Maria Wentlandt-Walkiewicz: Administracyjna ścieżka dochodzenia odszkodowań za błędy medyczne zamknie pacjentom drogę do sądu. Rozwiązania proponowane przez Ministerstwo Zdrowia są sprzeczne z konstytucyjną zasadą dwuinstancyjności postępowań
Sejm zajmie się dziś projektem przepisów ułatwiających pacjentom dochodzenie odszkodowań za błędy medyczne. Czy naprawdę zmiany przygotowanie przez resort zdrowia pomogą pacjentom szybciej uzyskać rekompensaty?
Ta droga nie będzie ani prosta, ani tania. Wręcz przeciwnie. Pacjenta, który się na tę ścieżkę zdecyduje, czeka wiele pułapek związanych z kosztami i zamknięciem sobie drogi do sądu. Postępowanie przed wojewódzką komisją ds. orzekania o błędach medycznych to nic innego jak powielenie dzisiejszego postępowania likwidacyjnego przed ubezpieczycielem placówki zdrowia. Z tym, że ta ścieżka będzie bardziej ryzykowna dla pacjenta.
Czy przyjęcie odszkodowania na drodze administracyjnej będzie zamykało pacjentowi drogę do dalszego dochodzenia roszczeń przed sądem cywilnym?
Tak. Jeśli pacjent przyjmie kwotę zaproponowaną przez ubezpieczyciela, to będzie to równoznaczne ze zrzeczeniem się wszelkich roszczeń w postępowaniu cywilnym. Także na przyszłość. Przy błędach medycznych bywa zwykle tak, że szkoda, której pacjent doznał, może się w przyszłości pogłębiać. Zaraz po zakażeniu żółtaczką typu C stan pacjenta nie jest zły. Ale po 10 latach choroba doprowadza do marskości wątroby lub zgonu i wtedy już pacjent, który skorzystał ze ścieżki administracyjnej, nie będzie mógł iść do sądu. W sądzie natomiast ustala się odszkodowanie za szkody, które mogą powstać w przyszłości. Także w razie śmierci pacjenta w trakcie postępowania przed komisją postępowanie stanie się bezprzedmiotowe, natomiast w postępowaniu cywilnym roszczenia przechodzą z mocy prawa na spadkobierców.
Czy pacjent będzie mógł się odwołać od orzeczeń komisji?
To kolejny problem. Odwołanie będzie się składać niestety tylko do tej komisji. Orzekać więc będzie ta sama komisja, tylko w innym składzie.
Czy to jest zgodne z konstytucyjną zasadą dwuinstancyjności postępowania?
Na pewno nie.
A co z kosztami?
W razie niekorzystnego orzeczenia pacjent będzie musiał je pokryć. Ale jeśli przegra szpital – problemu kosztów nie ma. Trudno więc mówić o równości między stronami.
Jeśli pacjent odmówi przyjęcia odszkodowania ustalonego na drodze administracyjnej, to będzie mógł iść jeszcze do sądu?
Tak, ale poniesie koszty postępowania przed komisją. Takich kosztów nie ma dziś przy postępowaniach likwidacyjnych. W sądzie pacjent ma jeszcze możliwość zwolnienia z kosztów, przed komisją nie. W sądzie pacjent ma też gwarancję, że jego sprawę rozpatrzy niezawisły sąd, w komisji orzekającej ma być natomiast ktoś ze szpitala, ktoś ze strony ubezpieczyciela, będą też jacyś bliżej nieokreśleni prawnicy. A kto będzie ze strony pacjenta? Nikt. Pacjent będzie występował w roli petenta.
Jak będzie przebiegała ścieżka administracyjna?
Komisje będą tylko orzekać co do błędu. Potem sprawa trafi do ubezpieczyciela placówki zdrowia i dopiero on zaproponuje kwotę, która ma być wypłacona. To jest stawianie pacjenta pod ścianą. Zwykle sumy proponowane przez ubezpieczycieli to jedna dwudziesta tego, co można uzyskać w sądzie.
Jak pani ocenia zaproponowaną definicję błędu medycznego? Czy nie jest ona zbyt wąska?
To pojęcie jest niejasne i nijak się ma do dzisiejszej rzeczywistości sądowej. Odszkodowania są obecnie zasądzane nie z powodu błędu medycznego w ścisłym znaczeniu, ale z powodu niedopełnienia obowiązków, niezachowania należytej staranności lub braku należytych kwalifikacji. To wszystko nie będzie się mieścić w proponowanej definicji.
To co będzie według pani błędem medycznym?
Tylko błędy typu wycięcie prawej zamiast lewej nerki, odjęcie całej nogi zamiast na wysokości kostki.
Czy błędem medycznym będą zakażenia szpitalne, np. HIV, żółtaczką?
Nie. Linia orzecznicza w sądach idzie w takim kierunku, że w przypadku zakażeń szpitalnych trzeba wykazać wysokie prawdopodobieństwo możliwości zakażenia. Natomiast w tym projekcie chodzi o stwierdzenie, że doszło do takiego zakażenia. W żadnej sprawie nie ma szansy udowodnienie że w szpitalu X doszło do zakażenia.
Jak pani ocenia proponowane ograniczenie wysokości odszkodowania do 100 tys. zł, a w przypadku śmierci do 300 tys. zł?
To ograniczenie bardzo niekorzystne dla pacjenta. Te kwoty są znacznie poniżej średniego odszkodowania zasądzanego przez sądy.
Skoro te przepisy nie są tak naprawdę korzystne dla pacjentów, to dla kogo są korzystne?
Dla służby zdrowia i ubezpieczycieli.
Czy dziś spraw o błędy medyczne jest więcej?
Oczywiście. Przybywa nowych ryzykownych zabiegów, także świadomość społeczna rośnie. Wymagania wobec służby zdrowia są wyższe. Dlatego rośnie liczba tych spraw i rośnie też liczba zasądzanych odszkodowań.
Jakiej wysokości odszkodowani zasądzają sądy?
Bardzo różne, od 50 tys. do prawie miliona złotych.
Na jaki zasadach będzie pracowała komisja orzekająca o błędach?
Kwestie proceduralne w ogóle nie są jasne. Niekorzystne jest też to, że w razie toczącego się postępowania karnego lub dyscyplinarnego przeciwko lekarzowi zawiesza się postępowanie przed komisją, co znacznie wydłuży przebieg postępowania.