Pomysłowość ludzka nie zna granic. Ludzie z Ełku wymyślili sąd prywatny. Trzydzieści metrów od państwowego sądu rejonowego, w kamienicy można podzielić spadek, majątek po rozwodzie, podpisać umowę.
Nikt nie będzie patrzył tu na ciebie z góry – piszą autorzy pomysłu, nigdy nie poczujesz się jak oskarżony. Zamiast w ławie, rozprawę spędzisz w fotelu, w pozbawionej stresu atmosferze. Rozprawa odbędzie się w dogodnym dla ciebie terminie. Jako pionierzy dopuszczamy rozpatrywanie spraw bez wychodzenia z domu, za pośrednictwem kuriera lub internetu. Nie celebrujemy liturgii, po prostu: rozstrzygamy spory.
Takie argumenty mają przyciągnąć do prywatnego sądu ludzi rozczarowanych państwowym wymiarem sprawiedliwości. Te argumenty brzmią zachęcająco, zwłaszcza dla kogoś, kto długo czekał na umieszczenie sprawy na wokandzie. Studenci prawa, którzy je czytają, zastanawiają się, czy nie spróbować otworzyć czegoś takiego w przyszłości. Z pewnością mają rację, sądownictwo polubowne to dla prawników dobry kierunek poszukiwań i wyzwanie. W ostatnich kilkunastu latach staliśmy się społeczeństwem wyjątkowo usądowionym, by nie powiedzieć pieniaczym. Autorytet wymiaru sprawiedliwości angażowany jest do sporów o zbyt wysoki płot, o zanieczyszczanie klatki schodowej. Pasażerowie skarżą przewoźników, gdy kierowca gwałtownie zahamuje, a konsumenci producentów obuwia o odpadające zelówki. Kiedy drogę sądową otwarto przed drobnymi wykroczeniami, powstały sądy grodzkie, które miały sprawców tych wykroczeń sądzić. Jednak Ministerstwo Sprawiedliwości rozmyśliło się i sądy grodzkie zlikwidowało.

Pieniacza presja

Wlokące się latami procesy, niekończące się zatargi przed sądem pociągają za sobą wyższe koszty i opłaty. Lekarze coraz częściej pozywani są o wysokie odszkodowania za rzeczywisty lub domniemany błąd w sztuce. Ten sam los spotyka agentów ubezpieczeniowych czy dilerów samochodowych. Trzeba zapłacić adwokatowi, trzeba wyłożyć zaliczkę na biegłego. Mniej zamożne osoby nie są w stanie wytrzymać takiej finansowej presji. Tak jak sądy nie wytrzymują presji pieniaczej o drobne roszczenia, o błahe sprawy.
Nasze renomowane, stałe sądy polubowne nastawione są na obsługę dużych firm, które kłócą się o duże pieniądze. Sąd Polubowny przy Izbie Bawełny, Sąd Polubowny przy Izbie Wełny, Kolegium Arbitrów przy Polskiej Izbie Handlu Zagranicznego – już same nazwy mówią za siebie. Osoba domagająca się odszkodowania za zalane przez sąsiada mieszkanie nie ma co tam szukać. Po sprawiedliwość mogłaby się udać do prywatnego sądu od drobnych, codziennych roszczeń. Nie może to być jednak sprawiedliwość amatorska. Nie powinni jej wymierzać ludzie przypadkowi, bez należytego doświadczenia i wiedzy prawniczej. Taką wiedzą i doświadczeniem dysponują sędziowie w stanie spoczynku. Może warto się zastanowić, czy to nie oni powinni orzekać w prywatnych sądach od pyskówek. Nie mam wątpliwości, że to lepszy sposób na rozładowanie sądowych zatorów niż zwiększanie etatów. Na 100 tys. mieszkańców mamy już i tak trzykrotnie więcej sędziów niż Brytyjczycy i dwukrotnie więcej niż Francuzi. Bez wątpienia wybraliśmy najgorszy z możliwych sposobów przezwyciężania kryzysu wymiaru sprawiedliwości: mnożenie etatów.

Błysk w maszynerii

Ale sędzia w stanie spoczynku to nie tylko sposób na blokowanie dodatkowych etatów. To także gwarancja, że takie prywatne przedsięwzięcie nie stanie się sądem „niedo” – niedopracowanym, niedoświadczonym i niedouczonym.
Po sędziów w stanie spoczynku sięgają Amerykanie. Prywatne przedsięwzięcie Judicate West, które przy wsparciu emerytowanych sędziów wypełnia lukę, której nie mogą wypełnić sądy stanowe, odnosi sukcesy już od kilkunastu lat. Jest nawet notowane na giełdzie. Przed sądem Judicate stają obywatele, którzy znaleźli się w tarapatach. Ale przychodzą tu nie tylko klienci pralni chemicznych. Zawierane są też ugody w sprawach o kilkusettysięczne odszkodowania po wypadkach komunikacyjnych czy błędach w sztuce lekarskiej. W kwietniu Judicate West otworzyło nową siedzibę w San Francisco, w pięknym budynku One Market Plaza. Ten lśniący w słońcu wieżowiec od kamienicy w Ełku dzieli przepaść. To dwa różne światy, dwie prędkości rozwoju i sukcesu. Jeżeli prywatny sąd w Ełku tej prędkości nie sprosta, przejdzie do historii jako jeszcze jeden epizod. Epizod wyzwalający błysk w maszynerii wymiaru sprawiedliwości. Maszynerii wyjątkowo powolnej i niewydarzonej.