Kilka tygodni temu premier Donald Tusk zapewniał internautów, że nie będzie cenzurowania internetu. Dziś rząd po cichu wraca do tego pomysłu.
Kilka tygodni temu premier Donald Tusk zapewniał internautów, że nie będzie cenzurowania internetu. Dziś rząd po cichu wraca do tego pomysłu.
Wiceminister finansów Jacek Kapica chce regulacji prawnych, które pozwolą podległym mu służbom blokować witryny internetowe.
Ministerstwo Finansów opublikowało list, jaki Kapica wysłał do Macieja Berka, szefa rządowego centrum legislacyjnego, i Michała Boniego, szefa doradców premiera Tuska. Otóż wiceminister finansów domaga się stworzenia alternatywnego rozwiązania, które da mu pełną kontrolę nad funkcjonowaniem sieci.
Jak miałoby to wyglądać? Kapica wyjaśnia to w przygotowanych przez siebie założeniach do propozycji rozwiązania umożliwiającego zwalczanie nielegalnych gier urządzanych w sieci. Decyzję o nakazie blokowania adresu strony lub nakazie usunięcia treści, która reklamuje lub umożliwia gry hazardowe miałby podejmować sąd. Jej wykonawcą miałaby być specjalna komórka służby celnej, którą według Kapicy powinni powołać w porozumieniu ministrowie finansów, sprawiedliwości oraz infrastruktury.
Służba miałaby też uprawnienia do kontroli czy obowiązek blokowania strony został wykonany. Za złamanie nakazu Kapica proponuje sankcje karne.
List wywołał zdumienie w środowisku internautów. Miesiąc temu na spotkaniu z nimi premier Donald Tusk zapowiedział, że o cenzurze internetu nie ma mowy. – Ustawa będzie procedowana, ale bez rejestru stron i usług niedozwolonych, (...) czy rejestr wróci, czy będą innego typu instrumenty, będzie zależało od wyników konsultacji społecznych – mówił 5 lutego szef rządu.
– Mam nadzieję, że list Jacka Kapicy to wynik braku dobrej komunikacji w rządzie. W innym wypadku świadczyłoby to o tym, że rząd nie rozumie, czym jest internet i czym są konsultacje społeczne – mówi Jarosław Lipszyc, prezes Fundacji Nowoczesna Polska, jeden z uczestników spotkania z Tuskiem w lutym. Lipszyc debaty z rządem nie uważa za zamkniętą. Pod koniec marca fundacja organizuje panel dyskusyjny „Demokracja w czasach Internetu”, dziś na biurko premiera i jego doradców trafi zaproszenie na tę konferencję.
– Będzie okazja, by wyjaśnić tam różniące nas kwestie – dodaje Lipszyc.
Kapica przekonuje jednak, że bez tych rozwiązań nie da się skutecznie walczyć z nielegalnym hazardem w internecie czy jego reklamą, jeżeli organizator takich zakładów będzie zarejestrowany poza granicami Polski. – Każdą blokadę można obejść – odpowiadają mu gremialnie internauci. I sugerują, że rozwiązania proponowane przez Kapicę mają na celu umocnienie na rynku pozycji Totalizatora Sportowego i zwiększenie wpływów do skarbu państwa. „Zablokujmy eBay, zwiększą się obroty Allegro i fiskus też na tym zarobi” – tak propozycje Kapicy podsumował jeden z internatów.
Ministerialne apetyty już raz ukrócili internauci
Rejestr stron i usług niedozwolonych pojawił się jako jeden z artykułów nowelizowanej ustawy hazardowej. Zakładał, że trafią do niego te strony czy usługi, które zawierają m.in. treści pedofilskie, umożliwiają oszustwa bankowe czy też organizowanie gier hazardowych. O dokonaniu wpisu do rejestru miałby decydować sąd na wniosek policji, agencji bezpieczeństwa wewnętrznego, wywiadu skarbowego czy służby celnej. Po dokonaniu takiego wpisu operator strony musiałby w ciągu 6 godzin zablokować do niej dostęp. Przeciwko tym zmianom ostro zareagowali internauci, stwierdzając, że jest to nałożenie cenzury na internet. Pod protestem w tej sprawie podpisało się ponad 80 tys. osób. W tym przedstawiciele największych portali internetowych. Pod wpływem nacisku internautów doszło do spotkania z szefem rządu, który obiecał wycofanie się z pomysłu stworzenia rejestru.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama