TRZY PYTANIA DO... Grzegorza Domańskiego, profesora z Uniwersytetu Warszawskiego, partnera w Kancelarii Domański Zakrzewski Palinka - Panie profesorze, jak pan ocenia projekty specustaw opcyjnych ministra Waldemara Pawlaka?
- Projekty ustaw przygotowanych w Ministerstwie Gospodarki to zbędny ambaras. Wszystko, co można rozważać, to indywidualne próby ugodowe, a w razie braku porozumienia stron w sytuacjach drastycznych przedsiębiorcy powinni starać się uzyskać orzeczenie sądu. Mogłoby ono doprowadzać do uczciwej równowagi stron albo nawet rozwiązywać kontrakt. Nie ma w moim przekonaniu możliwości ustanowienia prawa, które ograniczałoby z mocą wsteczną swobodę umów czy wręcz eliminowało z obrotu prawnego takie kontrakty. Jeżeli więc bank domaga się gigantycznych pieniędzy, a przedsiębiorca uważa, że został wykorzystany czy wprowadzony podstępnie w błąd, co spowodowało drastyczną nierównowagę praw i obowiązków stron, to niech nie płaci i idzie do sądu.
• Czy chodzi o to, że polskie filie zagranicznych banków, które działały na zlecenie spółek-matek, lub banki, które mają zagranicznych inwestorów, nie chcą pod żadnym pozorem ponieść strat bilansowych i będą się bronić wszelkimi sposobami przed utratą zysków?
- Nie bądźmy naiwni, sądząc, że sektor bankowy będzie patrzył spokojnie na uchwalanie prawa rodzącego dla niego straty. Banki jako beneficjenci umów opcyjnych są w gruncie rzeczy pośrednikami. One same zawarły umowy, m.in. ze swoimi centralami. I w zależności od sposobu potraktowania tych tzw. asymetrycznych umów zawartych z polskimi przedsiębiorcami pojawią się skutki dla owych dalszych umów - zawartych między instytucjami finansowymi, choć projekty ustaw nie mówią o tym wprost, bo też i nie o te kontrakty twórcom chodziło. Gdybyśmy wobec tego przyjęli, że banki muszą wykazać straty - ponieważ nawet nieuzyskane korzyści stają się dla nich na dalszym etapie rzeczywistymi stratami - to spadłaby wartość ich aktywów. A gdyby tak się stało, to nie mogę wykluczyć, że zagraniczny bank, który zainwestował w Polsce, będzie domagał się naprawienia strat przez państwo polskie. Wówczas będziemy mieli wiele wielkich sporów w międzynarodowych trybunałach arbitrażowych.
• Czy w takim razie projekty mają wyłącznie walor polityczny, czy może chodzi o postraszenie banków winowajców?
- Czymkolwiek te projekty są, nie dawałbym im żadnej szansy. Gdyby bowiem któryś (przede wszystkim w wersji drastycznej) został uchwalony, to istnieje realne niebezpieczeństwo, że Polska stałaby się przedmiotem ostrych ataków. Zaczęłoby się od skargi do Trybunału Konstytucyjnego.