Składanie oświadczeń majątkowych i informacji o zatrudnieniu w administracji przez wszystkich samorządowców, w tym również pracowników urzędów, to pomysł nietrafiony. Stanowi to zbyt głęboką ingerencję w konstytucyjne prawo do ochrony prawnej życia prywatnego i rodzinnego.
Paweł Adamowicz
prezydent Gdańska
Ocena nowego projektu prawa antykorupcyjnego, który został przesłany do konsultacji społecznych, m.in. z Komisją Wspólną Rządu i Samorządu Terytorialnego, wywołuje pewien kłopot. Z jednej strony zebranie wszystkich przepisów antykorupcyjnych w jednym akcie prawnym jest nie tylko zasadne, ale i konieczne. Niestety, i to jest ten problem, projekt w wersji kwietniowej jest – mówiąc dość delikatnie – co najmniej dyskusyjny. Daliśmy temu, jako Unia Metropolii Polskich, wyraz. A ściślej mówiąc, zdecydowanie skrytykowaliśmy ów projekt, wytykając mu wiele błędów i wątpliwości.
Przede wszystkim zwróciliśmy uwagę na zbyt wiele przepisów budzących wątpliwości interpretacyjne. Ale nie tylko. Także o próbę wprowadzenia przepisów, które są najzwyczajniej niewykonalne. Na przykład – w myśl tego projektu oświadczenia majątkowe i informacje o działalności gospodarczej swoje i swojej rodziny musieliby składać nie tylko radni i prezydenci, ale także wszyscy pracownicy samorządowi. To absurd! Raz dlatego, że – zgodnie z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego – stanowiłoby to zbyt głęboką ingerencję w konstytucyjne prawo do ochrony prawnej życia prywatnego i rodzinnego. Nadto w celu zebrania i gromadzenia tak wielkiej dokumentacji musielibyśmy wynająć wielkie przestrzenie magazynowe! Tylko w każdym z dwunastu miast zrzeszonych w Unii Metropolii Polskich byłoby to od kilkuset do ponad stu tysięcy wielostronicowych często dokumentów. Tony papieru, kilometry półek! Już widzę te hale pełne zawalonych nikomu tak naprawdę niepotrzebnymi stertami pism. Inny przykład to przepis zakładający, że nie może być radnym ktoś, kto prowadzi działalność gospodarczą na własny rachunek. To kolejny absurd – tego chyba nikt nie przemyślał. W Radzie Miasta Gdańska zasiada przynajmniej kilku radnych, którzy prowadzą taką działalność, i są to dobrzy radni. Z drugiej strony wiele jest też niedoróbek polegających na niedoprecyzowaniu pojęć. Zastrzeżeń do projektu jest tak wiele, że miejsca nie starczy, by je tu wymieniać. Zresztą po co je wymieniać. Wystarczy może przypomnieć głęboką myśl Alberta Einsteina, zgodnie z którą nic bardziej nie zniszczy szacunku dla rządu i prawa krajowego niż uchwalanie ustaw, których nie daje się wprowadzić.
Walka z korupcją jest odpowiedzialna i trudna. Dlatego potrzebne są precyzyjne i jasne przepisy. To podstawa. Istnieją w Polsce instytucje, które zdają się do rangi przesłania wynosić przekonania z czasów PRL. Przekonania, które w sposób twórczy rozwinęli autorzy projektu IV Rzeczpospolitej. Na przykład to, że jak ktoś ma pieniądze, to je ukradł. Albo to, że jak się chce załatwić coś w urzędzie (u lekarza, u adwokata), to trzeba posmarować. Że jak któryś z samorządów planuje inwestycję w partnerstwie publiczno-prywatnym, to na pewno są w to zaangażowane pieniądze pod stołem.
Zakładanie z góry, że ktoś jest nieuczciwy, sprawia, że żyjemy w nienormalnych, chorych warunkach. Zaufanie powinno być podstawą współżycia społecznego. Co, żeby być dobrze zrozumianym, wcale nie musi oznaczać, że nie są potrzebne służby pilnujące, czy nie dochodzi do korupcji.