Jeżeli wierzyć prokuratorom, to największym zagrożeniem dla polskiego wymiaru sprawiedliwości są dziennikarze. Częściej niż jakakolwiek grupa zawodowa ścigani z paragrafu 241 kodeksu karnego za ujawnianie tajemnicy śledztwa. Nie żeby za ich sprawą złoczyńcy uciekali przed sprawiedliwością, albo pomagali niszczyć krytyczne dowody w sprawach.
Zwykle wyłażą przy tej okazji nieudolności śledczych, bezsens prowadzonych dochodzeń. Czasem dziennikarze ścigani są za ujawnianie dowodów, które prokuratorzy pominęli. Leszek Kraskowski nie jest jakimś wyjątkowym przypadkiem. Ot, jeszcze jeden doświadczony dziennikarz, który dociera do źródeł, świadków w sprawie albo powtarza informacje usłyszane od innych prokuratorów. Grożą mu dwa lata więzienia. Ale ciekawsze w tej sprawie jest to, że bezsensowny przepis przewidziany jest do zmiany. Resort sprawiedliwości, zgodnie ze zdrowym rozsądkiem i dyrektywami UE, chce teraz ścigać źródła przecieku, a nie tego, kto przekazuje informacje. To oznaczałoby, że prokuratorzy powinni ścigać innych prokuratorów. Nie robią tego. Gdyby to tylko chodziło o zwykłą korporacyjną solidarność albo bezradność prokuratorów, to można by im wybaczyć, jak wybaczamy dziesiątki innych wpadek. Ale tu sprawa zdaje się być honorowa. Prokuratura kontra dziennikarze. Głośna niedawno sprawa przeciwko dwóm dziennikarzom TVN 24 i Radia ZET również ściganych z paragrafu 241 k.k. zakończyła się umorzeniem i zdymisjonowaniem nadgorliwych prokuratorów Huberta Wątka i Jana Kościsza. W kilka miesięcy później obaj, już za nowego prokuratora generalnego, znowu awansowali. Wy nas, to my w was.