Pomoc opłacanego przez państwo pełnomocnika dla każdego oskarżonego miała zapewnić równość broni w nowym procesie karnym. Jak na razie stała się przyczyną odraczania rozpraw prowadzonych na starych zasadach.
„Niezwłocznie po dniu wejścia w życie niniejszej ustawy właściwy organ procesowy przekazuje stronom i innym osobom uprawnionym informacje o zmianie zakresu ich obowiązków i uprawnień” – tak brzmi fragment art. 31 ustawy nowelizującej kodeks postępowania karnego. W minionym tygodniu stał się główną przyczyną spadania z wokand spraw karnych.
Duże przeoczenie
Powodów jest kilka.
Zgodnie z obowiązującymi od 1 lipca przepisami sąd musi pouczyć oskarżonego o tym, że przysługuje mu obrońca na żądanie – wyjaśnia adwokat Zbigniew Krüger z poznańskiej kancelarii Krüger & Partnerzy.
Co jednak ciekawe, uprawnienie to nie przysługuje tylko temu oskarżonemu, którego sprawa prowadzona jest na nowych, kontradyktoryjnych zasadach (takich postępowań w zasadzie jeszcze w sądach się nie prowadzi), ale i temu, wobec którego akt oskarżenia sformułowano wcześniej, a jego sprawa jest w toku.
Zamysł ustawodawcy, aby każdy oskarżony miał pełnomocnika z urzędu, nie jest zrozumiały. Obrońca na żądanie miał przecież zapewnić tzw. równość broni w szerzej wprowadzanym do k.p.k. procesie kontradyktoryjnym. Prawdopodobnie więc komisja kodyfikacyjna zapomniała wprowadzić przepis przejściowy dla tej instytucji – przypuszcza mecenas Krüger.
I podkreśla, że wystarczyłaby zmiana w art. 36 ustawy nowelizującej k.p.k. (Dz.U. z 2013 r. poz. 1247 ze zm.), który mówi m.in. o tym, że przepisów dotyczących kontradyktoryjności nie stosuje się do aktów oskarżenia wniesionych przed 1 lipca 2015 r. Właściwej wzmianki jednak zabrakło.
Szok i niedowierzanie
Jak nieoficjalnie ustaliliśmy, osoby, które brały udział w pracach nad nowelizacją, są zaskoczone, że sądy pouczają o możliwości skorzystania z pomocy pełnomocnika opłacanego przez państwo przez każdego oskarżonego. Nie taki był bowiem zamysł Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego.
Komisja nie do końca przemyślała, jakie skutki może przynieść brak odpowiednich przepisów przejściowych – przyznaje nieoficjalnie jeden ze współtwórców nowelizacji.
To kolosalna pomyłka – wtóruje drugi.
O błędzie jednak nie mówi adwokat prof. Michał Królikowski, były wiceminister sprawiedliwości, będący również członkiem komisji.
W pracach nad reformą procesu karnego przyjęto, że wprowadzenie standardów gwarancyjnych związanych z prawem do obrony, takich jak obrońca na wniosek, jak i uproszczeń związanych z rezygnacją z obowiązku obrony, takich jak brak obowiązkowego udziału w rozprawie, nastąpi od 1 lipca 2015 r. – twierdzi.
Jak podkreśla, komisja uznała za przeważający argument równościowy, który w okresie przejściowym nie pozwala różnicować prawa do obrony w zależności od modelu rozprawy.
O ile obrona na żądanie w procesie kontradyktoryjnym jest elementem decydującym o jego konstytucyjności, to jej funkcjonowanie w dotychczasowym modelu nie jest nieracjonalne. Koszty tej operacji zostały przez rząd oszacowane i zabezpieczone budżetowo i stanowią element polityki udzielania pomocy prawnej osobom zwłaszcza nieporadnym i wykluczonym – zapewnia prof. Królikowski.
Efekt tego, że obrońca na żądanie przekształcony został de facto w obrońcę dla wszystkich, jest to, że w przypadku starych spraw, gdzie występuje wielu oskarżonych, sądy muszą rozprawy odraczać.
W tym tygodniu miałem taką sprawę. Współoskarżeni dotąd występujący bez obrońcy z wyboru, którzy nie spełniali warunków, by uzyskać obrońców z urzędu, po pouczeniu przez sąd o możliwości przyznania obrońcy na żądanie zdecydowali się na to – potwierdza adwokat Roman Kusz, wicedziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Katowicach.
A nowo przyznany obrońca musi mieć czas na zapoznanie się z aktami sprawy, toteż sądy odraczają rozprawy czasem o kilka miesięcy.
Przesadzony pomysł
Wśród komentatorów nie brak tych, którzy wprowadzenie do procedury karnej obrońcy na żądanie uważają za błąd.
Prawo pomocy powinno opierać się na szczególnych przesłankach, które uzasadniają przyznanie obrońcy. Nie widzę uzasadnienia, aby oskarżonemu w drobnych sprawach przysługiwał darmowy prawnik, i tym bardziej nie rozumiem, dlaczego miałby być on ustanowiony w sprawach, które toczą się na starych zasadach – mówi prof. Maciej Gutowski, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Poznaniu.
