Błędem jest trywializowanie „debaty odebacie” jako sporu politycznych elit, zperspektywy zwykłego człowieka – toczonego nie wiadomo oco inie wiadomo po co. Rafał Trzaskowski nie mógł pójść na debatę do TVP, bo telewizja aż tak skoszarowana oraz posłuszna politycznym decyzjom rządzącej partii jak ta zul. Woronicza jest antypubliczna.
Zwolennicy prezydenta Andrzeja Dudy (poza zdarzającymi się wkażdym obozie autentycznymi głupkami) dobrze to wiedzą. Niemniej jednak, jak wgrze wpomidora, potrafili do ostatnich chwil powtarzać frazesy oobywatelskim obowiązku Trzaskowskiego „udziału wdebacie wpublicznej telewizji”. Wogóle to obowiązek, ale wPolsce A.D. 2020 TVP jest stronnicza iagresywna. Iwiemy to wszyscy, ci zPiS także.
Korona by PiS z głowy nie spadła, gdyby telewizja publiczna była wielonurtowa i, chociażby czasem, obiektywna. Jednak ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego zrobiło z niej medium groteskowe, za to wierne. Dlaczego kondycja TVP nie jest problemem elit, tylko nas wszystkich? Dlatego że smutny los telewizji wskazuje cenę, której obyśmy nie musieli zapłacić w codziennym życiu. Wyobraźmy sobie szkoły, w których nauczyciele gorzej traktują dzieci wyborców Dudy, zaś lepiej Trzaskowskiego. Pociąg, z którego konduktor usuwa Polaków wracających z demonstracji KOD. Personel medyczny, który różnicuje swoje zaangażowanie w zależności do tego, czy cierpi „nasz”, czy „wasz”. Strażaków, którzy wypompowują wodę z piwnic „najpierw aktywistom LGBT”.
/>
Taką Polskę można sobie wyobrazić, bo przykład idzie z góry. Skoro zaorano wspólnotowość telewizji publicznej, a reformę sądownictwa bez żenady (no, dobra, Gowin się żenował) przesterowano na tory upartyjnienia sądownictwa, samo pojęcie służby publicznej przestało wiele znaczyć. Na szczęście, jak Polska długa i szeroka, ogrom nauczycieli, pielęgniarek, strażaków i konduktorów nie bierze przykładu z góry. Na nieszczęście, o wielu polskich dziennikarzach tak już powiedzieć nie można.