To, że w jednym przetargu nie udało się wyłonić wykonawcy, nie oznacza, że na rynku funkcjonuje tylko jeden przedsiębiorca, który mógłby zrealizować zamówienie - mówi Jacek Sadowy, prezes Urzędu Zamówień Publicznych.
Resort gospodarki zapowiada przygotowanie pakietu deregulacyjnego III. Zmiany obejmą także zamówienia publiczne. Ma być mniej formalności, m.in. dzięki temu, że zamawiający przy większych przetargach będzie żądał kompletu dokumentacji tylko od dwóch wykonawców, których oferty zdobyły najwyższe oceny. Czy w takim kierunku powinny iść zmiany?
Propozycja wprowadzenia zmian ograniczających żądanie przedkładania i uzupełniania dokumentów zmierza w dobrym kierunku, ale wymaga dalszych szczegółowych analiz. Urząd Zamówień Publicznych zaproponował już w założeniach przyjętych przez rząd wdrożenie systemu kwalifikowania wykonawców w zamówieniach sektorowych, który sprowadza się w skrócie do możliwości odstąpienia od żądania dokumentów od tych wykonawców, którzy w przeszłości byli już przez danego zamawiającego weryfikowani pod względem zdolności do wykonania zamówienia.
Na czym polegałby dokładnie system prekwalifikacji i dlaczego na razie, w pierwszym etapie, obejmowałby tylko zamówienia sektorowe, czyli udzielane przez przedsiębiorstwa energetyczne, transportowe czy gospodarki wodnej? Czy docelowo mógłby on objąć też zamówienia klasyczne, a więc te udzielane przez urzędy czy samorządy?
System prekwalifikacji polegałby na prowadzeniu przez zamawiającego wykazu wykonawców zdolnych do realizacji danego rodzaju zamówień, którzy już zostali zweryfikowani w jednym z postępowań o zamówienie publiczne. W kolejnych postępowaniach wykonawcy ci mogliby już nie składać po raz kolejny dokumentów. Systemy takie zostały przewidziane jedynie w dyrektywie sektorowej. Zastosowanie ich w reżimie klasycznym wymaga zmian w dyrektywach, które zaproponował nasz rząd w swoim stanowisku do zielonej księgi w sprawie modernizacji polityk UE w sprawie zamówień publicznych.
Czy UZP widzi potrzebę zmian w zakresie udzielania zamówień w trybie zamówienia z wolnej ręki, zwłaszcza w kierunku proponowanym przez resort gospodarki? Chodzi m.in. o ułatwienie urzędom przeprowadzania zamówienia z wolnej ręki, w którym negocjacje przeprowadza się tylko z jednym swobodnie wybranym wykonawcą.
Tryb zamówienia z wolnej ręki jest trybem nieprzejrzystym. Nie gwarantuje przedsiębiorcom dostępu do zamówień publicznych na zasadach niedyskryminujących. Jest też trybem nieefektywnym pod względem ekonomicznym, stąd też prezes Urzędu Zamówień Publicznych z założenia sprzeciwia się rozszerzaniu możliwości jego stosowania. Podkreślenia wymaga to, iż jednokrotne bezowocne przeprowadzenie postępowania w trybie przetargu nieograniczonego lub ograniczonego nie może być uznane za równoznaczne z funkcjonowaniem na rynku tylko jednego potencjalnego wykonawcy.
Jakimi metodami i z jakim skutkiem UZP stara się zmniejszyć zainteresowanie zamawiających zamówieniem z wolnej ręki?
Zmniejszenie zainteresowania tym trybem osiągnęliśmy z jednej strony poprzez zmiany przepisów, których głównym celem było odformalizowanie i przyśpieszenie procedur konkurencyjnych oraz ograniczenie możliwości stosowania wolnej ręki. Zwiększono także przejrzystość stosowania tego trybu poprzez np. nałożenie obowiązku podawania uzasadnienia stosowania go w ogłoszeniu o udzieleniu zamówienia. Zwiększono również nadzór nad stosowaniem zamówienia z wolnej ręki, zarówno ze strony UZP, jak i samych wykonawców. O skuteczności podjetych działań świadczy to, iż w 2011 r. tryb zamówienia z wolnej ręki zastosowano w 14,45 proc. zamówień, a w 2007 r. w 28,27 proc.