Antonin Scalia i Ruth Bader Ginsburg, dwoje najbardziej znanych sędziów amerykańskiego Sądu Najwyższego, od zawsze miało skrajnie odmienne poglądy na prawo. Tę różnorodność, która jednak nie wyklucza jedności w obronie wartości i mechanizmów konstytucyjnych, pokazuje opera „Scalia/Ginsburg” - pisze prof. Ewa Łętowska.
Antonin Scalia i Ruth Bader Ginsburg, dwoje najbardziej znanych sędziów amerykańskiego Sądu Najwyższego, od zawsze miało skrajnie odmienne poglądy na prawo. Tę różnorodność, która jednak nie wyklucza jedności w obronie wartości i mechanizmów konstytucyjnych, pokazuje opera „Scalia/Ginsburg” - pisze prof. Ewa Łętowska.
Młody kompozytor ze Stanów Zjednoczonych, Derrick Wang, wzbogacił literaturę operową dziełem szczególnym. To dzieło „Scalia/Ginsburg”. Jego tworzywem są poglądy dwójki najbardziej bodajże znanych „kolesiów z Sądu Najwyższego USA” (aby trzymać się eleganckiej poetyki obowiązującej w polskich kręgach parlamentarnych i politycznych).
Antonin Scalia, zmarły w lutym br., mianowany przez prezydenta Reagana w 1986 r. zajmował skrajnie konserwatywne skrzydło, demonstrując to w ostentacyjny sposób. Słynął z dużej liczby dissenting opinion: lubił bywać w opozycji. Powstały po nim wakat wzbudził spór (znamy, znamy), czy ustępujący Barack Obama powinien wykorzystać możliwość nowej nominacji (jak na razie tego nie uczynił).
Scalia w konstytucji widział czynnik konserwacji, nie zmiany: „Konstytucja nie jest żywym instrumentem. Jest martwa, martwa, martwa. To konstytucja przetrwania, nie zmiany”. Ustawa zasadnicza ma być hamulcem, nie motorem przemian społecznych czy ich legitymizacją poprzez sądową interpretację. Tu właśnie Scalia widział różnicę w funkcjach sędziego i ustawodawcy. Sprzeciwiał się próbom poszukiwania w konstytucji problemów i znaczeń, które sam uważał za trwałe. Tym samym zajmował skrajnie odmienne stanowisko niż „liberałowie” i Ruth Bader Ginsburg. Ta (mianowana przez Clintona w 1993 r., jako druga w historii kobieta w SN USA) może być uważana za reprezentatywną zwolenniczkę koncepcji „żywego instrumentu”: konstytucja i jej stosunek do pozycji jednostki oraz jej wolności nakazuje dostrzegać rozdźwięk między formalnie trwałym tekstem i zmienionym (ze względu na upływ czasu) jego obecnym znaczeniem.
Znana pod akronimem RBG to barwna postać. Po studiach ciężko walczyła (lata 50. ubiegłego wieku) o uznanie inteligencji, talentu i pracowitości za przepustkę do zawodu prawnika. Angażuje się wtedy w działalność na rzecz przyzwoitego traktowania kobiet i ich dostępu do zawodów prawniczych. Nie chodzi tylko o formalne zrównanie statusu prawnego kobiet przez podciągnięcie do tego, co prawo przyznaje mężczyznom. RBG domaga się zmiany standardu traktowania obu płci, tak aby miarą nie była wyłącznie męska perspektywa. Działała w ramach programu spraw precedensowych, dotyczących dyskryminacji. Nie chodzi jej o wyzwolenie kobiet, ale o wyzwolenie kobiet i mężczyzn. Charakterystyczne jest jej stanowisko w sprawach podwójnych standardów motywowanych „romantycznym paternalizmem”, tj. dyskryminacją rzekomo w interesie kobiet. W sprawie Duren przeciwko Missouri z 1979 r. chodziło o to, że mężczyzna wylosowany do ławy przysięgłych miał obowiązek przyjąć wybór, kobieta miała tu opcję. Pozornie było to dogodniejsze, ale oznaczało przywiązywanie mniejszej wagi do wartości kobiety jako ławnika. Z kolei w sprawie Frontiero kontra Richardson z 1974 r. występował dyskryminacyjny charakter prawa przyznającego świadczenia żonom żołnierzy i brak takiego uprawnienia po stronie męża służącej w wojsku kobiety. Ciekawe, że z identycznym paternalizmem zetknął się polski ombudsman w związku z ochroną kobiet – maszynistów parowozów, których nie chciano zatrudniać „z uwagi na ich dobro” (RPO 14371/89/I), a także w związku z dyskryminacją pracowników i pracownic poczty podobną do tej w sprawie Frontiera (RPO/60469/90/III). W USA problem rozstrzygnął SN, u nas go zbagatelizowano.
