Rośnie liczba samorządów, które inwestują w autonomiczne czujniki do monitorowania jakości powietrza. Wkrótce zaczną one działać m.in. w Grudziądzu, Suwałkach, Piotrkowie Trybunalskim i Rybniku.
Lokalne systemy będą prezentować dane o ilości pyłów zawieszonych w czasie rzeczywistym. Pozwolą też prognozować stężenie rakotwórczych pyłów na 24 godziny do przodu, co pozwoli ostrzec mieszkańców przed niebezpieczeństwem.
Już na przełomie lutego i marca 20 czujników ma zacząć działać w Piotrkowie Trybunalskim (koszt ich instalacji to ok. 30 tys. zł). Także władze Suwałk zapowiedziały, że jeszcze w tym miesiącu zamontują 11 czujników. Mają one być rozlokowane w różnych częściach miasta, przede wszystkim w okolicach przedszkoli, żłobków, szkół, ratusza i szpitala.
Zdaniem Piotra Siergieja, eksperta Polskiego Alarmu Smogowego, rosnące zainteresowanie takimi instalacjami to znak, że coraz więcej samorządów traktuje problem smogu poważnie i bierze sprawy w swoje ręce.
Szkopuł w tym, że zgodnie z obowiązującymi przepisami wyniki z lokalnych czujników – niezależnie jak dokładne – nie mają jeszcze mocy prawnej. To znaczy, że mogą one być wykorzystane przez samorządy wyłącznie na własny użytek, w przeciwieństwie do danych z państwowych stacji monitorujących, którymi zarządzają wojewódzkie inspektoraty ochrony środowiska.
Do tej pory wielu samorządowców kwestionowało wyniki podawane przez te instytucje. Twierdzili, że stacji pomiarowych jest za mało, a wykorzystywany przez WIOŚ system matematycznego modelowania zanieczyszczeń jest niedokładny. Przez to niektórym miejscowościom obrywa się za przekroczenia norm, za które odpowiedzialne są de facto sąsiednie gminy.
Zdaniem ekspertów nie oznacza to jednak, że inwestycje w czujniki są nieracjonalne.
– Stosowanie sensorów umożliwia tworzenie map zanieczyszczeń i większą dokładność w typowaniu trucicieli. W ten sposób poznamy, w których częściach miasta należałoby zachęcać mieszkańców do wymiany systemów grzewczych na bardziej ekologiczne – mówi wiceprezydent Piotrkowa Adam Karzewnik.