Postępowanie w sprawie uprawnień służb, które toczy się właśnie przed Trybunałem Sprawiedliwości UE, może nie tylko usunąć wiele wątpliwości dotyczących legalności masowego gromadzenia danych telekomunikacyjnych. Będzie miało ono konsekwencje także dla niedawno uchwalonej przez PiS ustawy określającej zasady inwigilacji.

12 kwietnia przed luksemburskim sądem odbyła się rozprawa w sprawie brytyjskiej ustawy przyznającej służbom specjalnym szeroki dostęp do informacji na temat aktywności Brytyjczyków w sieci oraz prowadzonych przez nich rozmów telefonicznych (Data Retention and Investigatory Powers Bill, tzw. DRIB).

Zgodnie z regulacją operatorzy telefonii komórkowej i dostawcy internetu zostali zobowiązani do przechowywania danych dotyczących swoich klientów przez 12 miesięcy na wypadek, gdyby potrzebowali ich funkcjonariusze służb. Ale jednocześnie ustawa dała Sekretarzowi Stanu narzędzia prawne, dzięki którym okres gromadzenia danych internautów mógł być przedłużany. Brytyjski rząd uzyskał też możliwość wydawania nakazu przechowywania danych firmom zagranicznym świadczącym usługi telekomunikacyjne na Wyspach.

Ustawę uchwalono w ogromnym pośpiechu niedługo po tym, jak trybunał w Luksemburgu wydał wyrok w sprawie Digital Right Ireland unieważniający dyrektywę retencyjną, która obligowała państwa członkowskie do nałożenia na firmy telekomunikacyjne obowiązku gromadzenia informacji o swoich klientach dla celów prewencyjnych (C-293/12). Oficjalnym celem DRIB było zaś przywrócenie stanu prawnego sprzed obowiązywania dyrektywy unijnej. Przy okazji wprowadzono jednak rozwiązania, które już na etapie procedowania stały się przedmiotem kontrowersji. Akademicy i operatorzy telekomunikacyjni jednogłośnie krytykowali nowe przepisy za rażącą ingerencję w prywatność, nieproporcjonalną ekspansję inwigilacji i nieuzasadniony pośpiech przy ich uchwalaniu.

Z inicjatywy dwóch parlamentarzystów, Davida Davisa z Partii Konserwatywnej i laburzysty Toma Watsona, przed sądem w Londynie wszczęto postępowanie dotyczące zgodności spornych regulacji z prawem unijnym. W efekcie w lipcu 2015 r. sędziowie orzekli, że ustawa nie dostarcza jasnych i jednoznacznych zasad dostępu i wykorzystywania danych telekomunikacyjnych przez służby, nie ustanawia wymogu niezależnej kontroli sądowej ani nie wyjaśnia, czym są "poważne przestępstwa", w przypadku których możliwe jest pozyskiwanie prywatnych materiałów od operatorów. Innymi słowy, przepisy nakładają obowiązek masowego gromadzenia danych bez żadnych ograniczeń ze względu na stopień ich wrażliwości czy charakter ściganych przestępstw, a to jest sprzeczne z prawem wspólnotowym.

Sprawa trafiła jednak do sądu apelacyjnego, który następnie zwrócił się z pytaniem prejudycjalnym do trybunału w Luksemburgu (sprawa David i inni, sygn. C‑698/15). Wątpliwości sędziów brytyjskich wiązały się przede wszystkim z tym, czy wyrok w sprawie Digital Rights Ireland ustanowił bezwzględne wymogi unijne, które ustawodawstwo krajowe dotyczące przechowywania i dostępu do prywatnych danych musi respektować.

Kwestia ta pojawiła się także w trakcie procedowania polskiego projektu nowelizacji ustawy o policji i niektórych innych ustaw. Jak przekonywali w swojej opinii prawnicy Fundacji Helsińskiej, konieczność zweryfikowania przepisów regulujących uprawnienia służb i zasady gromadzenia danych telekomunikacyjnych pod kątem ich przydatności i niezbędności wynika właśnie z prawa UE. "Propozycja [projekt ustawy PiS - red.] nie przewiduje de facto żadnego zawężenia przedmiotowego w zakresie dostępu służb do tych danych, przez co projekt ustawy nie odpowiada na wytyczne Trybunału Sprawiedliwości" - czytamy w opinii.

Wyrok w sprawie brytyjskich przepisów spodziewany jest już po referendum w sprawie dalszego członkostwa w UE, które zaplanowano na 23 czerwca 2016 r. Wcześniej swoją opinię może natomiast wydać rzecznik generalny.