Wtóruje mu sędzia Maciej Strączyński, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Instytucja ta jest nieracjonalna. Prowadzić będzie do tego, że pełnomocnika z urzędu będą mogli dostać również ludzie bardzo bogaci. Na świecie obrońca z urzędu ustanawiany jest dla tych, których nie stać na prawnika z wyboru, albo też w określonego typu sprawach – mówi.
W jego ocenie wydatki zaplanowane na wprowadzenie tej instytucji są też mocno niedoszacowane.
Przepisy finansowe przypominają niestety limity w Narodowym Funduszu Zdrowia. Ciekaw jestem, co zrobi ministerstwo, gdy środków zabraknie, co z pewnością nastąpi, bo ta instytucja jest po prostu przesadzona. Nie w każdej sprawie jest potrzebny obrońca – przekonuje sędzia Strączyński.
Nowe uprawnienia
Kolejny problem związany z art. 31 dotyczy już samych pouczeń. Przepis wyraźnie stanowi, że właściwy organ procesowy niezwłocznie po 1 lipca powinien przekazać stronom informacje o zmianie zakresu ich obowiązków i uprawnień.
Żaden sąd, który miał już kończyć sprawę, nie powinien teraz wydać wyroku, nie przedstawiwszy pouczeń, w których zawarte są nowe obowiązki, a przede wszystkim uprawnienia oskarżonych. Taki wyrok obarczony byłby wadą – tłumaczy prokurator Grzegorz Kiec, prezes Stowarzyszenia Prokuratorów Rzeczypospolitej Polskiej.
A taka wada, jak przyznają adwokaci, stanowiłaby gotowy zarzut apelacyjny. Stąd też w sytuacji, gdy w sądzie nie stawi się oskarżony – bo wedle nowych reguł co do zasady wcale nie musi – sąd zobligowany jest odroczyć rozprawę i wysłać podsądnemu pismo z pouczeniami pocztą.
I takie sytuacje zdarzają się od początku lipca dość często – przyznaje prokurator Kiec.
W sądach masowo spadają wokandy, bo nie zdołano na czas wysłać oskarżonym nowych pouczeń. Wynika to z faktu ich zbyt późnego przygotowania przez Ministerstwo Sprawiedliwości – dodaje prokurator Jacek Skała, przewodniczący Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratury RP.
Jak podkreśla, pouczenia to kilka stron maczkiem i nawet jeśli sąd na rozprawie przekaże je oskarżonemu, ten nie ma możliwości szczegółowego zapoznania się z nimi.
Także w prokuraturze trwa obecnie operacja masowego wysyłania do stron nowych pouczeń. Bez spełnienia tego warunku dalsze procedowanie nie jest możliwe – przyznaje.
Zabrakło wyobraźni
Stanisław Zabłocki, sędzia Sądu Najwyższego i członek komisji kodyfikacyjnej, nie jest zdziwiony takim biegiem spraw.
Domyślam się, że odroczenia z powodu braku doręczenia pouczeń mogą się zdarzać. Do mnie jednak jeszcze takie informacje nie dotarły – mówi.
I zwraca uwagę, że sądy, wiedząc zawczasu o nowych przepisach, teoretycznie mogły swoimi działaniami wybiegać w przód.
Niby nic nie stało na przeszkodzie, by zapobiegliwi sędziowie, widząc, jaki mechanizm zawarto w nowelizacji, informowali o nowych uprawnieniach strony trochę wcześniej. Naruszenie przepisu art. 31, który mówi o podjęciu takich kroków niezwłocznie po dniu wejścia w życie ustawy, byłoby wtedy pozorne – sądy działałyby bowiem wyłącznie gwarancyjnie. Nie możemy mieć jednak pretensji do kolegów, którzy tego nie robili, bo odczytywali przepis literalnie – dodaje.
Sędzia Zabłocki przyznaje jednak, że odraczaniu spraw zapobiegłoby też przeredagowanie przepisów i zapis, że sąd informuje strony o nowych uprawnieniach z odpowiednim wyprzedzeniem.
Niestety, rozwiązania takiego nie wprowadziliśmy. Wyobraźni zabrakło zatem wszystkim uczestnikom procesu legislacyjnego, na każdym z jego etapów. My w Sądzie Najwyższym nadrabiamy to w błyskawicznym tempie. Opracowaliśmy we własnym zakresie stosowny formularz pouczenia, który od 1 lipca jest rozsyłany – mówi.
Sędzia Strączyński przestrzega natomiast, by sądy, informując na rozprawach o nowych uprawnieniach, robiły to na piśmie.
Teoretycznie pouczenie może być ustne, zmian jest jednak tak dużo, że mogłoby zająć to 30 minut. Taka forma pouczenia skutkować mogłaby też zarzutem apelacyjnym, w którym strona mogłaby twierdzić, że sąd o czymś jej nie poinformował. Lepiej więc się zabezpieczyć – podkreśla.