Warto pamiętać o tym, że Królestwo Niderlandów to nie tylko liberalny Amsterdam ze słynnymi coffee shopami- Michał Roszkowski, radca prawny, partner w kancelarii Accreo.
Podobno świeci pan oczami przed swoimi holenderskimi klientami za polską administrację? Są w ogóle w stanie zrozumieć, że trwająca rok kontrola podatkowa w dużej zachodniej firmie nie jest efektem złośliwości urzędników, tylko naszych kulawych procedur, których muszą się oni trzymać?
Nie są. Scenariusz zawsze jest podobny. Po kilku miesiącach w klientach kiełkują wątpliwości, czy aby na pewno my jako pełnomocnicy robimy wszystko dobrze. Gdy wyjaśniamy, co można było zrobić i jakie kroki podjęliśmy, pojawiają się pytania, jak to możliwe, że nie ma w Polsce skutecznego środka prawnego dyscyplinującego opieszałych urzędników. A potem pada propozycja, że może klient przyjedzie do Polski, spotka się np. z naczelnikiem urzędu skarbowego i opowie o specyfice przedsiębiorstwa, branży, systemu fakturowania, wyjaśni wątpliwości itd.
To by się naczelnik zdziwił.
Albo przestraszył, że to jakaś prowokacja, próba wywarcia nielegalnego nacisku.
W Holandii takie spotkania z urzędnikami skarbowymi są czymś normalnym?
Są na porządku dziennym nie tylko w Holandii, ale np. także w Wielkiej Brytanii czy Niemczech. Przedsiębiorca może usiąść z przedstawicielem danego organu do stołu i dokonać pewnych ustaleń dotyczących trybu postępowania w zakresie konkretnego problemu podatkowego – jeszcze przed transakcją albo już po niej, w przypadku obawy, że pojawi się jakiś spór. Oczywiście ustalenia te, mające charakter dżentelmeńskiej umowy, są potem potwierdzane formalną decyzją administracyjną. Takie rozwiązanie dla wszystkich jest wygodniejsze i bardziej korzystne, ale to kwestia zupełnie innej kultury organizacyjnej i prawnej. Jeden z naszych klientów nie mógł się nadziwić, że nawet interpretacje indywidualne, którymi staraliśmy się zabezpieczyć jego interesy, nie chronią go w wystarczającym stopniu, bo urzędnicy mogą starać się je podważyć. A podczas wielomiesięcznej kontroli firma ma zamrożone miliony euro.
Holender, który rwał się do przyjazdu, dał sobie wybić ten pomysł z głowy?
Ostatecznie wymyślił, że zrobi prezentację pokazującą, jakie interesy prowadzi jego firma, jak duże podatki płaci w Polsce, a my te materiały przetłumaczymy na język polski i prześlemy do urzędu kontroli skarbowej.
I co, pomogły?
W tym sensie, że klient w poczuciu, iż coś pożytecznego zrobił, pewnie nieco uspokoił nerwy.
Holendrzy odbierają takie sprawy personalnie, czy raczej myślą sobie: „Dziki kraj”.
Zdecydowanie to drugie. Jedna z holenderskich firm, którą od lat obsługuję, funkcjonuje także w innych państwach dawnego Bloku Wschodniego. Od jej przedstawicieli nieraz słyszałem, że na Węgrzech czy w Czechach jest „normalniej”, a komunikacja z organami podatkowymi jest dużo lepsza.
Nieustająca biegunka legislacyjna naszego ustawodawcy też pewnie ich dziwi?
To już osobna historia. My jako pełnomocnicy musimy klientom referować wszystkie kluczowe dla nich zmiany prawa. Zdarza się, że we wrześniu zapowiadamy nowelizację, by w październiku szczegółowo opisywać kolejną. Przez jakiś czas klienci dyplomatycznie kiwali głowami po takich komunikatach, mówiąc, że pewnie dostosowujemy prawo do wymogów unijnych. Teraz już tylko się lekko uśmiechają.
W jakim języku najłatwiej jest się komunikować z holenderskimi klientami?
Oni świetnie mówią po angielsku, który jest zresztą takim niepisanym drugim urzędowym językiem. Choćby dlatego że wiele firm zatrudnia pracowników z terenu całej Unii Europejskiej.
Panuje opinia, że Holendrzy są niezwykle otwarci. To prawda?
Prawda. Większość naszych formalnych spotkań, czy to w Polsce, czy w Holandii, zazwyczaj kończy się rzuconą przez nich propozycją: „To co, idziemy na miasto?”. Wyjście do restauracji czy pubu i rozmowa o wszystkim, tylko nie o biznesie, jest dla nich czymś naturalnym. A 0statnio przekonałem się, że Holendrzy potrafią być naprawdę niezwykle bezpośredni. Spotkaliśmy się z przedstawicielami pewnej firmy, dla której wygraliśmy sporą nadpłatę podatku. Wiedząc już, jak należy ugościć Holendrów, zaprosiliśmy ich do dobrej knajpy, siedzimy przy kolacji, pijemy wino, a tu panowie zagajają: „Jak w Polsce ludzie odnoszą się do mniejszości seksualnych?”. Mój kolega szybko załapał, o co może chodzić, i stwierdził, że panuje tolerancja, są organizowane parady równości, że w dużych miastach działają mniej lub bardziej znane kluby itd. No i wtedy padło grzeczne pytanie o jakiś sprawdzony adres...
I?
Trzeba było szybko przegooglować temat (śmiech).
Wspomniał pan, że wiadomo było, jak ugościć Holendrów. Jaki typ kuchni preferują? Szczerze mówiąc, ja w ogóle nie słyszałam o żadnym holenderskim daniu.
Holendrzy mają swoje hamburgery i coś w rodzaju ryby z frytkami, ale sami przyznają, że ich rodzima kuchnia, jeżeli w ogóle można mówić o takowej, nie jest specjalnie dobra. U siebie jedzą głównie potrawy włoskie, japońskie czy francuskie, natomiast w Polsce chętnie sięgają po nasze klasyczne specjały. Takie jak np. pierogi – choćby z kapustą i grzybami bardzo im smakują.
Jak Holendrom można zaimponować? Czy magnat w rodowodzie zrobi na nich takie wrażenie jak np. na przeciętnym Francuzie?
Tego nie wiem, ale np. przekonałem się, że zawsze z zachwytem zwiedzają stare części miast, choćby Krakowa czy Wrocławia. Wawel jest czymś, co robi na nich ogromne wrażenie.
Są zaskoczeni, że nie biegają u nas białe niedźwiedzie?
A wie pani, że tak? Rzeczywiście przyjeżdżają przekonani, że u nas zawsze jest strasznie zimno, te niedźwiedzie faktycznie są i że przy każdej okazji wódka leje się u nas strumieniami. Trzeba wyjaśniać, że z Warszawy do Moskwy to jednak jest spory kawałek, a walonki i futrzana czapka nie są potrzebne, bo mamy klimat taki jak w Niemczech.
Polacy z kolei stereotypowo myślą, że co drugi Holender to palacz jointów.
Chyba właśnie jedyne co szczerze irytuje Holendrów, to utożsamianie ich kraju jedynie z królestwem coffee shopów, mekką miłośników marihuany. Jeśli ktoś chce w ich towarzystwie błysnąć, warto, by wykazał się wiedzą o ich kulturze, np. o holenderskim malarstwie czy związkach Kartezjusza z ich krajem. Z pewnością zapunktuje.

Rozmawiała Ewa Szadkowska