Dla prawa był to rok szczególny, dwukadencyjny. Zakończenie V kadencji Sejmu przerwało prace ustawodawcze, które mogą być przedmiotem równie imponujących analiz (170 ustaw), ale można je też podsumować znanym spostrzeżeniem, że pożytek z nieuchwalenia ustawy może niekiedy przewyższać korzyści z uchwalenia wielu nowych praw. Warto o tym pamiętać w kolejnej kadencji.
Był to rok nieustannych sporów interpretacyjnych dotyczących konstytucji. Spory te potwierdzają jej znaczenie jako prawa ograniczającego władzę, która jednak bywa ograniczeniom tym wyjątkowo niechętna. Sprzyja to stawianiu polityki ponad prawem. Dopiero upływ czasu obiektywizuje oceny. To, co najważniejsze, nie zawsze jest widoczne w Dzienniku Ustaw.
Doświadczenia minionego roku potwierdzają trwałość tendencji do przenikania się prawa stanowionego i prawa sędziowskiego, która jest charakterystyczna dla rozwoju prawa w Europie.
Miniony rok potwierdził ustrojowe znaczenie Trybunału Konstytucyjnego w dziedzinie kształtowania i gwarantowania reguł demokratycznego państwa prawnego, którego erozja byłaby trudna do zahamowania, gdyby nie znane wyroki w sprawach dotyczących kształtu lustracji, instytucji asesorów, immunitetu sędziowskiego. Można sobie wyobrazić, jak wyglądałoby polskie prawo, gdyby orzeczenia Trybunału nie były ostateczne.
Był to także rok, w którym ustawodawca podjął starania na rzecz ograniczenia władzy sądowniczej, uchwalając zmiany w prawie o ustroju sądów powszechnych i w ustawie o Krajowej Radzie Sądownictwa, które zostały w części zaskarżone do Trybunału Konstytucyjnego. Nawet niezależność prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów była dla parlamentu V kadencji trudna do zaakceptowania, skoro przekreślono ją, dokonując zmian ustawowych.
Miniony rok przyniósł nowe doświadczenia w dziedzinie praktyki ustrojowej, które wydają się trudne do pogodzenia z ukształtowanym w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego przekonaniem, że fundamentem demokratycznego państwa prawnego jest wykluczenie arbitralizmu w działaniu władzy. Jedno z tych doświadczeń dotyczy sposobu podejmowania decyzji w sprawie instalacji w Polsce tzw. tarczy antyrakietowej. Decyzja ta, uznawana przez przedstawicieli władz za szczególnie ważną, była traktowana jako rozstrzygnięcie, które może być podjęte tylko przez kilka osób w państwie, kierujących się wiedzą dla innych tajemną, bo tak być musi ze względu na przedmiot rozstrzygnięcia, właściwie niezależnie od stanowiska obywateli. Tymczasem konstytucja nie przewiduje ograniczenia suwerenności narodu w sprawach dotyczących bezpieczeństwa zewnętrznego, nie dopuszcza też przekazania kompetencji organów państwowych w odniesieniu do części terytorium na rzecz innego państwa, chyba że w minionym roku postanowienia ustawy zasadniczej zmieniły swoje znaczenie bez zmiany tekstu.
Argument, że w sprawach polityki zagranicznej władza wie lepiej, można było usłyszeć w związku z polskim zaangażowaniem w Iraku. W tej sprawie konstytucyjny nakaz kierowania się postanowieniami Karty Narodów Zjednoczonych przed postanowieniami ustawy regulującej użycie sił zbrojnych poza granicami kraju nie został uwzględniony. Okazało się, że ci, którzy stawiają kalkulacje polityczne ponad interpretacją konstytucji, nie są nieomylni. Może więc, choćby ze względów pragmatycznych, lepiej kierować się konstytucją.
Podobny sens ma doświadczenie związane z Kartą Praw Unii Europejskiej w Polsce. Rozstrzygnięcie dotyczące tej Karty było w istocie arbitralne i dyskrecjonalne - nie dla Karty miało na celu uniknięcie kłopotów związanych z ratyfikacją Traktatu. A zatem i w tym przypadku mamy do czynienia z prymatem polityki nad prawem.
Rok 2007 przekonał nas po raz kolejny, że bez prawników nie ma prawa. Jest tylko polityka.
Ryszard Piotrowski
konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego
Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego / DGP