Gdyby nie głęboka wiara w dobre intencje polityków, mogłaby nam przez głowę przemknąć myśl, że paraliż Trybunału Konstytucyjnego miał pomóc we wprowadzeniu tzw. ustawy policyjnej, przewidującej mechanizmy praktycznie niekontrolowanej inwigilacji obywateli.
Ustawy, która ma być uchwalona na następnym posiedzeniu Sejmu. Dopuszczony projektem zakres inwigilacji – czyli możliwość pozyskiwania przez policję i inne służby tajemnic obywateli: ich danych osobowych, korespondencji, rozmów, działań w internecie – wyraźnie godzi w konstytucyjne gwarancje ochrony prywatności, tajemnicy komunikowania się, a także w prawo do obrony; w gwarancje stworzone w interesie każdego obywatela, tworzące fundamenty ochrony praw i wolności jednostki w demokratycznym państwie prawnym. Ich konstytucyjna ochrona to nie prawny ozdobnik, lecz warunek normalnego funkcjonowania wolnych ludzi w wolnym kraju. Poufność to element godności człowieka, przejaw naturalnego prawa do dysponowania informacjami osobistymi.
Ujawnienie danych wymaga zgody dysponenta lub wyraźnego zezwolenia przewidzianego w przepisach prawa. W tym drugim przypadku chodzi o przymusowe wkroczenie w obszar chronionej prywatności. Dlatego ustawodawca jest z mocy konstytucji zobowiązany do precyzyjnego wyznaczenia granic inwigilacji oraz do ograniczenia jej do proporcjonalnego minimum. Tylko w państwach orwellowskiej omnipotencji prawo inwigilacji jest nieograniczone. W państwie prawa, by przymusowo naruszyć mir domowy, przeszukać zajmowane pomieszczenia, uzyskać dostęp do danych bankowych, informacji medycznych, tajemnic mających znaczenie prawne – niezbędna jest zgoda sądu. Bez niej inwigilacja traktowana jest jako naruszenie prawa, a pozyskane informacje z prawnego punktu widzenia – choć pozostają w dyspozycji służb – stają się bezwartościowe.
Każdy, kto korzysta z pomocy lekarza, posługuje się kontem bankowym czy zasięga porady prawnej, zachowuje kontrolę nad informacjami o sobie i swobodę decydowania o ich ujawnieniu. Bez gwarancji ustawowych, zwłaszcza w zdigitalizowanym świecie, wszyscy staniemy się bohaterami orwellowskiej opowieści. Projekt ustawy policyjnej zawiera rozwiązania, które sprawią, że rok 1984 ziści się Anno Domini 2016. Przewidziana w projekcie możliwość tzw. operacyjnej – a więc niewymagającej zgody sądu – inwigilacji sprawia, że policja i inne służby będą mogły bez ograniczeń sprawdzać i rejestrować, co robimy w internecie, z kim się kontaktujemy, o czym rozmawiamy przez telefon, o czym korespondujemy SMS-owo lub e-mailowo, jaka jest treść informacji przekazywanych z banku i od pracodawcy. Uzyskają pełną wiedzę o tym, ile zarabiamy, jakie mamy oszczędności, jakie są nasze zainteresowania i jakie słabości. Służby te dane dostaną, o ile tylko zechcą.
Projekt ustawy ma dwojakie uzasadnienie: ma tworzyć skuteczną podstawę zwalczania przestępczości oraz dostosowywać polskie prawo do standardów konstytucyjnych. Paradoksalnie wskazano, że celem regulacji jest dostosowanie stanu prawnego do wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 30 lipca 2014 r. (sygn. akt K 23/11). Wystarczy jednak pobieżnie spojrzeć na te przepisy by dostrzec, że nowelizacja ma niewiele wspólnego z „dostosowaniem”. Obok powtórzenia propozycji parlamentu poprzedniej kadencji (notabene pozostawiającej wiele do życzenia), wprowadza kilka doniosłych innowacji, które ograniczają standardy ochrony praw i wolności obywatelskich. Nowalijek, które nie wynikają z konieczności wykonania wyroku TK, a przewidują zdecydowanie słabsze i mocno ograniczone środki kontroli nad inwigilacją ze strony służb.
Nie sposób negować, że prawo powinno stwarzać policji możliwości przymusowego uzyskania informacji poufnych, gdy jest to jedyny sposób wykrycia przestępstwa, ukarania sprawcy, zapobieżenia tragicznym wydarzeniom. Są one niezbędne także w państwie prawnym, ale nie mogą być podstawą nieograniczonej, dowolnej inwigilacji obywateli. Tymczasem projekt ustawy otwiera do tego drogę. Ogólnikowość podstawy i zakres możliwego pozyskiwania danych nie dają się pogodzić ze standardem wskazanym we wspomnianym wyroku TK, m.in. umożliwiając policji sięganie po „dane internetowe” bez jakiejkolwiek uprzedniej zewnętrznej, merytorycznej kontroli. Narusza także wymogi wynikające z orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości UE (sprawa Digital Rights Ireland). Projekt ustawy nie wprowadza przy tym mechanizmów gwarantujących możliwość zakwestionowania legalności zastosowania środków operacyjnych na drodze sądowej (chociażby ex post). Na potrzebę kontroli sądowej zwracał uwagę TK już w wyroku z 12 grudnia 2005 r. (K 32/04) i w postanowieniu sygnalizacyjnym z 25 stycznia 2006 r. (S 2/06), a ostatnio rzecznik praw obywatelskich we wniosku z 4 grudnia 2015 r. (sygn. K 41/15). Brak kontroli sądowej budzi wątpliwości konstytucyjne w świetle wynikającej z art. 49 konstytucji zasady wolności i ochrony tajemnicy komunikowania się.
Projekt pozostawia w rękach organów ścigania decyzję, czy rozmowa adwokata z klientem jest objęta tajemnicą adwokacką; decyzję podejmuje więc organ, przed którym tajemnica ta ma chronić. Tajemnica to obowiązek adwokata, realizowany w interesie klienta, by dać mu gwarancję korzystania z pomocy prawnej bez ryzyka samooskarżenia. Jest fundamentem rzetelnego procesu. Bez tej gwarancji nikt rozsądny nie powierzy adwokatowi tajemnicy swojej sprawy. Nie skorzysta z pomocy, bo ceną jest narażenie się na ryzyko „przejęcia” tych informacji przez policję. Odebranie tajemnicy adwokackiej to zamach na konstytucyjne prawo do obrony i prawo do sądu: prawo obywatela korzystającego z pomocy adwokata, nie prawo adwokata. Nie ma żadnej obrony w systemie, który nie chroni tajemnicy adwokackiej, zwłaszcza tajemnicy obrończej, i to w sposób bezwzględny.
Obywatele mają prawo do wolności, do swych tajemnic, do swej prywatności. Pozbawienie ochrony ich poufności, a częstokroć intymności to odbieranie im najbardziej podstawowych praw. Ograniczanie wolności jest możliwe tylko w granicach niezbędnej konieczności. A projekt nowelizacji dalece poza tę konieczność wykracza.
prof. Maciej Gutowski, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Poznaniu
prof. Piotr Kardas, przewodniczący Komisji Legislacyjnej NRA
adw. Mikołaj Pietrzak, przewodniczący Komisji Praw Człowieka NRA