W klasie jest uczeń, który rozrabia i obraża innych kolegów i koleżanki. Do tego jest ulubieńcem nauczyciela. Nikt w ławce nie chce z nim siedzieć. Sytuacja wydaje się prosta i nie budzi większego moralnego sprzeciwu. Narozrabiał, więc należy mu się kara. Co jednak kiedy ławka jest sędziowska, inni uczniowie to inni orzecznicy w wydziale, a nauczyciel to minister sprawiedliwości? Wtedy robi się bardziej skomplikowanie.

Od kilku dni środowisko sędziowskie z niepokojem spoglądało na dzisiejszą datę. Do orzekania miał wrócić były wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak. Dla przypomnienia – podał się on do dymisji po głośnej aferze hejterskiej. Z doniesień medialnych wynika, że utrzymywał w mediach społecznościowych kontakt z kobietą o imieniu Emilia, która miała prowadzić akcje dyskredytujące niektórych sędziów przeciwnych zmianom w sądownictwie przeprowadzonych przez partię rządzącą, m.in. szefa Iustitii prof. Krystiana Markiewicza. Miało się to odbywać za wiedzą wiceministra. I tak oto po całej tej aferze miałby on wrócić jakby nigdy nic do swoich byłych kolegów i razem z nimi orzekać? Część środowiska nie jest w stanie sobie tego wyobrazić. Świadczyć może o tym chociażby uchwała Kolegium Sądu Okręgowego w Warszawie (jednostki nadrzędnej wobec Sądu Rejonowego, w którym miałby orzekać były wiceminister), w której domaga się od prezesa Sądu Rejonowego podjęcia decyzji o natychmiastowej przerwie w orzekaniu sędziego Łukasza Piebiaka.

W podobnym tonie wypowiedziała się również sędzia Beata Morawiec, prezes zarządu stowarzyszenia sędziowskiego "Themis". Na antenie TVN24 oceniła, że Piebiak nie powinien wracać do orzekania, a ona sama nie chciałaby z nim zasiadać w jednym składzie orzekającym.

Jeżeli doniesienia medialne dotyczące jego roli w aferze hejterskiej są prawdziwe to ostracyzm ze strony środowiska wydaje się zrozumiały. Co jednak z obywatelami? Braki kadrowe w sądownictwie są faktem notoryjnym. Co do zasady praca orzecznicza wykonywana przez byłego wiceministra nie była kwestionowana. Czy w takim wypadku wymiar sprawiedliwości stać na odsuwanie od pracy sprawdzonych i doświadczonych orzeczników? Moim zdaniem nie. Nie chcę tutaj wybielać zachowania byłego wiceministra, ale nie można zapominać, że jako sędzia pełni on funkcję publiczną, w której centralne miejsce powinno zajmować dobro obywateli. Dopóki nie zajdą zatem przesłanki formalne, które wykluczyłyby go z orzekania (np. postępowanie dyscyplinarne) to powinno się znaleźć dla niego miejsce w szkolnej/sędziowskiej ławie.