Nieratyfikowanie Traktatu z Lizbony to wstrzymanie przyjmowania nowych członków i ograniczenie liczby komisarzy. Jutro państwa członkowskie mają zdecydować, jaki plan awaryjny dla Unii Europejskiej zostanie przyjęty. Prezydent RP nie złamie konstytucji, jeśli wstrzyma się z ratyfikacją Traktatu lizbońskiego.
Wynik referendum irlandzkiego nie musi przekreślać szans na wprowadzenie Traktatu lizbońskiego w życie. Tak twierdzi nasz rząd. Jeśli jednak inne państwa go nie ratyfikują, to nie będzie tragedii - przyznają natomiast eksperci unijni. Wspólnota może działać w oparciu o stan istniejący, czyli obowiązujący Traktat z Nicei uzupełniają.
Dwa wyzwania, które stoją przed UE, jednak pozostaną. Jeśli Traktat nie zacznie obowiązywać przed październikiem 2009 r., to ulegnie zmniejszeniu liczba członków kolegium Komisji Europejskiej w stosunku do liczby państw członkowskich. Będzie mniej komisarzy - zauważa prof. Jan Barcz, kierownik Katedry Prawa Międzynarodowego i Prawa UE Wyższej Szkoły im. Leona Koźmińskiego.
Decyzja taka zapadła na konferencji międzyrządowej w 2002 roku i do dziś irytuje wiele państw, denerwowała także Irlandczyków, którzy głosowali przeciwko Traktatowi lizbońskiemu. Jednak nie zdawali oni sobie sprawy z tego, że jeśli odrzucą ten Traktat, to nie będą mieli swego komisarza już od 2009 roku, a nie - 2014, jak ustalono w Lizbonie. Będą więc takie okresy, gdy znaczące narody, jak Francuzi czy Niemcy, pozbawione zostaną swego komisarza w kolegium Komisji.

Koniec rozszerzenia

Eksperci podkreślają, że Pakiet nicejski jest aktem zamkniętym, obliczonym na 27 państw członkowskich, czyli żeby kontynuować strategię rozszerzenia, trzeba ten pakiet renegocjować. Wobec tego stanie przed Unią zadanie niezmiernie trudne. Państwa, które teraz mają największe szanse na dołączenie do Wspólnoty - Chorwacja i Ukraina - oddaliły się od tego celu, uważają eksperci.
- Wstrzymywałbym się od stosowania pojęcia odrzucenie Traktatu, mamy do czynienia z jego zakwestionowaniem przez Irlandię. Nie jest jednoznaczne, co się z nim dalej będzie działo. W obecnym stanie prawnym, według art. 48 Traktatu o UE, w ramach procedury rewizyjnej, wszystkie państwa członkowskie funkcjonujące wewnątrz muszą się zgodzić na zmianę - komentuje sytuację prof. Cezary Mik - dziekan Wydziału Prawa Uniwersytetu S. Wyszyńskiego w Warszawie.
Już jutro spotkają się przywódcy państw i rządów, aby w czasie posiedzenia Rady Europejskiej przedstawić plan naprawczy i postanowić, co zrobić z problemem Irlandii.

Konsekwencje gospodarcze

Traktat z Lizbony nie wprowadzał istotnych zmian w zakresie organizacji rynku wewnętrznego UE, natomiast, aby dobrze działał, to potrzebny jest sprawny proces decyzyjny.
- Unia przy zachowaniu obecnych ustaleń prawnych będzie miała większe trudności w reagowaniu na wyzwania lokalne - uważa prof. Cezary Mik.
Kryzys polityczny nastąpić może później.
- Właśnie on mógłby wywołać konsekwencje gospodarcze - dodaje profesor Mik.
Nasz proces ratyfikacji Traktatu zależy już tylko od Prezydenta RP. Parlament wyraził zgodę na ratyfikację, teraz potrzebny jest podpis prezydenta.

Prezydent nie złamie konstytucji

Prezydent nie złamie konstytucji, jeśli Traktat lizboński podpisze, ale też jej nie złamie, jeśli odmówi podpisania - twierdzi dr Ryszard Piotrowski z Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Za tym pierwszym rozwiązaniem stoi zasada przyjaznej interpretacji prawa dla integracji europejskiej, a także zasada współdziałania władzy.
- Gdyby prezydent miał wątpliwości co do zgodności Traktatu z konstytucją, to powinien skierować sprawę do Trybunału Konstytucyjnego, ale na razie nic nie przemawia za takim rozwiązaniem.
Zgoda na ratyfikację traktatów nie może być opatrzona dodatkowymi warunkami. W tym wypadku - uchwaleniem ustawy wiążącej parlament, rząd i prezydenta w sprawach zmiany umów międzynarodowych, w tym i Trakatu lizbońskiego.
Prezydent RP nie złamie konstytucji, jeśli wstrzyma się z ratyfikacją Traktatu lizbońskiego / ST