Już będąc w Sądzie Najwyższym, RBG była autorką uzasadnienia do ważnego wyroku w sprawie Stany Zjednoczone przeciwko Virginia Military Institute (1996 r.), gdzie za dyskryminację uznano wykluczenie rekrutacji kobiet do tej wojskowej uczelni. Scalia był tu jedynym sędzią – oponentem ze zdaniem odrębnym, gdzie wypowiedział znany swój pogląd o milczeniu konstytucji na temat będący przedmiotem sporu.
Ruth Bader Ginsburg jest obecnie najstarszym urzędującym sędzią. Stała się nie tylko ikoną ruchów antydyskryminacyjnych (także gdy idzie o mniejszości etniczne czy seksualne). Obecnie ma status celebrycki: jej podobizna bywa umieszczana na koszulkach czy ozdobnym etui na telefon, jej charakterystyczną twarz można znaleźć np. wśród motywów do modnych obecnie kolorowanek, zapowiadany jest film o jej życiu, z Natalie Portman. Tego rodzaju dowody popularności nie ominęły zresztą i Antonina Scalii – można kupić jego podobiznę w postaci figurki z kiwającą się głową.
Publiczne wypowiedzi Scalii i RBG zawsze wzbudzały zainteresowanie. Scalia był mistrzem zwięzłych, aforystycznych stwierdzeń: „Ustawa może być zarazem ekonomicznym szaleństwem i być w pełni konstytucyjna”; „Jest wiele rzeczy głupich nienaruszających konstytucji”. Ja bardzo cenię jego znakomitą charakterystykę zasady podziału władz: „Bill of Rights może sobie zafundować byle republika bananowa. To, co wyróżnia Stany Zjednoczone, to podział władz. Amerykanie nauczyli się cenić ten korek (gridlock), dzięki któremu uzyskuje się lepszy system prawa”. Wzbudza szacunek zimny pragmatyzm tej wypowiedzi, ujawniającej kruchość regulacji dotyczących praw i wolności konstytucyjnych, jeżeli nie są wsparte gwarancjami instytucjonalnymi.
RBG przykuła ostatnio uwagę dwiema wypowiedziami. Jedna dotyczy wystawienia przez nowojorską MET w 2014 r. „Śmierci Klinghoffera” amerykańskiego minimalisty Johna Adamsa. To historia dokonanego w 1985 r. terrorystycznego ataku na włoski statek Achille Lauro, kiedy to palestyńscy terroryści zabili jednego z zakładników, Leona Klighoffera. Przeciw operze (która ma – niesłusznie moim zdaniem – opinię dzieła antyizraelskiego i antysemickiego) i inscenizacji podniósł się protest. RGB, miłośniczka i znawczyni opery, nie tylko poszła na premierę, ale i wsparła ją swoim uznaniem. Z racji pochodzenia – jest Żydówką – nie może być uważana za osobę, która dysponuje niedostateczną wrażliwością aksjologiczną, aby móc oceniać tak delikatny problem.
Mniej szczęśliwe publiczne wystąpienie RBG dotyczyło perspektywy wyboru Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Uwaga, że w takim wypadku należałoby rozważać możliwość przeniesienia się gdzieś daleko – najlepiej do Nowej Zelandii – ściągnęła na RBG falę krytyki za niewstrzemięźliwość języka, która nie przystoi do pełnionej funkcji sądowej. Żądano nawet jej ustąpienia. Ale o „grupie kolesi” jakoś nie było mowy, tam parlamentarny język dobrej zmiany nie dotarł. Sędzia przeprosiła, uznając trafność zarzutów, że zbyt zaangażowała się politycznie, ale stanowiska nie zwolniła.
