CBA bada nieprawidłowości w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Do prokuratury doprowadzono m.in. Bartłomieja M., protegowanego byłego szefa MON.
Bartłomiej M., były szef gabinetu politycznego ministra obrony narodowej, były poseł PiS i lobbysta Mariusz Antoni K., były członek zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej (PGZ) Radosław O. oraz była urzędniczka MON i dwóch byłych dyrektorów w PGZ – wszyscy zostali wczoraj zatrzymani na polecenie Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.
Śledztwo dotyczy wyrządzenia szkody majątkowej spółce PGZ przy zawieraniu fikcyjnych umów szkoleniowych i związanych z organizacją targów zbrojeniowych. Prowadzone jest od grudnia 2017 r. na podstawie zawiadomienia CBA. Część zatrzymanych została wczoraj przewieziona do prokuratury w Tarnobrzegu. Tam mieli usłyszeć zarzuty związane z niegospodarnością w PGZ. Przeszukano 30 miejsc w całym kraju, m.in. mieszkania i siedziby spółek. Według naszych ustaleń niewykluczone są dalsze zatrzymania w tej sprawie. Po zatrzymaniu MON i PGZ zadeklarowały współpracę ze służbami. CBA ani prokuratura na tym etapie śledztwa nie podają jego szczegółów.
Jedną ze spraw opisał tygodnik „Sieci”. Jak podawali dziennikarze, PGZ zawarła ze Stowarzyszeniem dla Dobra Rzeczpospolitej kilka umów na szkolenia i koncert z okazji 40-lecia powstania Komitetu Obrony Robotników. Stowarzyszenie miało otrzymać za koncert od PGZ 713 tys. zł. Jeśli chodzi o byłego posła Mariusza Antoniego K., to – według TVP Info – podejrzewa się, że jego firma Warszawskie Centrum Legislacyjne czerpała dochody z nielegalnej działalności lobbingowej. Za spotkania z osobami decyzyjnymi miał żądać nawet 30 tys. zł. Z kolei żona zatrzymanego byłego członka zarządu PGZ Radosława O. jest właścicielką apteki w Łomiankach, gdzie swego czasu pracował Bartłomiej M.
W sprawie najwięcej komentarzy budzi to, czyi współpracownicy znaleźli się w tym gronie. Są to osoby związane z eksszefem MON i wiceprezesem PiS Antonim Macierewiczem. W dodatku robi to służba nadzorowana przez innego wiceprezesa partii Mariusza Kamińskiego.
– Śledztwo trwało rok, mimo to zatrzymania są dla nas zaskoczeniem – przyznaje jeden z polityków PiS. – CBA musiało dysponować mocnymi materiałami, które potwierdzały konieczność dokonania zatrzymań. Z drugiej strony to dowód, że państwo nie jest z dykty, jak to miało miejsce za naszych poprzedników – przekonuje. – Bez wątpienia wyzwaniem dla Macierewicza jest wyjaśnienie sprawy. Myślę, że doszło do nadużycia zaufania z jego strony w stosunku do niektórych osób – ocenia nasz rozmówca.
Politycy opozycji podejrzewają z kolei, że chodzi o wewnętrzne rozrachunki w PiS przed zbliżającymi się wyborami do europarlamentu oraz Sejmu i Senatu. – To testowanie Macierewicza, na ile można sobie pozwolić, oraz sygnał dla innych, by za bardzo się nie wychylali – przekonuje jeden z ludowców. – Idą wybory, zbierane są środki na dwie duże kampanie. Chodzi o zdławienie w zarodku tego, co mogłoby urosnąć na prawo od PiS – wskazuje nasz rozmówca z PO, zwracając uwagę na niedawne spekulacje o możliwości powołania partii związanej z o. Tadeuszem Rydzykiem. W sejmowych kuluarach – zarówno po stronie opozycji, jak i PiS – mówi się o możliwych kolejnych zatrzymaniach. – Przewija się jeszcze jedno nazwisko kogoś od nas, z pogranicza polityki i biznesu – przyznaje jeden z polityków partii rządzącej.
Zagadką była wczoraj reakcja Macierewicza. – Jeśli się odetnie i poprze akcję CBA, to PiS ma dalej problem, ale nieporównywalnie mniejszy, niż gdyby krytycznie odniósł się do tych zatrzymań – ocenia politolog Antoni Dudek. Jego zdaniem zatrzymania akurat w tym momencie mogą nie być przypadkowe. – Być może obawiano się, że ta sprawa tak czy inaczej wyjdzie i opozycja jako pierwsza wyciągnie ją w kampanii. Partia doszła do wniosku, że lepiej samemu zdetonować tę bombę – twierdzi ekspert. Zdaniem prof. Dudka problem PiS polega też na tym, że po trzech latach twierdzenia, że jest najbardziej transparentną formacją, pojawia się kolejna afera. I to akurat wokół Bartłomieja M., czyli jednego z niechlubnych symboli pierwszej połowy tej kadencji.