Rząd obiecuje: 20 tys. zł na remont, nowe domy dla powodzian. Na razie nie wiadomo, jak dzielić pomoc.



Obietnice gonią obietnice. Premier zapewnia, że pomoc będzie i że będzie jej dużo. Ale tego, kto, kiedy i na co może otrzymać pieniądze, nie wiadomo. Gminy i ośrodki pomocy społecznej bombardowane są pytaniami od powodzian, ale same są zdezorientowane. Wczoraj rano urzędnicy wiedzieli, że oprócz podstawowej pomocy 6 tys. zł gminy będą mogły wypłacać po 20 tys. zł na remont i 100 tys. zł na odbudowę domów.

Po południu Donald Tusk goszczący w Lanckoronie przedstawił kolejny pomysł na pomoc. Zapowiedział, że część domów nie powinna być remontowana i że to rząd postawi ich mieszkańcom nowe. A urzędnicy nie znają odpowiedzi nawet na najprostsze pytania – czy z pomocowej gotówki można kupować sprzęt AGD. Obdzwoniliśmy wczoraj kilkanaście gmin i nikt nie był nam w stanie powiedzieć, na jakich zasadach ma działać program pomocy.

Rząd nie określił np., czy aby otrzymać pieniądze, remont można zaczynać już dziś, czy trzeba poczekać, aż przedstawiciele gmin oszacują wartość zniszczeń. Powodzianie nie wiedzą, czy jeśli rozpoczną teraz remont, mogą liczyć na zwrot jego kosztów. – Zgłoszenia będą u nas przyjmować najprawdopodobniej pracownicy pomocy społecznej i gdy zbierzemy wnioski, przekażemy je wojewodzie – raczej zgaduje, niż twierdzi nieco zdezorientowany Ryszard Patej, skarbnik gminy Krapkowice na Opolszczyźnie. Po chwili przyznaje, że na razie nikt się tym jeszcze nie zajął. – My też nie wiemy, jak ma być dzielona pomoc państwa na cele budowlane – przyznaje Stanisław Guziak, sekretarz gminy Gąbin. Na jej terenie leży zupełnie zalana przez Wisłę wieś Dobrzyków. Gminy wypłacają na razie bez większych problemów podstawowe zapomogi – do 6 tys. zł na rodzinę. Ale także tu jest problem. Rząd obiecał rodzinom, które je otrzymają, 1 tys. zł na dziecko na wyprawkę szkolną. Nie wiadomo jednak, czy ma zostać wypłacony teraz czy dopiero we wrześniu. Na razie zostają ogólne zasady pomocy określone przez MSWiA. Okazuje się, że to za mało.

Walczyli z powodzią, teraz z procedurami

Na pomoc dla powodzian rząd przeznaczył dotąd zaledwie połowę tegorocznej rezerwy na likwidowanie skutków kataklizmu – 145 mln zł. To wystarcza tylko na wypłatę podstawowych środków dla poszkodowanych.

Na konto Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego wpłynęło do tej pory 63,2 mln zł. Z tego 14 mln już zostało skierowanych do poszkodowanych przez żywioł. Pomoc ma dostać 2712 rodzin. Średnio każda z nich otrzyma po 5162 zł. – Pamiętajmy, że premier nie mówił, że każda rodzina dostanie 6 tysięcy, ale że do 6 tys. zł – tłumaczy Marta Malik, dyrektor biura wojewody śląskiego.

Zawieszone wyprawki

Nie wiadomo natomiast, kiedy będą wypłacane obiecane przez premiera pieniądze dla dzieci uczęszczających do szkoły. Zgodnie z zapowiedziami Donalda Tuska z wtorku ma być to po 1000 zł. Za te pieniądze rodzice mają kupić im szkolne wyprawki. Nikt nie określił, czy środki mają być wypłacane teraz czy tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego. Nie wiedzą tego też gminy. Na razie nawet nie zaczęły liczyć, ile dzieci miałoby zostać objętych tą pomocą. Klucz najprawdopodobniej będzie prosty: środki dostaną te rodziny, które skorzystały z pierwszej zapomogi. – Pewnie będą to weryfikować pracownicy pomocy społecznej, ale jeszcze tego nie robimy – przyznaje Stanisław Guziak, sekretarz gminy Gąbin. Na jej terenie leży zalany Dobrzyków.
Znacznie bardziej skomplikowana sytuacja jest w przypadku odszkodowań budowlanych. W Sandomierzu komisje oceniające straty spowodowane żywiołem jeszcze nie ruszyły. – Zasady udzielania pomocy w wysokości 20 tys. i 100 tys. zł są jeszcze za mało precyzyjne. Nie wiadomo na przykład, czy od decyzji rzeczoznawcy będzie można się odwołać, jeżeli uzna on, że wyrządzone szkody nie wynoszą 100 tys. zł – mówi Marek Bronkowski, wiceburmistrz Sandomierza. Także w mocno zalanym Tarnobrzegu rodziny odwiedzane przez komisje z pomocy społecznej od razu dopytują o 20 tys. zł na remont. – Nie wiemy jednak, co im odpowiadać – przyznaje Wiesława Juda, dyrektor tamtejszego Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie.



Kręta droga do pomocy

Wiadomo, że procedura uzyskiwania tej pomocy będzie skomplikowana. To gmina musi określić, ile pieniędzy potrzeba na remonty prywatnych domów na jej terenie. Dopiero gdy wstępnie oszacuje straty, będzie mogła wystąpić do urzędu wojewódzkiego o pieniądze. Wojewoda ten wniosek skieruje dalej. Ale nie od razu – dopiero gdy będzie w stanie chociaż częściowo oszacować straty w skali całego województwa. Kiedy uzyska te dane, będzie mógł wystąpić o wsparcie z resortu spraw wewnętrznych i administracji. MSWiA wystąpi wówczas o środki z Ministerstwa Finansów. I dopiero po przyjęciu tego wniosku pieniądze zaczną płynąć do samorządów. Znów będą musiały przejść kilka szczebli, by trafić do poszkodowanych.
Nawet gdyby wszyscy działali wyjątkowo sprawnie, sama procedura zajmie kilkanaście tygodni. Nie wiadomo, co w tym czasie powinni robić powodzianie. Zaczynać remont i zbierać faktury? A może tylko zabezpieczać domy, a remonty zaczynać, gdy pieniądze znajdą się na koncie gminy? Może się przecież okazać, że ostatecznie kwoty będą inne od pierwotnych szacunków. Nie wiadomo, czy obiecane przez premiera 2 mld zł wystarczą na pokrycie wszystkich strat. Na razie rząd dysponuje jedynie 220 mln zł rezerwy budżetowej na likwidowanie skutków powodzi. Z tej kwoty wypłacone zostało 145 mln zł. Aby uruchomić większe środki, komisja finansów publicznych musi się zgodzić na przesunięcie pieniędzy z rezerwy budżetowej przeznaczonej na dofinansowanie projektów unijnych. Komisja zajmie się tym jutro.