Nie jestem fanką wytycznych prokuratora generalnego. Od dawna mało wierzę w ich efekty. Ale mam gorszą wiadomość: bardziej sceptyczne wobec nich jest samo środowisko oskarżycieli.
Ewa Ivanova / Media
Wytyczne od zawsze lądują... głęboko na dnie szuflad prokuratorskich biurek. Dlatego dziwi, że kierownictwo obecnej prokuratury idzie w ślady Andrzeja Seremeta i wydaje kolejne obszerne instrukcje. A to o zwalczaniu pożyczek lichwiarskich, a to o przestępczości finansowej, a to o aresztach tymczasowych. Czy dzięki temu – jak za sprawą czarodziejskiej różdżki – prokuratura rzeczywiście lepiej poradzi sobie z tymi problemami? Czy raczej tak markowane są działania i zmiany, których nie ma?
Przypomnę tylko, że gdy były prokurator generalny Andrzej Seremet rozsyłał w teren nowe instrukcje, zarzucano mu, że ich treść powiela przepisy: kodeksu postępowania karnego, regulaminu wewnętrznego prokuratury bądź metodyki prawidłowego prowadzenia postępowań przygotowawczych. Wyśmiewano sformułowania rażące oczywistością.
„Czekamy na nowe kodeksy, a nie kolejną dawkę elaboratów” czy „W ten sposób powstaje wrażenie, że Prokuratura Generalna działa i czuwa” – krytykowali wówczas związkowcy. Mówili wprost: „Nikt nie ma czasu na ich [wytycznych] czytanie, zwłaszcza że najczęściej stanowią kompendia obowiązujących przepisów okraszone komentarzami i orzecznictwem przekopiowanym z odpowiednich programów”.
Już wówczas śledczy zauważyli jednak zadziewającą prawidłowość. Wytyczne są często skorelowane z aferami, o których głośno w mediach. „Gdy mówiło się o sprawie rodziny zastępczej na Pomorzu, pojawiły się wytyczne dotyczące przemocy w rodzinie, gdy zaś wybuchła sprawa swastyki na murze jednej z białostockich kamienic – nagle zaczęto mówić o przestępstwach z nienawiści, choć kodeks karny nie zna takiego określenia” – wypominał Seremetowi szef prokuratorskich związkowców.
Czy od tamtego czasu coś się zmieniło? Można powiedzieć, że wszystko. Tylko w kwestii prokuratorskich instrukcji zmiany nie widać. Co prawda związkowcy w sprawie wysypu wytycznych zamilkli, ale szeregowi prokuratorzy zdania nie zmienili. Znów można usłyszeć z ich strony sarkastyczne, ale szczere uwagi: „mnie wytyczne Zbigniewa Ziobry nie są do niczego potrzebne, bo w sądzie się na nie nie powołam”. Znów wskazówki centrali są oceniane jako mało odkrywcze i kompletnie niepomocne w codziennej pracy. Każdy ma na biurku kodeks i to w nim powinien szukać odpowiedzi na pytania, posiłkując się doktryną i orzecznictwem.
„Wytyczne to z jednej strony element ręcznego sterowania prokuratura, a z drugiej zagrywka pod publiczkę” – ocenia jeden z oskarżycieli. Inny komentuje ostrzej: „Najwyższy prokurator oraz nieomylny wydawca poleceń i wytycznych w najbliższym czasie wyda jednoznaczne wytyczne, że po każdej niedzieli ma następować poniedziałek, a po nim wtorek, i to, choćby się waliło i paliło, ma być obowiązujące. Prokuratorów niestosujących się do tych zasad spotkają surowe konsekwencje, które na piśmie prześle im pewien pan dyrektor, który do tych zadań zbierał się w sobie przez ostatnie kilka lat, i będą one przedmiotem specjalnej narady kierownictwa, po której Zbigniew Ziobro wystąpi na konferencji prasowej. Czuwaj!”
Czy naprawdę kierownictwo prokuratury uważa, że miarą sukcesu jest liczba wytycznych? Czy dla prawdziwie dobrej zmiany prokuratorzy nie potrzebowaliby raczej dodatkowych asystentów, szkoleń, dobrych komputerów, programów, wyremontowanych budynków i nieoszczędzania na biegłych? Ale to wszystko kosztuje. Wydanie wytycznych nie kosztuje nic. Za to odwraca uwagę od kuriozalnej decyzji prokuratury w sprawie prof. Andrzeja Rzeplińskiego. Choć tylko na chwilę.