Opera „Scalia/Ginsburg” należy do popularnego dziś gatunku „Politoper” – utworów nawiązujących do bieżących wydarzeń czy znanych osobistości życia społecznego. Niektóre z nich, jak opery minimalistów – Johna Adamsa („Nixon w Chinach”, „Śmierć Klinghoffera”, „Doctor Atomic” o Robercie Oppenheimerze) czy Philipa Glassa („Satyagraha” z postacią Martina Luthera Kinga, „Einstein na plaży”) wracają od czasu do czasu na sceny. Inne są raczej efemerydami, np. „Die Licht” o zmarłej samobójczą śmiercią Hanelore Kohl czy „Jackie O.” M. Daugherty’ego (Jacqueline Kennedy jest także bohaterką polskiej opery, wystawianej w TWON w 2015 r. „Requiem dla ikony” Katarzyny Głowickiej).
Nie ma opery, której libretto byłoby pozbawione wątków prawnych. I nie chodzi tu tylko o banalności kryminalne czy penitencjarne (tortura nadziei w „Więźniu” Dallapiccoli, warunki w kazamatach, choćby w „Fideliu” Beethovena). Prawo cywilne też ma się w operze niezgorzej. Kunsztowne zobowiązania (pożyczka zabezpieczona przyrzeczeniem małżeństwa na wypadek niezwrócenia pieniędzy – „Wesele Figara” Mozarta), wymyślne („Milcząca kobieta” Straussa) i zwyczajne („Don Pasquale” Donizettiego) umowy małżeńskie. Problem „Sprzedanej narzeczonej” (u Smetany) czy hmm.... Morgengabe (dla barona Ochsa w „Kawalerze Srebrnej Róży” Straussa). Abuzywne umowy o pracę („Marta” Flotowa) albo o świadczenie niegodziwe („Rigoletto” Verdiego). Machinacje z rozrządzeniem na wypadek śmierci („Gianni Schicchi” Pucciniego). W „Carmen” dopatrzeć się można plea bargaining, czyli układu oskarżonego z prokuratorem (tak przynajmniej twierdzi w jednym ze swoich wykładów o operze RBG, bo i tym się para). Wagner to w ogóle cały Pitaval; jest nawet książka niemieckiego sędziego, Ernsta von Pidde na ten temat. Nie ma chyba dziedziny prawa, która nie pojawiłaby się jako tworzywo opery: kwestie wyborcze („Czerwona linia”, Aulisa Sallinena), dyskryminacja mniejszości („Idomeneo”, „Wesele Figara” Mozarta, „Nabucco”, „Trubadur” Verdiego), problematyka LGBT („Harvey Milk” Stewarda Wallace’a) terroryzm („Śmierć Klinghoffera” Adamsa) czy uchodźców („Konsul” Giancarlo Menottiego), a i to tylko przykłady.
Pierwszy raz jednak opera jest inspirowana autentycznymi prawniczymi kontrowersjami. Antonin Scalia i Ruth Bader Ginsburg mogą być dowodem na prawdziwość francuskiego przysłowia, że éxtremes se touchent (krańcowości się stykają). Zasadnicze różnice światopoglądowe i ideowe nie przeszkadzały Scalii i RBG przyjaźnić się i cenić. Zapytany w czasie jednego z publicznych wystąpień Scalia miał powiedzieć o koleżance: „Lubi operę i jest bardzo miłą osobą. Dlaczego jej nie lubić? Oczywiście z wyjątkiem jej poglądów na prawo”.
