaktywności w skazywaniu. Według sądu mimo ratyfikacji, w PRL "nigdy nie przetworzono tego międzynarodowego zobowiązania na akty ustawowe", dlatego "sądy nie mogły nie stosować ustaw, powołując się na ten pakt".
Uchwała SN w praktyce oznaczała, że IPN nie mógł stawiać zarzutów sędziom za retroaktywne stosowanie dekretu z 12 grudnia. Postawienie im zarzutów wymagało bowiem uchylenia immunitetu sędziów. Katowicki IPN chciał postawić zarzuty przekroczenia uprawnień 24 prokuratorom i sędziom (w tym dwóm sędziom SN w stanie spoczynku), którzy oskarżali, skazywali i przedłużali areszty wobec działaczy Solidarności między 12 a 16 grudnia, kiedy dekret - jak dziś wiadomo - jeszcze nie obowiązywał.
Trybunał uznał w środę, że niekonstytucyjne jest takie rozumienie uchwały siedmiu sędziów SN z 2007 r., która automatycznie uznawała za "oczywiście bezzasadne" wnioski IPN ws. uchylania immunitetów sędziów orzekających na podstawie dekretu o wprowadzeniu stanu wojennego. SN wpisał tę uchwałę do Księgi Zasad Prawnych, co oznacza, że może ją zmienić tylko inny siedmioosobowy, lub szerszy, skład SN.
Gintowt-Jankowicz: SN błędnie zinterpretował w uchwale pojęcie "oczywistej bezzasadności"
W środę Gintowt-Jankowicz uzasadniała, że SN błędnie zinterpretował w uchwale pojęcie "oczywistej bezzasadności", czym wkroczył w rolę ustawodawcy - tak samo argumentował RPO. Każdy wniosek ws. immunitetów powinien być rozpoznawany osobno, nie można ich wszystkich z góry uznawać za "oczywiście bezzasadne" - mówiła Gintowt-Jankowicz.
Ze zdań odrębnych sześciu sędziów TK wynika, że Trybunał bezprawnie wkroczył w materię Sądu Najwyższego, bo w istocie nie ma uprawnień do oceniania uchwał SN, które są "aktem stosowania prawa", a nie samym przepisem. To groźny precedens - uznali zgodnie. "Spowoduje, że stworzy się furtka do zaskarżania kolejnych uchwał SN" - zauważył sędzia Stanisław Biernat. Zdziennicki podkreślił, że taka sytuacja stwarza niepotrzebny konflikt między Trybunałem a Sądem Najwyższym.
Zarazem Biernat, a także Łętowska podkreślili, że samą uchwałę SN uważają za nieprawidłową - niemniej dopuszczalną w ramach swobody orzeczniczej SN.