Media obiegła wiadomość, że policja chce postawić zarzut bezprawnego rozpowszechnienia utworu pewnej wideoblogerce, która we wrzucanych do sieci filmikach próbuje w formie kabaretowej wyśmiewać sytuację w Polsce. Tym utworem ma być logo TVP, które przypięła do mikrofonu bodaj w dwóch ze swych produkcji.
Policja nie ustosunkowała się do tych informacji, dlatego też wszystko, co wiemy, pochodzi od samej zainteresowanej, czyli Klaudii Jachiry, byłej kandydatki w wyborach do Sejmu z Nowoczesnej. Kilka miesięcy temu została wezwana w charakterze świadka, a teraz twierdzi, że policja chce jej postawić zarzut z art. 116 prawa autorskiego. Mam nadzieję, że doszło tu do jakiegoś nieporozumienia, bo w przeciwnym razie będziemy mieć prawdziwy kabaret. Tym razem jednak w głównej roli wystąpi nie wideoblogerka, tylko policja.
Prawo autorskie, choć oczywiście chroni utwory, w tym także logo TVP, to jednak przewiduje pewne wyjątki. Z art. 29[1] wynika wprost, że „wolno korzystać z utworów na potrzeby parodii, pastiszu lub karykatury, w zakresie uzasadnionym prawami tych gatunków twórczości”.
Czy to możliwe, by policja nie znała tego przepisu? To raczej wątpliwe, zwłaszcza że postępowanie prowadzą funkcjonariusze specjalizujący się w przestępczości gospodarczej. Jeśli więc mimo wszystko zdecydują się na postawienie zarzutu, to oznacza, że będą próbowali przed sądem wykazać, że działalność wideoblogerki nie mieści się we wskazanym wyjątku.
Jak to udowodnią? Czy będą chcieli powołać biegłego, który oceni śmieszność filmików? Czy może przeprowadzą badania fokusowe, sprawdzając, ile losowo wybranych osób bawi skecz Klaudii Jachiry? Podpowiem, że i tak nie będzie to miało większego znaczenia. Bo parodia, pastisz czy karykatura tak naprawdę nie muszą nikogo śmieszyć. Liczą się intencje ich autorów.
A jakie są intencje policji? Jakie by nie były, wyjdzie z tego kabaret. Kabaret na sali sądowej.