„Urząd KNF zwraca uwagę, że w myśl art. 21 MAR publikowane treści dotyczące rynku kapitałowego podlegają ocenie w kontekście uznania ich za potencjalną manipulację zagrożoną karą grzywny do 5 mln zł albo karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5 lub obu tym karom łącznie z uwagi na fakt, że mogą wywoływać nieodwracalne konsekwencje dla inwestorów i innych uczestników rynku finansowego” – czytamy w najnowszym komunikacie Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego.

Choć nie jest to powiedziane wprost, urzędnicy dają jasno do zrozumienia: dziennikarze publikujący fałszywe informacje, które odbijają się na funkcjonowaniu rynku finansowego, mogą za to słono zapłacić.

Komunikat dotyczy przede wszystkim publikacji portalu Business Insider Polska z 5 września 2018 r. Dziennikarka wskazała, że dwaj potężni rynkowi gracze – Trigon TFI oraz Altus TFI – stracą licencje. Sęk w tym, że o tym decyduje KNF. A ta żadnej decyzji nie podjęła. Po dementi ze strony komisji artykuł został wyedytowany – w miejscu zdań oznajmujących pojawiły się przypuszczające.
Wiadomość jednak wywołała na rynku popłoch. Następnego dnia rano kurs Altus TFI spadł o jedną trzecią. Zarząd spółki poinformował, że jednoznacznie wiąże to z publikacją Business Insider Polska, uznaje tekst za manipulację kursem akcji i w związku z tym zawiadomił prokuraturę.
Doktor Szymon Syp, adwokat z Crido Legal J. Ziółek i Wspólnicy, tłumaczy nam, że choć unijne rozporządzenie nr 596/2014, nazywane rozporządzeniem MAR (stosowane bezpośrednio w państwach członkowskich), kojarzone jest głównie z naruszeniami menedżerów spółek, to katalog naruszycieli w świetle przepisów może być znacznie szerszy.
– Zgodnie z art. 15 MAR zabrania się każdej osobie dokonywania manipulacji na rynku lub usiłowania tychże, co jest obwarowane szeregiem sankcji. Tym samym krąg osób, które mogą manipulować na rynku, jest szeroki i nie dotyczy tylko zarządzających i akcjonariuszy, lecz także np. dziennikarza, który publikuje artykuły stanowiące manipulację na rynku – wyjaśnia ekspert. I tłumaczy, że jeśli w mediach pojawiają się informacje przesądzające o utracie licencji czy zezwoleń przez określony podmiot, którego akcje są notowane na rynku regulowanym, podczas gdy w rzeczywistości nie ma decyzji w tej sprawie, możemy mieć do czynienia z manipulacją na rynku.
Bez wątpienia odpowiedzialność w takiej sytuacji może ponieść autor artykułu. Niewykluczone byłoby również przypisanie odpowiedzialności redaktorowi naczelnemu, który jest zobowiązany do kontrolowania pracy całej redakcji.
– W przeszłości wyciąganie konsekwencji względem dziennikarzy było również możliwe, ale rzadko stosowane. Najczęściej kończyło się na upominaniu. Teraz, choć MAR daje szerokie możliwości, zapewne będzie podobnie, bo administracja państwowa nie chce być posądzana o walkę z dziennikarzami. Kazus tekstu Business Insider Polska będzie jednak ciekawy, bo zawiadomienie złożyła sama spółka, więc prokuratorska machina będzie musiała być uruchomiona – wskazuje jeden z urzędników.
Opisane spółki – i bez tekstu dziennikarzy – znajdują się w poważnych tarapatach ze względu na przypisywane im powiązania z aferą GetBacku.
Grzegorz Raupuk, członek zarządu w domu maklerskim RDM Wealth Management, uważa, że kłopoty TFI Altus i Trigon prawdopodobnie będą trwały jeszcze kilka miesięcy.
– W tym czasie trudno spodziewać się napływu pieniędzy do ich funduszy. Nie ma się co oszukiwać, należy liczyć się raczej z istotnymi umorzeniami oraz wynikającą z nich podażą akcji i innych instrumentów finansowych (również instrumentów dłużnych). W tym środowisku rynek akcji, szczególnie mniej płynnych spółek, może to odczuwać jeszcze przez kilka tygodni – wskazuje Raupuk.
Co to oznacza? Mówiąc wprost: istną rzeź na kursach mniejszych spółek notowanych na parkiecie.
– I solidny argument w rękach spółek, które będą mogły powiedzieć: „To efekt dziennikarskiego tekstu, a nie naszych zaniedbań” – dopowiada urzędnik państwowy, z którym rozmawialiśmy.
Paweł Biedrzycki, redaktor naczelny portalu StrefaInwestorow.pl, uważa, że komunikat wydany przez UKNF, przypominający o odpowiedzialności za rozpowszechnianie informacji, był potrzebny.
– Mam wrażenie, że niektórzy zapomnieli o tym, że mówimy o miliardowych oszczędnościach Polaków zgromadzonych w tych oraz innych TFI i OFE. Zabawa w robienie sensacji i generowanie klików a’la Pudelek nie powinna być tolerowana – podkreśla.