Nie uda nam się zablokować sieci dla profesjonalnych prawników. Nie jesteśmy Koreą Północną - pisze Włodzimierz Chróścik, dziekan OIRP w Warszawie.

Media elektroniczne, portale społecznościowe, strony WWW, blogi... To wszystko czeka w sieci na profesjonalnego prawnika. Nic dziwnego, że od wielu lat trwa ożywiona dyskusja, jak radcowie prawni, adwokaci czy notariusze mają się poruszać w tym świecie.

Na polskim gruncie jest ona o tyle skomplikowana, że aktywność prawników w internecie to w dalszym ciągu dla wielu nowość, ale również i wielki problem. Z drugiej jednak strony, jak pokazują badania, które miałem okazję czytać w serwisie Prawnik.pl – wykonane przez amerykańską Agencję PR Jaffe – prawnicy „nie odkryli jeszcze potencjału social media”. Choć ponad 80 proc. dużych kancelarii ma profile na LinkedIn, to w Facebooku tylko 46 proc. Ostatnio natomiast zauważam w Polsce dość istotny wzrost aktywności mniejszych kancelarii, również jednoosobowych, w mediach społecznościowych. Strony internetowe kancelarii stają się narzędziem o charakterze powszechnym.

Dlaczego tak się dzieje? I tu znów będą pomocne badania: według analiz Eurostatu 28 proc. polskich firm zatrudniających ponad 10 pracowników używa mediów społecznościowych do komunikacji marketingowej. Jak doskonale widać, tego rodzaju działania mogą nieść za sobą możliwość kontaktu pomiędzy prawnikiem a potencjalnym klientem. Nie piszę tu już o osobach fizycznych, gdyż wśród Polaków używanie takich kanałów informacyjnych jest powszechne. To także nasi potencjalni klienci, którzy w naturalny sposób poszukują profesjonalnego pełnomocnika, korzystając z tych mediów.

Obserwuję wzmożoną debatę prowadzoną przez prawnicze samorządy zawodów zaufania publicznego na temat naszego zaangażowania w sieci. To delikatna kwestia. Z jednej strony trudno oczekiwać od władz samorządów prawniczych, że będą starały się znacząco utrudniać aktywność prawników w internecie. Z drugiej zaś warto zadać sobie pytanie o granice tej aktywności.

Kodeksy etyki profesjonalnych zawodów prawniczych, w tym radcowski, zawierają niekiedy regulacje, które wydawać by się mogły sprzeczne z rozwojem nowoczesnych technologii.

Osobiście uważam, że nie można kategorycznie zabraniać naszym członkom takiej aktywności. W ten sposób oddalibyśmy kolejne pole rozmaitym „doradcom prawnym”, których nie obowiązują żadne normy etyczne. Tym samym przekreślilibyśmy szanse wielu radców prawnych czy adwokatów na rozwój zawodowy i możliwość budowania przewagi konkurencyjnej na rynku usług prawnych. Takie działanie stałoby w sprzeczności z interesami tysięcy radców prawnych. Nie oznacza to oczywiście przyzwolenia na wolnoamerykankę w mediach społecznościowych.

Podam tu przykład właśnie ze Stanów Zjednoczonych, gdzie adwokat prowadzący swojej klientce sprawę rozwodową, chcąc zdobyć jak najwięcej informacji o jej mężu po to, by udowodnić niezgodność charakterów, zaprosił go do grona swoich znajomych na Facebooku. Śledził jego wypowiedzi, ba – niekiedy je inspirował. Czy jest to postępowanie zgodne z zasadami etyki zawodowej? Czy stoi ono w zgodzie ze standardami wykonywania profesjonalnych zawodów prawniczych w Polsce? Czy chcemy takich praktyk na naszym rynku? Tu chyba nie może być wątpliwości, że jest to zachowanie wysoce nieetyczne. Jednak takie sytuacje mogą się zdarzać i powinniśmy być na nie niezwykle wyczuleni.

Trzeba zdać sobie sprawę z prostego faktu: nie uda nam się zablokować sieci dla profesjonalnych prawników. Nie jesteśmy Koreą Północną. Można tu zresztą zadać pytanie: po co to robić? Należy się oswajać z tą problematyką, badać jej praktyczne aspekty i tworzyć takie normy etyczne, które z jednej strony dawałyby szanse naszym członkom na prowadzenie nowoczesnej praktyki, z drugiej zaś eliminowały treści i zachowania nielicujące z powagą oraz tradycją naszych zawodów.

Wiem, że jest to zadanie trudne, ale wykonalne. Należy analizować aktualne trendy w social media i dostosowywać do nich wewnętrzne przepisy. Zmieniać te, które się zdezaktualizowały. Nie powinniśmy dopuszczać do sytuacji, w której dajemy przyzwolenie na fikcję i utrzymywanie martwego, nieracjonalnego prawa.

Sądzę przy tym, że media społecznoościowe będą coraz popularniejsze wśród polskich prawników. Powołam się tu również na amerykański przykład – w tym kraju liczba prawników używających Facebooka do celów zawodowych wzrosła z 15 do 80 proc. w roku 2012. A proces ten nastąpił w ciągu jedynie trzech lat. Jeżeli zatem ktoś wyraża nadzieję, że naszych prawników ominą te trendy, to jest w ogromnym błędzie.

Na koniec warto zdać sobie sprawę z tego, o czym tak naprawdę dyskutujemy. Jak istotny jest internet dla budowy rynku, na którym funkcjonują prawnicy? Według aktualnych analiz miesięcznie tylko w jednej wyszukiwarce Google i w skali tylko jednego miesiąca internauci wykonują ponad 600 tys. wyszukań odnoszących się do profesjonalnych zawodów prawniczych. Użytkownicy wpisują same pojęcia lub kombinacje słów z: „radca prawny”, „adwokat”, „notariusz” lub „komornik”. Dodajmy do tego media społecznościowe etc. Bez wątpienia uzbiera się ponad milion.

Czy można zrezygnować z tego potencjału i nakazać radcom prawnym, adwokatom, notariuszom czy komornikom wycofanie się z sieci? Przecież byłby to absurd, którego zastosowanie oznaczałoby dla wielu spośród nas alienację, a wręcz śmierć zawodową. Samorządy muszą jednak dołożyć wszelkich starań, aby ta aktywność nie urągała pryncypiom, na których budowane jest zaufanie do profesjonalnych prawników i zasady naszej etyki zawodowej.

Nie uda nam się zablokować sieci dla profesjonalnych prawników. Nie jesteśmy Koreą Północną. Nie powinniśmy dopuszczać do sytuacji, w której dajemy przyzwolenie na fikcję i utrzymywanie martwego, nieracjonalnego prawa.

Włodzimierz Chróścik dziekan Rady Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie