Europejska Rada Ochrony Danych (EROD) opublikowała niedawno wytyczne dotyczące zasad postępowania z monitoringiem wizyjnym. Rzecz w tym, że w niektórych kwestiach polski organ nadzorczy ma czasem wręcz odmienne zdanie. Kogo należy słuchać? Co do zasady EROD, choć nie zawsze.
Kamerki samochodowe używane do celów służbowych nie mogą przetwarzać danych osobowych innych uczestników ruchu. Niedozwolone jest też rozpowszechnianie takich nagrań przez zwykłych kierowców – takie stanowisko zajęła Europejska Rada Ochrony Danych (EROD) w opublikowanych niedawno wytycznych 3/2019 w sprawie monitoringu wizyjnego. To ostateczna wersja dokumentu, uzgodniona po konsultacjach z państwami Europejskiego Obszaru Gospodarczego, która ma posłużyć jako główne źródło informacji dla administratorów danych osobowych we wszystkim krajach członkowskich na temat zasad rejestrowania materiału wideo w zgodzie z duchem unijnego rozporządzenia o ochronie danych osobowych (RODO). Rada uważa przy tym, że kamerki nie powinny nagrywać obrazu w trybie ciągłym, a także ujmować osób postronnych znajdujących się na drodze. Co więcej: niedozwolone jej zdaniem jest również ujawnianie nagrań ze zdarzeń drogowych w internecie, jeżeli ma ono mieć charakter głównie rozrywkowy.
To zła wiadomość dla polskich kierowców, wśród których wideorejestratory są bardzo popularne. Wideorejestratory stosują i firmy, i osoby prywatne. Te pierwsze – zwykle argumentują to potrzebą zwiększenia bezpieczeństwa, m.in. przedsiębiorstwa transportowe instalują kamerki, bo chcą lepiej chronić się przed ewentualnymi kradzieżami ładunku. Zaś kierowcy – zarówno prywatni i zawodowi – używają ich albo dla zabawy, albo po to, by w razie stłuczki, wypadku czy próby wyłudzenia odszkodowania mieć dowód w postaci nagrania. Polski organ nadzorczy do tej pory nie był aż tak restrykcyjny jak EROD: zasadniczo uważał, że nagrywanie kamerką w aucie jest dozwolone, jeżeli wynika z uzasadnionego interesu administratora i spełniony jest obowiązek informacyjny. Nie wymagał jednak pikslowania twarzy czy tablic w trakcie nagrywania.
Ale to niejedyna rozbieżność między wytycznymi EROD i stanowiskiem polskiego organu nadzorczego, wręcz przeciwnie – w ocenie niektórych sytuacji stanowisko UODO jeszcze bardziej różni się od unijnego.
I tak znaczne rozbieżności dotyczą np. dozwolonego czasu przechowywania nagrań. EROD uważa, że materiał z monitoringu wideo powinien być kasowany maksymalnie po kilku dniach, a dłuższe przechowywanie dozwolone jest tylko w przypadku, gdy istnieje ku temu uzasadnienie – i to na dodatek tylko wybranych zdarzeń, reszta materiału powinna być usunięta. Przykładowo właściciel małego sklepu – jeżeli danego dnia nie doszło do żadnych incydentów – powinien usunąć nagrania już po 24 godzinach. Tymczasem polskie UODO jest bardziej liberalne – zasadniczo pozwalało na przechowanie całych nagrań nawet przez dłuższy czas (a ustawodawca polski w przypadku monitoringu pracowniczego zezwolił na przechowywanie materiału wideo nawet przez trzy miesiące).
TGP 6 marca / Dziennik Gazeta Prawna
Jeszcze inna – bardziej jaskrawa rozbieżność w stanowiskach unijnej rady i polskiego organu nadzorczego dotyczy atrap kamer. EROD uważa, że są dozwolone, bo jej zdaniem skoro nie ma nagrywania, to nie ma przetwarzania danych osobowych (a więc RODO nie obowiązuje). Tymczasem polski organ wręcz przeciwnie: kategorycznie uważa, że atrapy kamer są nie do przyjęcia. EROD wypowiedział się też w kilku innych kwestiach, np. filmowania z dużej odległości danych szczególnie wrażliwych, gdzie doprecyzował różne kwestie dotyczące sytuacji, co do których nasz organ wypowiadał się oszczędnie, bądź czekał na wytyczne właśnie unijnego organu (więcej w tekście Anny Kobylańskiej).