Zanim prezes Trybunału Konstytucyjnego zarządziła przerwę w rozprawie do września, przedstawiciele Sejmu i prokuratury musieli odpowiedzieć na długą listę trudnych pytań.
Ustawa dezubekizacyjna z grudnia 2016 r. po dwóch i pół roku doczekała się dyskusji w Trybunale Konstytucyjnym. Pytania, które zadawali sędziowie przedstawicielom Sejmu i prokuratury, wykraczały poza te skierowane do TK przez Sąd Okręgowy w Warszawie w 2018 r. – Dlaczego projektodawca wycofał się z pierwotnej propozycji naliczania emerytury według przelicznika 0,5 proc. podstawy wymiaru za każdy rok służby na rzecz totalitarnego państwa i wprowadził przelicznik zerowy? – pytał Jakub Stelina, II sędzia sprawozdawca. Prosił o wyjaśnienie: skoro ustawodawcy zależy na przywróceniu sprawiedliwości społecznej, to jak skrajne rozwiązanie można uznać za proporcjonalne?
– W sprawie byłego ustroju nigdy nie było konsensusu społecznego. Ustawodawca skorzystał z okienka politycznego, kiedy można było taką zmianę prawną przeprowadzić. Doszło do decyzji politycznej, parlamentarnej. Rozważano różne koncepcje. Ostatecznie zwyciężyła ta o współczynniku zero za każdy rok służby na rzecz totalitarnego państwa przed 1990 r. – przyznał poseł Arkadiusz Mularczyk z PiS. Stelina prosił też o uzasadnienie, dlaczego ustawodawca wprowadza limity również wobec tych funkcjonariuszy, którzy służyli po 1990 r. Ustawa pozbawia dodatku z tytułu inwalidztwa osoby, które uszczerbku na zdrowiu doznały już w demokratycznej Polsce.
Zdaniem Mularczyka kluczowe jest pytanie, czy ustawodawca powinien różnicować poziom świadczeń w zależności od daty podjęcia służby. – Zwyciężył pogląd, że nie można. Skoro służył, przyczyniał się do trwania systemu. Niezależnie ile: tydzień, miesiąc czy pięć lat. Zaliczenie w sposób proporcjonalny świadczeń byłoby niesprawiedliwe wobec tych, co zostali przyjęci do pracy po 1990 r. – ocenił. Zaraz jednak dodał, że ustawodawca miał świadomość wątpliwości konstytucyjnych, jakie mogą wzbudzić przepisy.
Justyn Piskorski, I sędzia sprawozdawca, dopytywał, o jakie wątpliwości w ocenie konstytucyjności przepisów chodzi. – Niemal 30 lat po upadku komunizmu nadal dyskutujemy o świadczeniach byłych funkcjonariuszy. To porażka – dowodził Mularczyk. – Powinno to być zrobione w latach 90. Dziś ci ludzie korzystają z pełni gwarancji, jakie daje im konstytucja. Pytanie, czy przed 1989 r. wobec opozycji zapewniali te swobody i wolności, których teraz się domagają – dodawał. Przedstawiciele prokuratury Robert Hernand i Andrzej Reczka przekonywali, że przywracając sprawiedliwość społeczną, trzeba stosować się do przepisów. – Ale trzymając się zasady ochrony praw nabytych nie można by nic zrobić, bo każde świadczenie zostało nadane. Stąd te kontrowersje – mówił Hernand.
Olbrzymią dyskusję wywołało w TK określenie „państwo totalitarne”, które pojawia się w ustawie, choć próżno szukać jego wyjaśnienia. – Skąd ustawo dawca bierze definicję? – dopytywał sędzia Mariusz Muszyński. – Dla każdego mieszkańca naszego kraju przed 1989 r. było jasne, czym jest system totalitarny. Ograniczenie praw i wolności obywatelskich, realizowanie interesów określonej kasty narzuconej przez mocarstwo zewnętrzne – wyliczał Mularczyk. A przedstawiciel prokuratury przyznał, że ustawodawca określa jedynie ramy czasowe pracy na rzecz totalitarnego państwa, czyli od 1944 r. do lipca 1990 r.
