Komisja Europejska przedstawiła w środę szczegóły ustanowionej w Traktacie z Lizbony "inicjatywy obywatelskiej", która umożliwia złożenie w KE wniosku o propozycję ustawodawczą, o ile podpisze się pod nim milion obywateli UE z jednej trzeciej państw.

Aby ta nowa inicjatywa nie okazała się jedynie rajem dla lobbystów lub eurosceptyków, którzy będą ją nadużywać do własnych celów, KE zaproponowała bardzo rygorystyczne zasady "europejskiej inicjatywy obywatelskiej".

By wniosek był ważny i w ogóle nadawał się do rozpatrzenia przez KE, będzie musiał uzyskać poparcie co najmniej jednego miliona obywateli z co najmniej jednej trzeciej państw członkowskich. Przy tym nie wystarczą np. dwa podpisy z Polski i dwa z innego kraju, a przytłaczająca większość np. z Wielkiej Brytanii. W przypadku każdego z państw członkowskich wyznaczono konieczną minimalną liczbę podpisów, mnożąc liczbę członków Parlamentu Europejskiego z tego państwa przez współczynnik 750. W przypadku Polski (50 europosłów) jest to więc 37,5 tys.

Organizatorzy będą dysponować rokiem na zebranie koniecznych podpisów.

"Europejska inicjatywa obywatelska stanowi prawdziwy krok naprzód w życiu demokratycznym Unii. Jest konkretnym przykładem zbliżenia się Europy do swoich obywateli. Powinna też sprzyjać żywej dyskusji na temat działań prowadzonych przez Brukselę" - podkreślił na konferencji prasowej komisarz ds. stosunków międzyinstucjonalnych Słowak Marosz Szefczovicz. Dodał, że obowiązkiem KE będzie wnikliwie badać wnioski zawarte w inicjatywach obywatelskich.

KE liczy, że pierwsze inicjatywy obywatelskie będzie można zgłaszać w 2011 roku, gdy Parlament Europejski i Rada UE zatwierdzą propozycje KE.

Poza kwestiami liczbowymi KE uściśliła także reguły dotyczące minimalnego wieku sygnatariuszy - ma odpowiadać wiekowi uprawniającemu do głosowania w wyborach do PE w danym kraju. Proponowane inicjatywy będzie trzeba rejestrować w rejestrze internetowym udostępnionym przez KE. Rejestracja może być odrzucona w przypadku jawnego naruszania podstawowych wartości UE. Nie ma ograniczeń co do sposobu zbierania deklaracji poparcia, jednak odpowiednie organy krajowe będą sprawdzać, czy internetowe systemy zbierania podpisów są prawidłowo zabezpieczone, tak by nie dochodziło do oszustw.

Po zebraniu 300 tys. podpisów KE będzie sprawdzać, czy inicjatywa jest dopuszczalna i czy dotyczy dziedziny, w której stanowienie prawa UE jest w ogóle możliwe. Po ocenie inicjatywy jako dopuszczalnej i sprawdzeniu podpisów KE będzie mieć cztery miesiące na decyzję, co z nią dalej zrobić: czy sporządzić wniosek ustawodawczy, czy przeprowadzić jakieś dodatkowe badanie, czy też nie podejmować w ogóle żadnych działań. Jakąkolwiek decyzję KE podejmie, będzie musiała ją uzasadnić.

"Ważne jest to, aby ten nowy element procesu demokracji był wiarygodny i dawał całkowitą gwarancję ochrony danych oraz był wolny od wszelkich nadużyć i oszustwa" - zastrzegła KE. Eksperci KE są bowiem świadomi, że zebranie miliona podpisów, przy zaangażowaniu znacznych środków finansowych, może nie być problemem dla bogatych grup interesów. KE obawia się, że niektórzy będą zgłaszać petycje tylko po to, by nagłośnić problem w mediach i wcale nie będzie ich interesował wynik.

"Chcemy zapobiec sytuacji, gdy KE odrzuca petycję z powodu niespełnienia kryteriów, tymczasem jej autorzy będą się z nami procesować w Trybunale Sprawiedliwości, otrzymując za darmo pierwsze strony w gazetach" - powiedziały PAP źródła w KE.

Jakie petycje mogą trafić do KE? Niewykluczone, że powtórzona zostanie petycja zwolenników przeniesienia Parlamentu Europejskiego do jednego miasta; dziś europosłowie krążą między Strasburgiem a Brukselą. W 2006 roku pod petycją pt. "One Seat" (Jedna Siedziba) autorstwa ówczesnej szwedzkiej europosłanki, a dziś komisarz ds. wewnętrznych Cecilii Malmstroem podpisało się 1,2 mln obywateli UE, ale nikt się nią poważnie nie zajął z powodu kategorycznego sprzeciwu Francji.

Zgodnie z Traktatem z Lizbony, ostateczna decyzja w sprawie siedziby PE i innych instytucji wciąż należy do przywódców państw członkowskich, ale teraz Komisja Europejska mogłaby po otrzymaniu petycji w ramach europejskiej inicjatywy obywatelskiej przynajmniej zainicjować formalną debatę w tej sprawie.