30 listopada wrocławski sąd ma orzec w sprawie zamknięcia dwóch lokali dawnego Cocomo. Problem polega na tym, że może nie być już kogo osądzać, bo kluby zostały przekazane innej spółce
W dniu ostatniej rozprawy, 16 listopada 2015 r., pełnomocnik jednej z pozwanych spółek – nie przedkładając ku temu dowodu – oznajmił, iż klubami we Wrocławiu zarządza już inny podmiot. W związku z tym pojawiła się wątpliwość, czy 30 listopada zapadnie wyrok, a jeżeli tak, to czy będzie możliwy do wyegzekwowania.
– Zaprzestanie zarządzania klubami przez pozwanych nie czyni wniesionego pozwu bezprzedmiotowym i uniemożliwiającym wydanie wyroku w tej sprawie – twierdzi mec. Jacek Dżedzyk, pełnomocnik gminy Wrocław.
To nie pierwsze tego typu zagranie ze strony spółek prowadzących kluby go-go. W marcu 2015 r. gdański sąd oddalił powództwo miasta Sopot o zamknięcie klubów Cocomo, ponieważ zmieniły one nazwę na Kittens. W związku z tym roszczenie – zdaniem sądu – stało się bezzasadne. Wkrótce później kluby przeszły na innego właściciela, partnerującą spółkę. Podobnie we Wrocławiu: kluby Cocomo zmieniły się w Passion i Princess. Wrocławski magistrat ujął jednak te praktyki w swoim pozwie. Czytamy w nim, że zmiana nazwy przez kluby tylko sugeruje zakończenie działalności przez sieć Cocomo. Pozew dotyczy trzech spółek, w tym dwóch, które przekazały sobie kluby w Sopocie. Łącznie zarządzają one 23 lokalami ze striptizem w największych polskich miastach.
Eksperci oceniają, że tym razem właściciele powinni być pociągnięci do odpowiedzialności, niezależnie od zakulisowych zmian wśród posiadaczy klubów. – Zbycie rzeczy lub praw objętych sporem nie ma wpływu na dalszy bieg postępowania przed sądem – tłumaczy Marcin Malinowski, assosiate w JSLegal.
Wspomina orzeczenie Sądu Najwyższego, który wskazał, że za zobowiązania związane z prowadzeniem przedsiębiorstwa odpowiedzialny solidarnie ze zbywcą jest nie tylko pierwszy, ale także kolejny nabywca podmiotu (sygn. akt V CSK 18/07). To gwarantuje egzekwowanie zasądzonych praw przy kolejnych transferach własności. – Warunkiem jest wykazanie przez magistrat, że klub przeszedł na inny podmiot – dodaje.
W przypadku gdy wydobycie dokumentu stwierdzającego zbycie prawa własności jest utrudnione, możliwe jest powództwo o ustalenie przejścia obowiązku określonego w wyroku na inną osobę. To nie wszystko. Osoba, która nabyła klub w toku sprawy i przeciwko której nadano następnie klauzulę wykonalności, nie może bronić się, że o procesie nie wiedziała. Podobnie uważa mec. Karolina Zalewska-Zbiciak, associate w kancelarii Świeca i Wspólnicy.
– Z chwilą wpisu do Krajowego Rejestru Sądowego spółka uzyskuje osobowość prawną. Nie ma znaczenia, czy zmienili się wspólnicy lub nazwa, skoro dana osoba prawna cały czas istnieje – tłumaczy.
Dodaje, że sąd rozpatruje stan rzeczy w chwili rozpoczęcia rozprawy. – Gdyby faktycznie pozwany zaprzestał prowadzenia wskazanej działalności, sąd mógłby orzec, iż roszczenie powoda jest bezprzedmiotowe – wskazuje Zalewska-Zbiciak.
Z kolei mec. Roman Nowosielski, pełnomocnik Sopotu w sprawie przeciwko Cocomo, uważa, że do sprawy należy dopozwać nowych właścicieli, nie eliminując poprzednich. Tyle że dotychczasowe doświadczenia sugerują, że to mogłoby nie przynieść pożądanego skutku: w kluczowym momencie procesu znów mogłoby dojść do roszady właścicieli.
Wrocławski magistrat oskarżył spółki stojące za lokalami o łamanie ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji (Dz.U. z 2003 r. nr 153, poz. 1503 ze zm.) poprzez namawianie przechodniów do skorzystania z usług klubu przez nagabujące selekcjonerki. Pojawił się też zarzut sprzedaży alkoholu bez zezwolenia i w rażąco zawyżonych cenach. Magistrat chciałby swoją wygraną ułatwić innym miastom walkę z klubami ze striptizem.
Na granicy przyzwoitości
Walka dużych miast (m.in. Wrocławia, Sopotu, Poznania czy Warszawy) z siecią Cocomo trwa od kilku lat. 4 września 2014 r. nastąpiła zmasowana akcja zamykania klubów Cocomo w całej Polsce, która jednak nie przyniosła skutku – kluby zmieniały nazwy, spółkę zarządzającą i uruchamiały biznesy na nowo. Magistraty zarzucają lokalom naruszanie wiarygodności i wizerunku miast m.in. poprzez dopuszczanie się aktów przemocy wobec klientów (w kwietniu we wrocławskim lokalu ochroniarz pobił klienta, który zmarł w szpitalu).
Postępowania kończą się zwykle umorzeniami, głównie z powodu braku dowodów. Kosmiczne ceny alkoholi znajdują się wszak w menu, a klienci płacili rachunki, będąc pod wpływem alkoholu, ale jednak dobrowolnie.