Muszyński podał w wątpliwość, czy wprowadzenie niejasnego pojęcia, które ma dla ustawy znaczenie kluczowe, bo przesądza o świadczeniach byłych funkcjonariuszy, jest zgodne z zasadami prawa. – Czy ustawodawca może przyjść za jakiś czas i powiedzieć, że pracującym w służbach w latach 2015–2020 obniża świadczenia i uczyni to na mocy definicji z doktryny politycznej? – dociekał. – I dalej: skoro służba na rzecz totalitarnego państwa jest kryterium zmiany świadczeń, to jakie zasady ustawa ma chronić? Czy została zachowana zasada proporcjonalności? Oraz czy działania z zakresu zabezpieczenia społecznego są dobrą metodą na rozliczanie? Czy w demokratycznym państwie prawa jest możliwa zmiana bez indywidualnego procesu? – pytał.
– Dla naczelnej zasady, którą jest sprawiedliwość społeczna, można wzruszyć przepisy, na mocy których przyznano byłym funkcjonariuszom świadczenia. U podstaw takiej decyzji Sejmu stało niewłaściwe rozliczenie się z systemem komunistycznym przez III RP – odpowiadał Marek Ast z PiS. Sędzia Muszyński przypomniał jednak, że wielu byłych funkcjonariuszy nabyło świadczenia na podstawie ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym z 1994 r. Mowa jest więc o prawie tworzonym w demokratycznym państwie. I czy w związku z tym istnienie innych przywilejów nadawanych mocą ustaw, np. sędziom, górnikom, jest również naruszeniem sprawiedliwości społecznej?
Zdaniem prokuratury zasada ochrony praw słusznie nabytych nie jest bezwzględna. Przyczyną ich naruszenia może być np. sytuacja ekonomiczno-gospodarcza kraju. I nie może być tak, że raz przyznane uprawnienie będzie trwało w nieskończoność, niezależnie od innych warunków. – Czy są jednak granice ustawodawcy w jego swobodzie modelowania świadczeń z zakresu ubezpieczeń społecznych? – dopytywał sędzia TK Leon Kieres. Dodał, że w 1990 r. trwała w służbach weryfikacja. Ci, którzy przeszli ją pomyślnie, dostali wówczas od państwa propozycję pracy.
Prokuratorzy Robert Hernand i Andrzej Reczka mają wątpliwości, czy ten proces można uznać za rozgrzeszenie. – Kryterium dopuszczenia do dalszej pracy w demokratycznym państwie była użyteczność funkcjonariusza – oceniali. Przyznali jednak, że drugim kryterium, poza znajomością technik pracy, były stwierdzona niekaralność i brak istotnego zaangażowania w działalność państwa totalitarnego. Kieres przypomniał, że to kolejna ustawa, po uchwalonej za rządów PO-PSL w 2009 r., która obniża świadczenia określonej grupie osób. – Czy tamte działania ustawodawcy były niewystarczające? – pytał posłów PiS.
– Gdyby wtedy doszło do stworzenia przepisów tak, jak dziś wyglądają, nie byłoby konieczności tworzenia nowych. Obniżenie świadczeń było wówczas zbyt małe – uznał Mularczyk. Jego zdaniem, jeśli ustawa w trybunale się ostanie, proces rozliczania z tym elementem przeszłości będzie zakończony. Jeśli nie, będzie konieczna kolejna interwencja ustawodawcy. W czasie, gdy trwała dyskusja, pod siedzibą TK zebrało się kilkudziesięciu protestujących. Mieli hasła na transparentach: „Mój tata nie był ubekiem”. A także: „Warto być przyzwoitym”, „Przyzwoity sędzia przestrzega konstytucji”.