Choć Ministerstwo Sprawiedliwości bezprawnie zawierało z wolnej ręki dodatkowe umowy dotyczące elektronicznych bransoletek dla skazanych, żaden urzędnik nie poniósł kary.
Można śmiało powiedzieć, że wszyscy obywatele są równi wobec prawa, ale urzędnicy ministerstwa sprawiedliwości są pod tym względem równiejsi od innych – komentuje Marcin Puźniak, zastępca przewodniczącego MOZ NSZZ „Solidarność” Pracowników Sądownictwa.
Przypomnijmy: w grudniu 2011 i styczniu 2012 r. urzędnicy MS bez podstaw prawnych udzielili z wolnej ręki zlecenia na prowadzenie Systemu Dozoru Elektronicznego dotychczasowemu wykonawcy Comp SA. Powoływali się na przyczyny „techniczne o obiektywnym charakterze oraz związane z ochroną praw wyłącznych”, które powodowały, że usługi w ramach SDE może dalej świadczyć tylko Comp SA. Na umowy poszło blisko 7,5 mln zł. Mimo że wiele organów – Najwyższa Izba Kontroli, Urząd Zamówień Publicznych, Komisja Dyscypliny Finansów Publicznych przy MS – badało sprawę i potwierdzało nieprawidłowości, nikt realnie za nie nie odpowiedział.
NIK pod rządami prezesa Krzysztofa Kwiatkowskiego zbadała wdrożenie SDE, za które odpowiadał Krzysztof Kwiatkowski jako minister sprawiedliwości. Kontrolerzy skoncentrowali się na problemach dotyczących funkcjonowania systemu, a nie na umowach na jego prowadzenie. Powód? Uznali, że to domena UZP i Krajowej Izby Odwoławczej. NIK przyznał, że doszło do nieprawidłowości przy zastosowaniu wolnej ręki, ale wystawił w raporcie ogólną ocenę pozytywną. Prezes Kwiatkowski nie nadzorował tej kontroli.
Umowy dodatkowe kontrolował też UZP. Prezes urzędu ocenił krytycznie zastosowanie trybu z wolnej ręki. Jego decyzję podtrzymała KIO. Nie zawiadomił jednak organów ścigania o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Jak wynika z odpowiedzi udzielonej Marcinowi Puźniakowi, „na podstawie informacji wynikających z dokumentacji kontroli brak było podstaw do uznania, że doszło do popełnienia przestępstwa”.
Prezes UZP nie wystąpił też z powództwem o unieważnienie umów, choć taką możliwość otwiera mu art. 144a ust. 1 ustawy – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 907). „Przywołana norma prawna kreuje wyłącznie uprawnienie prezesa urzędu do wystąpienia do sądu ze stosownym powództwem, a nie jego obowiązek w tym zakresie” – przekonuje UZP w odpowiedzi udzielonej Puźniakowi. Tłumaczy, że przy takich decyzjach prezes UZP bierze pod uwagę m.in. okoliczności procesowe, interes społeczny w zakwestionowaniu umowy, upływ czasu od jej zawarcia, fakt jej wykonania. W związku z tym „prezes Urzędu na chwilę obecną nie podjął decyzji o wystąpieniu do sądu o ich unieważnienie”.
UZP zawiadomił jednak rzecznika dyscypliny finansów publicznych. A ten skierował wniosek o ukaranie Jarosława Paszke, byłego dyrektora departamentu Informatyzacji i Rejestrów Sądowych MS. Międzyresortowa Komisja Orzekająca w sprawach o naruszenie dyscypliny finansów publicznych przy ministrze sprawiedliwości uznała, że obwiniony jest winny, ale odstąpiła od wymierzenia kary (Ds. 14/2014). Urzędnik bronił się m.in. tym, że dyrektor generalny MS nakazał realizację przetargu w takim właśnie trybie. Komisja odstępując od ukarania stwierdziła, że działał „w szczególnych warunkach”: chodziło bowiem o zapobieżenie przerwom w funkcjonowaniu SDE. To „nie uchyla w żadnym razie negatywnej oceny czynu, którego się dopuścił obwiniony, lecz wpływa na kwestię wymierzenia mu kary” – zaznaczyła komisja.
Zwykli obywatele, nawet nieświadomie łamiący przepisy, są bezwzględnie ścigani i karani przez aparat państwowy. Urzędnicy resortu, którzy przez własną krótkowzroczność i nieudolność marnotrawią wielomilionowe kwoty ze środków publicznych, pozostają zaś bezkarni – komentuje Marcin Puźniak.
Jego zdaniem skandalem jest, że żaden z kompetentnych urzędów nie zawiadomił organów ścigania o podejrzeniu popełnienia przestępstwa niedopełnienia obowiązków przez urzędników MS.
Zawiadomienie takie zostanie jednak złożone – zapowiada Puźniak.