Borys Budka, poseł PO, były minister sprawiedliwości: Wariant ze słabym prezesem Trybunału Konstytucyjnego, który nie ma poparcia większości sędziów, a w dodatku znalazł się w trybunale np. prosto z poselskich ław, byłby zauważony w Europie. Taka sytuacja z pewnością obniżyłaby pozycję i rangę naszego sądu konstytucyjnego.

Jest pan przedstawicielem grupy posłów, którzy zakwestionowali nowe zasady powoływania prezesa i wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego. Na gruncie najnowszego tworu legislacyjnego, prezesa i wiceprezesa TK powołuje prezydent spośród trzech kandydatów przedstawionych na każde stanowisko przez Zgromadzenie Ogólne. Wcześniej prezydent dokonywał wyboru spośród dwóch kandydatów przedstawionych w ten sposób. Trybunał w pełnym składzie rozpozna tę sprawę już 7 listopada. Co nowe zasady oznaczają dla autonomii trybunału?

O autonomii w ogóle nie ma mowy w przypadku takich przepisów. Prawo i Sprawiedliwość stworzyło przywołane rozwiązanie tylko po to, by przeforsować swojego kandydata na stanowisko prezesa trybunału i tym samym kolejny raz podjąć próbę sparaliżowania prac sądu konstytucyjnego. Tymczasem konstytucja wyraźnie określa, że prezydent ma powołać prezesa spośród osób wskazanych przez Zgromadzenie Ogólne, czyli organ kolegialny. Te zaś przepisy, które zaskarżyliśmy do TK, mogą prowadzić do sytuacji, gdy prezesem trybunału zostanie osoba, która otrzyma tylko jeden głos i to swój.

W takim przypadku nie będzie to kandydat zgromadzenia. Takie przepisy funkcjonujące w przestrzeni prawnej bardzo wpłynęłyby na wizerunek trybunału jako niezależnego sądu konstytucyjnego. Proszę też zwrócić uwagę, że PiS w tym przypadku łamie podstawowe zasady głosowania większościowego. W Sejmie, przy głosowaniu np. nad członkami kolegium IPN, każdy poseł może oddać tyle głosów, ile jest miejsc do obsadzenia. Tak też było do tej pory w trybunale.

Prezes TK poza reprezentowaniem go na zewnątrz zajmuje się organizowaniem pracy trybunału i jego biura. Co takie rozwiązanie oznacza więc dla codziennego funkcjonowania TK?

Prezes trybunału powinien być nie tylko autorytetem dla opinii publicznej, ale również cieszyć się zaufaniem pozostałych sędziów trybunału. Brak takiego zaufania z pewnością odbiłby się na codziennej pracy TK. Wracając zaś do wizerunku TK, to zaskarżone przepisy powodują, że odbudowa nadszarpniętego przez polityków PiS wizerunku sądu konstytucyjnego staje się niemożliwa. Mam wrażenie, że właśnie o to chodzi obecnej większości.

Do tej pory prezesami TK byli prawnicy powszechnie uznawani za autorytety w dziedzinie prawa. Czy prezes nie mający takiego jak dotychczas poparcia zgromadzenia mógłby być partnerem do rozmów dla prezesów sądów konstytucyjnych państw europejskich?

Polska miała wyjątkowe szczęście, jeżeli chodzi o dotychczasowych prezesów trybunału. Obawiam się, że wariant ze słabym prezesem, który nie ma poparcia większości sędziów, a w dodatku znalazł się w trybunale np. prosto z poselskich ław, byłaby zauważony w Europie. Taka sytuacja z pewnością obniżyłaby pozycję i rangę naszego sądu konstytucyjnego.

Walka o zdominowanie TK trwa od wielu miesięcy. Jakie widzi pan teraz najszybsze i najlepsze rozwiązanie problemu?

Rozwiązanie jest tylko jedno. Mówi o nim zarówno Komisja Wencka, jak i wszystkie liczące się autorytety prawnicze, a potwierdzają to prawomocne orzeczenia trybunału. Prezydent Andrzej Duda powinien niezwłocznie odebrać ślubowanie od trzech sędziów wybranych zgodnie z prawem 8 października 2015 r., a premier Beata Szydło powinna opublikować wszystkie wyroki. Nie ma innej możliwości, by naprawić tę sytuację. W końcu konstytucja to nie jest sklep, z którego klienci mogą sobie wybierać poszczególne artykuły. Stanowi ona całość i w taki sposób powinna być interpretowana.

Jesteśmy blisko sytuacji, w której wszyscy sędziowie - w tym prezes i wiceprezes - będą selekcjonowani przez partię rządzącą. To dobry kierunek na niekontrolowane wprowadzanie dobrych zmian?

Nie bez przyczyny większość swojej energii PiS poświęcił na walkę z trybunałem. Uruchomiono wielką machinę propagandy i fałszu, by stworzyć wrażenie, że sąd konstytucyjny stoi na przeszkodzie tzw. dobrej zmianie. To kłamstwo! Trybunał Konstytucyjny jest organem, który dba o to, by żadna większość parlamentarna nie mogła naruszać zasad zawartych w konstytucji, w tym podstawowych praw i wolności. PiS, nie mając większości konstytucyjnej, próbuje na siłę, wbrew prawu, narzuć zmiany ustrojowe. Zwróćmy uwagę na to, co do tej pory zrobiono. Stworzono nowe prawo o prokuraturze, doszło do upartyjnienia służby cywilnej, powstała reforma rolna rodem z PRL-u, no i ustawa inwigilacyjna. Wszystkie te przepisy powinny być przedmiotem badania przez trybunał. I wiele z nich - można powiedzieć z dużą dozą prawdopodobieństwa - testu konstytucyjności by nie przeszło. A czeka nas jeszcze ludowa rewolucja w wymiarze sprawiedliwości i jeśli doniesienia medialne się potwierdzą, także próba niekonstytucyjnej weryfikacji sędziów.

19 grudnia 2016 r. kończy się kadencja obecnego prezesa TK prof. Andrzeja Rzeplińskiego. Czy data oznacza koniec niezależnego funkcjonowania trybunału?

Wierzę, że to nie koniec. Musimy zaczekać na rozstrzygnięcie naszego wniosku oraz nowy regulamin, który wkrótce zostanie przez trybunał uchwalony. Zobaczymy też, ilu kandydatów zostanie zgłoszonych przez zgromadzenie prezydentowi. Zwracam uwagę, że konstytucja nie precyzuje, ile ma to być osób, a sędziowie trybunału podlegają jedynie konstytucji. Mogę sobie wyobrazić sytuację, gdy prezydent otrzyma do wyboru dwóch kandydatów, cieszących się poparciem zdecydowanej większości sędziów.

A czy nie obawia się pan, że wyrok zgodny z państwa wnioskiem nie będzie respektowany przez rząd?

To możliwe. Ten rząd stosuje wyjątkowy relatywizm prawniczy. Obawiam się, że za trzy lata będziemy mieli dużo pracy, by przywrócić w Polsce ład konstytucyjny i naprawić wszystkie buble legislacyjne, które obecna większość zdąży do tego czasu przyjąć.

Rozmawiała: Ewa Maria Radlińska