Nie można przejść obojętnie nad dzisiejszym orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego. Rozstrzygnięcie jest szalenie zachowawcze.

Trudno przecież zgodzić się z sędziami sądu konstytucyjnego, by odpowiedzialność dziennikarza za brak autoryzacji wypowiedzi, była obwarowana w dwudziestym pierwszym wieku sankcjami karnymi. Jeżeli anachroniczna jest sama autoryzacja, to kara grzywny lub ograniczenia wolności za jej brak jest anachroniczna do kwadratu.

Przepis, który wymusza po dziś dzień autoryzację przy pomocy sankcji karnych, powstał w 1984. Jego autorzy chcieli w ten niewybredny sposób chronić dodatkowo, a więc niezależnie od szalejącej cenzury, ówczesną nomenklaturę.

Gdyby Ryszard Kapuściński czekał na autoryzację swoich reporterskich rozmów, literatura faktu po dziś dzień czekałaby na wydanie Cesarza czy Szachinszacha.