Na uczelniach kopiuje się 5 mln stron książek. Wielkie wydawnictwa postanowiły walczyć w sądach o odszkodowania. Na nielegalnym kserowaniu książek specjalistycznych wydawcy tracą miliony. Połączyli więc siły i wspólnie będą wytaczać pokazowe pozwy.
Grupa Walcząca o Przestrzeganie Prawa na Uczelniach ma walczyć z nielegalnym kserowaniem podręczników. Proceder jest rozpowszechniony na uczelniach. Skserowane i zbindowane książki właściciele punktów ksero oferują za 15 – 30 zł. To trzy-cztery razy mniej niż cena oryginału.
Grupę założyły największe domy wydawnicze: Wydawnictwo Naukowe PWN, LexisNexis, C.H. Beck, Scholar, Wolters Kluwer, Universitas. Zaczęli od wysłania listu do wszystkich rektorów, by zainteresowali się nielegalnym procederem na terenie ich uczelni. Przyszła tylko jedna odpowiedź.
– Dlatego postanowiliśmy wytoczyć cięższe działa. Wynajęliśmy kancelarię prawną i szykujemy się do pozywania piratów. Przy pozwie cywilnym sąd nie będzie mógł orzec niskiej szkodliwości społecznej. Kiedy właściciele punktów ksero usłyszą o ostrych karach, może zrozumieją, że łamią prawo – wyjaśnia Andrzej Nowakowski, prezes stowarzyszenia Polska Książka, w ramach którego działa grupa.
Przegrywają bitwę za bitwą
Z nielegalnym masowym kopiowaniem książek wydawcy walczą od lat i od lat przegrywają. Według szacunków branży rocznie kserowanych jest blisko 5 mln stron publikacji naukowych i specjalistycznych. To według badań przeprowadzanych przez stowarzyszenie autorów Kopipol blisko 90 procent wszystkich kserowanych w Polsce materiałów.
Wydawcy próbują walczyć z piractwem z pomocą policji. Po sygnałach od Kopipolu w maju tego roku funkcjonariusze z Rzeszowa skontrolowali pięć punktów ksero. Wszędzie znaleźli skany książek i podręczników, a do tego ponad 400 gotowych do sprzedaży kopii z oryginałów książek i podręczników. Były to głównie kodeksy prawa pracy, karnego, cywilnego, europejskiego, spadkowego i handlowego.
Właścicielom postawiono zarzuty naruszenia przepisów ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, za co grozi do pięciu lat więzienia, dwóm pracownikom grozi do dwóch lat pozbawienia wolności.
– Piratów nie odstraszają jednak konsekwencje prawne, bo te są groźne tylko na papierze – uważa Nowakowski. – W praktyce piractwo książkowe sądy uznają za czyn o znikomej szkodliwości społecznej. Nie znam ani jednej sprawy, która skończyłaby się karą więzienia lub wysoką grzywną – zapewnia.
Uczelnie: to nie my
Straty z masowego kserowania książek coraz bardziej rosną. W branży opowiada się, że już kilkanaście mniejszych wydawnictw stanęło na progu bankructwa.
– Kserowanie powoduje naprawdę ogromne straty finansowe – narzeka Krystyna Wieczorkiewicz z wydawnictwa PWN. Opowiada o akcjach „Ksero to zero” i „Mniej niż ksero”, które polegały na obniżeniu cen podręczników, by zniechęcić studentów do kupowania kopii.
Skutek? – Owszem, sprzedaż trochę wzrosła, ale w punktach ksero i tak wciąż zalegają tysiące naukowych, masowo nielegalnie powielanych naszych publikacji – opowiada nam Wieczorkiewicz.
Uczelnie bronią się, że nie mają wpływu na prywatne firmy. – Zarówno właściciele punktów ksero, jak i studenci to dorośli ludzie i sami odpowiadają za to, czy przestrzegają prawa – zarzeka się Anna Korzekwa, rzeczniczka prasowa Uniwersytetu Warszawskiego.
Wydawców nie przekonują też tłumaczenia, że książki są za drogie dla studentów i dlatego kopiują.
– Czy jak coś jest drogie, to można to kraść? – dziwi się Nowakowski i zapewnia, że gdyby zmniejszyła się skala kopiowania, to ceny książek mogłyby spaść, bo sprzedawałoby się ich więcej.