Nominacja na prezesa warszawskiego sądu okręgowego to naprawdę ciężkie brzemię - powiedział w rozmowie z PAP sędzia Piotr Schab. Zapewnił, że nie obawia się konfliktu z warszawskimi sędziami. "Kwiatów nie było, ale spotkałem się z licznymi gratulacjami" - dodał.

Rzecznik dyscyplinarny sędziów sądów powszechnych Piotr Schab został w poniedziałek powołany na prezesa Sądu Okręgowego w Warszawie. We wtorek sędzia ten objął nową funkcję w stołecznym sądzie. W wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej sędzia mówi m.in. jak odebrał decyzję o awansie, o największych wyzwaniach stojących przed warszawskim sądem i pierwszym dniu pracy na nowym stanowisku.

Kto zaproponował panu ten awans i jak pan to odebrał?

Sędzia Piotr Schab: Bez upoważnienia nie będę ujawniał, kto bezpośrednio złożył mi tę propozycję. Natomiast przyjąłem ją z pewnym zaskoczeniem, głębokim namysłem i ze świadomością wagi funkcji, jaka mi została zaproponowana. Z całą pewnością nie była to łatwa decyzja.

Proszę podzielić się wrażeniami po pierwszym dniu pracy na stanowisku prezesa warszawskiego sądu okręgowego?

Jest to olbrzymia jednostka organizacyjna, o bardzo rozległym zakresie działania, z wieloma zagadnieniami wymagającymi zarówno kontroli, jak i pilnego rozwiązania. Dlatego sądzę, że prezes tego sądu bierze na siebie naprawdę ciężkie brzemię.

Czyli odbiera pan tę nominację jako "ciężkie brzemię"?

Owszem, dokładnie tak uważam.

Jak pana przyjęli sędziowie w sądzie okręgowym?

Ci sędziowie, z którymi miałem kontakt, przyjęli mnie bardzo dobrze.

Były kwiaty, gratulacje?

Oczywiście nie oczekiwałem kwiatów. Kwiatów nie było, ale spotkałem się z licznymi gratulacjami. Miałem kontakt z niektórymi sędziami ws. wstępnej charakterystyki problemów poszczególnych pionów orzeczniczych. Ten kontakt uważam za konstruktywny i bardzo dobry. Nie spotkałem się natomiast z nieprzychylnymi głosami.

Jakie są pana priorytety i cele w sądzie okręgowym? Jakie są najpilniejsze zadania do wykonania?

Istnieje kilka zagadnień wymagających pilnej pieczy. Oczywiście priorytetem w obecnej sytuacji jest zapewnienie płynności orzeczniczej w czasach epidemicznych. Chodzi o zachowanie takich reguł organizacyjnych, które umożliwią bieżące orzekanie sędziom w czasie epidemii. Muszę przy tym podkreślić, że sąd okręgowy w tym zakresie funkcjonował dotychczas bardzo dobrze. Po prostu musimy przestrzegać dalej przyjętych reguł.

Ponadto tradycyjnie w tym sądzie, jako największym w Polsce, palącym problemem jest wielkość referatów. Wyzwaniem jest opanowanie wpływu spraw, w szczególności spraw nowej kategorii, które dotyczą weryfikacji emerytur pracowników służb bezpieczeństwa PRL i kwestii związanych z kredytami denominowanymi w walutach obcych. Wpływ tych spraw jest olbrzymi, a ich opanowanie jest trudne i niezwykle obciążające sędziów pionu cywilnego, którzy - to należy podkreślić - właściwie wykonują swoje obowiązki.

Jak zamierza pan pogodzić kierowanie największym sądem w Polsce z obowiązkami rzecznika dyscyplinarnego sędziów?

Nie widzę tu sprzeczności. Oczywiście jest kwestia olbrzymiego zaangażowania w rolę prezesa Sądu Okręgowego w Warszawie. Jednak po głębokim zastanowieniu i przeanalizowaniu zakresu swoich obowiązków uznałem, że podołam temu zadaniu.

Czy jako rzecznik dyscyplinarny nie obawia się pan konfliktów z sędziami sądu okręgowego?

Nie. Publiczna krytyka mych działań jako rzecznika dyscyplinarnego ze strony sędziów jest rzecz jasna dopuszczalna, o ile wypowiedzi te nie naruszają prawa oraz zasad etyki zawodowej sędziów. To, że ktoś kontestuje moją pracę na tym stanowisku w żaden sposób nie wpłynie na relacje służbowe w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Przypominam jednak, że odmowa respektowania ustawowych działań prezesa sądu jest złamaniem prawa. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.

W środę Izba Dyscyplinarna SN ma zdecydować o immunitecie i możliwości dalszego orzekania Igora Tulei, jednego z sędziów warszawskiego sądu okręgowego. Jeśli Izba Dyscyplinarna odsunęłaby tego sędziego od czynności orzeczniczych, a on zgodnie z zapowiedziami nadal orzekałby, to jak zareaguje prezes sądu?

Oczywiście jako prezes sądu uniemożliwiłbym mu to. Skutecznie zapobiegłbym łamaniu ustaw przez sędziego, a w konsekwencji – ludzkiej krzywdzie. W sytuacji bowiem, kiedy sędzia, zawieszony w wykonywaniu swych obowiązków służbowych podjąłby się rozstrzygania sporów na sali sądowej, wyrządziłby głęboką szkodę uczestnikom postępowania oraz dobru wymiaru sprawiedliwości. Nie wolno do tego dopuścić.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Mateusz Mikowski