Młodzi, ambitni i świetnie mówią po angielsku. Przeczą stereotypowi polskiego żaka, który dba jedynie o to, aby przez studia prześlizgnąć się jak najmniejszym wysiłkiem. Mowa o studentach z UŁ, którzy wygrali tegoroczne krajowe zmagania w konkursie Jessup.

Paulina Szewioła: W ubiegłym tygodniu zakończyły się zmagania krajowe w 56. edycji konkursu Jessup. Drużyna Uniwersytetu Łódzkiego z panem w składzie pokonała w finale zespół z Uniwersytetu Jagiellońskiego, przełamując tym samym ich dominację na krajowym podwórku. Czy satysfakcja jest zatem podwójna?

Rafał Sokół, student III roku prawa na Uniwersytecie Łódzkim, członek zwycięskiego zespołu: Na pewno bardzo cieszymy się z awansu. Mniej istotne jest z kolei to, kogo zostawiliśmy w pokonanym polu. Trzeba bowiem przyznać, że poziom wszystkich drużyn był bardzo wysoki. A nasi przeciwnicy świetnie przygotowani do rywalizacji. Dlatego satysfakcja wynika raczej z faktu, iż zdołaliśmy pokonać tak znakomitych konkurentów i awansować do finału światowego.

PS: Co zadecydowało o waszym sukcesie?

RS: Prof. Władysław Czapliński, który był przewodniczącym składu sędziowskiego powiedział nam, że pomimo, że przeciwnicy mieli lepiej ocenione memorandum (pismo procesowe, które uczestnicy przygotowywali i składali przed konkursem - przyp. red.) to my wypadliśmy lepiej podczas prezentacji. I to zaważyło na końcowym sukcesie. A co moim zdaniem było kluczowe? Wydaje mi się, że refleks.

PS: Podczas takiej rywalizacji liczą się bardziej umiejętności językowe, czy przygotowanie merytoryczne?

RS: Ważne jest wszystko po trochu. Opanowanie języka to oczywiście podstawa. Tutaj jednak każdy uczestnik stoi z reguły na takim poziomie, że dodatkowej tremy wynikającej z faktu, że angielski nie jest naszym ojczystym językiem po prostu nie ma. Większe znaczenie ma natomiast prezentacja tego co się mówi. Podczas wystąpienia trzeba być też niezwykle czujnym, bowiem pytania sędziów bardzo często potrafią zbić z tropu. W moim wypadku jeden z członków komisji zażartował na temat związku prawa międzynarodowego z prezydentem Georgem W. Bushem, który jest przecież utożsamiany z pogardą dla prawa międzynarodowego. Udało mi się jednak całkiem nieźle wybrnąć z sytuacji. Kluczowy okazał się właśnie refleks.

PS: A jak zachować tę zimną krew i nie dać się wytrącić z równowagi?

RS:To trudne. Ja uczę się tego obserwując osoby publiczne m.in. polityków. Jest kilku, których szczerze podziwiam za ich umiejętności rozmowy z dziennikarzami i opanowanie sztuki wystąpień publicznych. Takimi politykami są w mojej ocenie Barack Obama czy Donald Tusk. Oni, gdy potrzebują chwili na zastanowienie potrafią powiedzieć coś pozornie bez znaczenia, co jednocześnie stanowi spójną część ich wypowiedzi, zapewniając sobie w ten sposób kilka sekund na przemyślenie odpowiedzi.

PS: A jak radzić sobie ze stresem podczas takich wystąpień?

RS: Gdy okazało się, że będę grał w finale poczułem ogromną presję. Bowiem to w dużej mierze ode mnie miał zależeć wynik końcowy całego zespołu (w starciu finałowym zespół reprezentuje dwójka studentów z pięcioosobowego składu drużyny uczestniczącej w konkursie - przy. red.). Kiedy już jednak wyszedłem przed skład sędziowski i rozpocząłem prezentację, to ten stres gdzieś wyleciał. Złapałem wiatr w żagle i zacząłem po prostu mówić.

PS: A czy fakt, iż jest pan dopiero studentem III roku i egzaminy z procedury cywilnej i karnej jeszcze przed panem, wymuszał na panu konieczność jakiś dodatkowych przygotowań?

RS: W tym konkursie wygląda to trochę inaczej niż w polskim sądzie. Największy nacisk kładziony jest na prezentację poglądów. A kwestie proceduralne - w sensie kodeksowym - mają marginalne znaczenie. Symulacja rozprawy przypomina bardziej sceny z tych wszystkich amerykańskich filmów i seriali o prawnikach, które obrazują ich występy przed sądem.

PS: Wspominał pan, że poziom językowy uczestników był wysoki i nie odczuwaliście żadnego dyskomfortu związanego z tym, że musicie rywalizować w innym języku niż ojczysty. Gdzie można zatem tak dobrze nauczyć się mówić po angielsku. Radca prawny Bartosz Turno, ubiegłoroczny zwycięzca konkursu Rising Stars Prawnicy - liderzy jutra, mówił w wywiadzie dla tygodnika Prawnik DGP, że tylko za granicą.

RS: Nie zgodzę się z tym. Co prawda miałem kilka doświadczeń zagranicznych, aczkolwiek nigdy nie spędziłem w kraju anglojęzycznym więcej niż dwa miesiące. Moim zdaniem kluczem jest tutaj po prostu dobry nauczyciel. Ja zawsze miałem ogromne szczęście do ludzi, którzy uczyli mnie języka. Dlatego teraz prezentuję taki poziom. Poza tym trzeba podkreślić , że obecnie, przy takim dostępie do kultury, książek, seriali, filmów, prasy i telewizji anglojęzycznej, ten język może opanować każdy. Możliwości są nieograniczone. Wystarczy chcieć.

PS: Dr Magdalena Głogowska, koordynatorka konkursu Jessup na szczeblu krajowym w rozmowie z tygodnikiem Prawnik DGP podkreślała, że taki konkurs to cenny punkt w CV. A pan dlaczego zdecydował się na wzięcie w nim udziału?

RS: Powiem szczerze, że nawet nie myślałem o CV. Ja po prostu interesuję się prawem międzynarodowym. Po zakończeniu studiów myślałem nawet o karierze w dyplomacji. Poza tym bardzo lubię dyskusje na tematy związane z polityką zagraniczną i ten konkurs to dobra okazja, żeby w trochę niecodziennych warunkach porozmawiać na te tematy.

PS: Czego pan spodziewa się po finale w Waszyngtonie?

RS: Jakkolwiek trudne by to nie było jedziemy tam po zwycięstwo. Zobaczymy jak daleko uda nam się zajść. Na pewno damy z siebie wszystko. Mamy nadzieję, że nasz ostatni mecz odbędzie się w ostatnim dniu - w finale.

Rozmawiała Paulina Szewioła