„(Łagodna) parodia proporcji operowej”, bo taki podtytuł nosi dzieło Wanga, nawiązuje do wypowiedzi i losów dwójki tytułowych bohaterów „a także operowych precedensów Haendla, Mozarta, Verdiego, Bizeta, Sullivana, Pucciniego, Straussa i innych”. Miejscem akcji jest sala Sądu Najwyższego USA. Niebiański Biurokrata ma poddać Scalię próbom; nie wiadomo bowiem, czy jego częsta opozycja wobec innych sędziów nie dyskwalifikuje go jako sędziego. W sukurs przychodzi mu RBG, przybywając w aurze właściwej dla mozartowskiej Królowej Nocy, ku niezadowoleniu Niebiańskiego Biurokraty, który wszak opieczętował pomieszczenie, aby nikt nie mógł się do niego dostać (no man can leave or enter). RGB rezolutnie paruje, z „no man” nie oznacza „no woman” i że niejednokrotnie już jej zdarzało się przebijać szklane sufity. Akcja toczy się wokół znanych różnic w poglądach obojga bohaterów na konstytucję: prawa kobiet, dyskryminację mniejszości, aborcję, wspieranie akcji afirmatywnych, małżeństwa jednopłciowe, ochronę środowiska, karę śmierci, ograniczenie posiadania broni.
Opera składa się z 20 numerów. Otwiera ją gniewna aria tenora w haendlowskim stylu „Sędziowie są ślepi” (wobec jedynie słusznych poglądów protagonisty, będącego jednak zazwyczaj w mniejszości). Główny bohater ma jeszcze dwie arie: jedną jest (nawiązująca do arii Cavaradossiego z „Toski”) scena „Budował schody do nieba” (hołd złożony ojcu, który wyemigrowawszy z Sycylii, zrealizował amerykańskie marzenie, osiągając wysoki status społeczny i wyższe wykształcenie). Druga, wedle Bacha – to pochwała prawniczego rzemiosła i wnioskowań prawniczych w tradycyjnym, sylogistycznym stylu). Sopran ma dwie arie: verdiowską, z wariacjami w różnym stylu i w rożnych muzycznych językach; („Na próżno szukasz jasnego rozwiązania”) oraz mozartowska arię („Pan się myli w tej kwestii”). Ponieważ bohaterowie pomyślnie przechodzą próby, którym ich poddano (w tym sakramentalna w operach próba milczenia), wszystko zmierza do finału. W nim każdy z bohaterów może się zaprodukować w wybranym, ulubionym operowym repertuarze. Okazuje się, że marzeniem Scalii była rola Rudolfa z „Cyganerii” Pucciniego. A RBG gdyby miała warunki, chętnie wystąpiłaby jako Marszałkowa w „Kawalerze Srebrnej Róży” Straussa. Finał opery to trio splecione z ulubionych fragmentów, wykonanych w oryginale (bo i Niebiański Biurokrata też ma coś do zaśpiewania).
Kulminacyjną sceną opery jest wielki duet: „Jesteśmy różni. Jesteśmy jednością” – wielka pochwała wolności, konstytucji, ducha obywatelskiego, przyjaźni.
Jesteśmy różni. Jesteśmy jednością – to to samo co e pluribus unum. To sentencja, którą można znaleźć na każdej monecie amerykańskiej i na urzędowej pieczęci USA, w towarzystwie amerykańskiego orła. Sentencja ta, aż do 1956 r. była oficjalnym motto państwowym. „Z wielu – jeden”, początkowo upamiętniała powstanie rządu narodowego powstałego przez połączenie stanów w XVIII w. Z czasem zyskała głębszy sens: symbolizując amerykański meliting pot: jedność narodową, powstającą i wzbogaconą o i poprzez różnorodności. Jedność narodowa może mniejszości i różnorodności odrzucać i wykluczać; może uznawać je za źródło własnej atrakcyjności i żywotności. Takie rozumienie e pluribus unum propagował w USA prawnik polskiego pochodzenia Stephen H. Legomsky.
W operze Derricka Wanga różność protagonistów nie wyklucza ich jedności w obronie wartości i mechanizmów konstytucyjnych. E pluribus unum u nas by się nie przyjęło. Bo u nas zamiast meliting pot mamy kocioł czarownic.
Czy ktoś z kompozytorów oper w Polsce jest zainteresowany? Miałabym sporo interesującego materiału, gdyby ktoś chciał iść w ślady amerykańskiego twórcy. A przy okazji: Wang z pochodzenia jest Birmańczykiem.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama