Sprawa wyroku małżeństwa P. to najjaskrawszy z przykładów, jakimi uzasadniano zmianę przepisów procedury karnej, która uwalnia sędziów od ogłaszania obszernych sentencji wyroków. Chyba nie było w Polsce sędziego, który oczekiwałby zmiany prawa równie niecierpliwie jak Lidia Jedynak. Kiedy więc nowa regulacja weszła w życie, gdański sąd natychmiast poinformował o zdjęciu z afisza nikogo nieinteresującego tasiemca i błyskawicznym zaserwowaniu widzom ostatniej niewiadomej – tego, jaką karę usłyszą główni bohaterowie afery. Radość trwała jednak krótko, bo kiedy eksperci przyjrzeli się przepisom, dość jednoznacznie stwierdzili: z ich dobrodziejstwa nijak w sprawie Amber Gold skorzystać się nie da. Co więcej – jak dowodzi dr Paweł Czarnecki z Uniwersytetu Jagiellońskiego, sędzia Jedynak zaplątała się w całą kabałę z czytaniem tysięcy stron akt niejako na własne życzenie (zainteresowanych pełną argumentacją odsyłam do serwisu Karne24.com). Zdaniem prawnika już w świetle starych rozwiązań odważny orzekający mógł poprzestać na zwięzłym zaprezentowaniu głównych tez wyroku. Ale skoro już sędzia czytać zaczęła, teraz nie może przerwać. Nowe przepisy nie przyniosą jej więc ułaskawienia. Z uwagi na te głosy sędzia Jedynak poinformowała wczoraj, że dalej będzie czytać. Jeśli więc rację ma dr Czarnecki, to wychodzi na to, że na kanwie sprawy Amber Gold wprowadzono przepis, bez którego można było się obejść, a na końcu i tak w tej sprawie nie da się go zastosować. No ale najważniejsze, że nikt Ministerstwu Sprawiedliwości i Sejmowi nie zarzuci, że zmieniają prawo pod konkretny przypadek. Choć akurat sędzia Jedynak chyba nie miała by nic przeciwko temu. I coś mi mówi, że nie byłaby w tym osamotniona.