W Polsce jedynie 20 proc. gruntów objęte jest miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego. Nikt nie zmusi leniwych samorządowców do pracy planistycznej, a z pewnością nie uczyniłyby tego ostatnio przygotowane przepisy.

Jeszcze w lipcu tego roku przedstawione zostały zmiany przepisów ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Czy ten projekt wyznaczał właściwy kierunek zmian i czy dawał realne szanse na to, że zwiększy się liczba planów zagospodarowania przestrzennego w Polsce?
- Niestety nie. W mojej ocenie wszystko zostałoby po staremu - plany będą uchwalane przede wszystkim przez sprawne i dbające o swój rozwój samorządy. Ostatnio zaproponowane przepisy miały określać, w jaki sposób uchwalać miejscowe plany i co należy do nich wpisywać. Standardy miały być wydawane jednak nie przez lokalne władze, a przez ministra budownictwa. Nie byłoby to dobre rozwiązanie, bowiem to lokalne władze powinny wydawać uproszczone przepisy, które nie są planem miejscowym, a stanowią podstawę prawną dla zagospodarowywania w większości zagospodarowanych już terenów. Minister nie ma pojęcia o specyfice i szczególnych uwarunkowaniach lokalnych obszarów. Nie może on mieć wiedzy na temat np. tego, jaka zabudowa występuje na każdej ulicy w mieście.
Czy nie cały obszar gmin powinien być objęty miejscowym planem, tylko jedynie jego część?
- To, że miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego powinien być uchwalany dla terenu całej gminy, jest zupełnym nonsensem. W obecnych czasach nie robi się planu dla terenu całej gminy. Jest to bowiem zbyt czasochłonne i kosztowne. Plan dla całego obszaru może być stworzony, jeżeli gmina jest mała i jednorodna pod względem położenia gruntów i zabudowy. Dla większych gmin natomiast powinny być uchwalane plany jedynie dla terenów rozwijających się. Na pozostałych działkach takiej gminy inwestycje powinny być realizowane na podstawie uproszczonych przepisów urbanistycznych. Na Zachodzie jedynie 20-30 proc. terenów gmin posiada miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego. Na pozostałym obszarze buduje się w oparciu o lokalne przepisy urbanistyczne.
Zamierzano wprowadzić podobny mechanizm i w Polsce i zaproponowano zastąpienie na niektórych obszarach miejscowych planów - planami stref, na podstawie których lokalne władze miały wydawać decyzje o pozwoleniu na budowę. Czy w przyszłości należałoby forsować dalej takie rozwiązanie?
- Propozycje dotyczące planu stref również nie mają sensu. Plan ten byłby bowiem niczym innym, jak wyznaczeniem na ogólnej mapie rodzajów zabudowy w poszczególnych obszarach miasta. Jednocześnie plan ten miał być podstawą do wydawania decyzji o pozwoleniu na budowę. Nie możemy zgodzić się na takie rozwiązanie, bowiem na mapie ogólnej nie da się dokładnie określić, w jaki sposób powinny być zagospodarowane poszczególne działki. Z tego względu rozwiązanie to mogło się przyczynić do zwiększenia chaosu przestrzennego. Plan stref powinien być uchwalany dla obszaru całej gminy i powinien być częścią studium zagospodarowania przestrzennego. To studium określa bowiem np. plan środowiska, plan transportu. Dodatkowo w żadnym wypadku plan strefowy nie może być aktem prawa miejscowego, bowiem tylko miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego może być wiążącym prawem decydującym o lokalnym ładzie przestrzennym.
Rozmawiał ARKADIUSZ JARASZEK
Andrzej Porawski, dyrektor Biura Związku Miast Polskich, członek Krajowej Izby Urbanistów / DGP